Sztuka biznesu. Czy artyści mogą projektować startupy?

Blokowisko-miasto to projekt zielonej reurbanizacj
Blokowisko-miasto to projekt zielonej reurbanizacji osiedla autorstwa Jakuba Ławskiego z Politechniki Łódzkiej
Nie da się stworzyć dobrej firmy bez współpracy z artystą. Niezależnie, jak dobry będzie model biznesowy, bez odrobiny nieuchwytnego piękna może się to nie udać. Do tej idei przekonują absolwenci uczelni artystycznych.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2022 (81)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Studia artystyczno-projektowe są elitarne, na roku danego kierunku studiuje maksymalnie 15 osób. I choć panuje przekonanie, że artyści nie mają  smykałki do biznesu, jest ono błędne. Współczesny artysta potrafi projektować także firmy, a sztukę umiejętnie łączy z biznesem.

Dobrym przykładem jest Maria Smaga z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, która w ramach dyplomu przygotowała projekt aplikacji HELP. Służy ona udzielaniu pierwszej pomocy. Powstała dzięki współpracy artystki z ratownikiem medycznym. Apka po prostu przekazuje głosowe instrukcje, które mają pokierować osobę udzielającą pierwszej pomocy medycznej. – Aplikacja nie wymaga wiedzy i dodatkowego skupienia, a interakcja z produktem została ograniczona do niezbędnego minimum – tłumaczy artystka.

Z kolei Szymon Fischer i Paweł Dworczyk (ASP Kraków) także w ramach pracy dyplomowej przygotowali system Homest. To domy modułowe budowane z prefabrykatów, przy produkcji których nie emituje się tyle zanieczyszczeń. W ich systemie pomieszczenia w domach można dostawiać lub odejmować w zależności od demografii danej rodziny. – Materiały do zbudowania kolejnego „pokoju” można, w zależności od potrzeb, sprzedać innym użytkownikom domu modułowego – wyjaśniają autorzy. Warto dodać, że ich domy są też piękne.

Jest jeszcze Lulisom, urządzenie wspomagające proces zasypiania dla osób z zaburzeniami snu, autorstwa Olhi Mielkiny (ASP Łódź). Sprzęt oddziałuje wibracją na punkty refleksyjne na dłoniach i stopach odpowiadające za nasz sen. Albo inny pomysł, należący do Mai Budzyńskiej (ASP Katowice) nazwany MeleMai, czyli wibrator wspomagający metodę, termiczną antykoncepcji. Urządzenie łączy w sobie zabawkę erotyczną i termometr owulacyjny a w założeniu ma także usprawnić komunikację między partnerami. Produkt może ułatwić rozmowę o naszych potrzebach seksualnych, co wciąż nie jest proste dla wielu par. 

Te i inne perełki wśród dyplomów absolwentów uczelni artystycznych od ośmiu lat wyławia pracownia projektowa FONT nie czcionka!

Artystyczne działanie w biznesie

Czy jesteśmy więc świadkami przemiany na uczelniach artystycznych, które zaczęły przygotowywać studentów do specyfiki rynku? Tomasz Tobys, dyrektor kreatywny pracowni studio FNC i zarazem pomysłodawca zestawienia „Dyplomy FNC”, podkreśla, że na akademiach sztuk pięknych nie kształci się biznesowego podejścia do sztuki, lecz przygotowuje studentów do działania w biznesie. 

– Przygotowane przez nas zestawienie ma zainteresować biznes czy potencjalnych inwestorów. Zdarzają się sytuacje, że przedsiębiorcy po obejrzeniu wyróżnionych dyplomów chcą się skontaktować z artystą. Zresztą niektóre z tych wybranych przez nas prac zostały zrealizowane. Naszym celem jest podkreślenie, że na uczelniach artystycznych da się też robić rzeczy biznesowe – tłumaczy Tomasz Tobys.

Żyjemy w czasach, kiedy artyści mają szansę powtórzyć sukces uznawanego przez wielu za wybitnego Jonathana Ive’a, głównego projektanta w firmie Apple, który odpowiada za wygląd większości modeli MacBooka, iPoda, iPhone’a oraz iPada. 

Sztuka i biznes od zawsze szukają wspólnej drogi. Choć to materie w pewnym sensie przeciwstawne, bo nie da się duchowości aktu stworzenia wklepać w tabelki Excela, to losy obu dziedzin przecinają się w każdej epoce, odkąd zaistniało pojęcie handlu i zapotrzebowanie na szeroko rozumiane piękno. Na przestrzeni wieków rozbuchane pragnienia estetycznych doznań doprowadziły nas do czasów, gdy prawie wszystko, co nas otacza jest projektem artysty. Zauważają to twórcy polskich startupów wnętrzarskich: Karol Misztal (jego Yestersern ma dziś 20 mln zł przychodów), Damian Goliński i Cyprian Bieniarz (ich NOO.MA sprzedaje w 40 krajach świata).

Biznes i design są dziś w symbiozie, co jest rajem dla projektantów. Podczas konferencji Startup Art w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie dyskutowano na temat obecności artystów w biznesie. Wniosek? Artyści powinni skupić się na rzeczywistych potrzebach odbiorców. Dostosować swoje usługi do konkretnych oczekiwań środowiska – zadać pytanie „czy moje dzieła znajdą klientów?”. Aby nie działać wbrew wyznawanym wartościom, mogą podzielić tworzone produkty na masową produkcję, która przynosi zysk, oraz ambitną produkcję – dającą poczucie, że nadal jest się wybitnym twórcą.

Sztuka (nie)sprzedawalna

W środowisku artystycznym często słychać zdanie, że zrobienie czegoś ładnego nie jest rzeczą twórczą. Czasem prace artystów są piękne, ale ważne jest, by projekt był wyważony nie tylko estetycznie, lecz także był praktyczny i miał wpływ na otoczenie. Stąd w dyplomach tak widoczna obecność dzieł mających służyć grupom osób z jakiegoś powodu wykluczonym. Empatia i kreatywność artystów doprowadzają ich do wymyślenia koncepcji nie tylko upiększających świat, ale i ułatwiających korzystanie z niego.

Taka jest aplikacja MedTalk, zaprojektowana przez Joannę Twaróg (ASP Kraków) i skierowana do pacjentów z niepełnosprawnością słuchu, zajmująca się problemem ich marginalizacji i wykluczenia w dostępie do opieki medycznej. Inny artysta Jakub Ławski (Politechnika Łódzka) przedstawił możliwość wykorzystania „międzyprzestrzeni” między budynkami mieszkalnymi. Projekt zielonej reurbanizacji osiedla pod tytułem „Blokowisko – Miasto” pokazuje, jak można rozwijać osiedla, tak aby uczynić je miejscami lepszymi do życia. 

Oceniający prace dyplomowe mają świadomość, że myślenie w kategoriach tego, co się sprzeda, jest dużym zawężeniem dla artysty. Dlatego brak pewnych stricte artystycznych dzieł w zestawieniu, np. rzeźb czy malarstwa, nie oznacza, że ten rodzaj twórczości jest w jakimkolwiek stopniu gorszy. Tacy artyści nie muszą skupiać się na badaniu rynku i targetu – ale raczej na sposobie oddziaływania sztuki na odbiorcę i wyzwalania w nim emocji czy refleksji. To ważne, co artysta ma do powiedzenia i w jaki sposób chce to przekazać. Dlatego warto zaznaczyć, że kwestia tego, czy dyplom lub twórczość jest sprzedawalna, nie jest miarą tego, czy jest to wartościowa sztuka.

Sztuka biznesu

Działa to też w drugą stronę. Biznes nie zapomina o swojej odpowiedzialności społecznej, wspierając tych twórców, którzy decydują się na sztukę stricte artystyczną, a nie projektową. 

Aleksandra Stachowicz, absolwentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, która otrzymała za swój dyplom Nagrodę Artystyczną Siemensa, wspomina, że stypendium w pewnym stopniu ochroniło ją przed trudnym zderzeniem z rynkiem pracy. – Ten rynek nie stoi przed nami otworem. Dzięki nagrodzie uniknęłam tego momentu, który często spotyka absolwentów ASP, kiedy kończymy studia i ze względu na specyfikę rynku sztuki nie wiemy, co dalej. Mamy aspiracje, natomiast rzadko mamy środki finansowe na to, żeby poświęcić się tzw. twórczości. Kończymy studia i nie wchodzimy na „artystyczny” rynek pracy. Ja zyskałam czas, żeby wymyślić formułę na siebie, w której połączę ekonomiczne utrzymanie się i pracę twórczą – mówi artystka.

Dziś Aleksandra Stachowicz pracuje w agencji reklamowej Good Looking Studio, która zajmuje się wykonywaniem murali w całym kraju. Jak wielu twórców chciałaby więcej czasu poświęcać rozwijaniu własnego malarstwa, ale cieszy się z możliwości, które daje jej praca. – Jestem realistką i dostrzegam fakt, że o wiele więcej odbiorców zobaczy mural niż wystawę w galerii. Te prace oddziałują w jakiś sposób na ludzi, są widoczne, budzą emocje. Choć wykonuję sztukę w pewnym sensie „sprzedawalną”, mogę się w niej realizować.

Zmiana pozycji twórców 

Zmiana zaszła nie tylko na uczelniach, ale przede wszystkim w samych studentach. W ostatniej dekadzie doszło do znacznego przewartościowania pozycji społecznej twórców, projektantów, artystów. Zaczęli dobrze zarabiać, a ich zawody wzbudzają szacunek. Zmienia się też podejście w firmach – strony internetowe przedsiębiorstw coraz częściej projektują artyści, a programiści wprowadzają ich wizję w życie. Do niedawna to informatycy grali tutaj pierwsze skrzypce, co – nie umniejszając ich umiejętnościom – prowadziło czasem do cyfrowej bilbordozy. Innowacyjne, a wręcz startupowe podejście artystów, sprowadza się do odkrycia sekretu zwykłych rzeczy. To znalezienie języka do wyjaśnienia prostych problemów na nowo.

Co za tym idzie, na sukces finansowy i życie z własnej twórczości mają szansę nie tylko artyści wystawiający swoje dzieła w galeriach i muzeach. Szansa na spełnienie zawodowe w tradycyjnym ujęciu czeka na najwybitniejszych artystów lub takich, którzy mają po prostu więcej szczęścia. Biznes stwarza artystom i ich sztuce nowe warunki do kariery. Zdaje się, że obie dziedziny mają skłonność do wzajemnej stymulacji.

Biznes wciąga sztukę w codzienność i przelicza ją na dochody artystów. Wystarczy wspomnieć tylko o mecenasach renesansowych twórców, licznych fundatorach, kolekcjonerach, koneserach, a także dzisiejszych inwestorach na ogromnym i niezwykle intratnym rynku sztuki. Rynku, który w 2021 r. utrzymał wieloletni trend wzrostowy. Obroty na aukcjach w Polsce wyniosły aż 634 mln zł (dla porównania w 2020 r. zanotowano obroty na poziomie 380 mln zł).

My Company Polska wydanie 6/2022 (81)

Więcej możesz przeczytać w 6/2022 (81) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ