Reportaż z końca świata

Reportaż z końca świata
Zastanawialiście się kiedyś, jak mógłby wyglądać koniec świata? Katastrofa klimatyczna, globalna wojna, bunt sztucznej inteligencji? Możliwe scenariusze można mnożyć, trudno jednoznacznie stwierdzić, który jest najbardziej prawdopodobny. Czy na pewno?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2024 (102)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

O tym, że poważny kryzys – żeby nie użyć słowa „zagłada” – jest być może bliżej, niż nam się wydaje, świadczy popularność netfliksowego „Zostaw świat za sobą”, gdzie niezwykle realistycznie pokazano, jak duży wpływ na nasz świat ma technologia. O niedawnej pandemii koronawirusa już nie wspominając.

Weszliśmy w taki etap globalizacji, że każdy z poniższych scenariuszy w dużym stopniu dotyka – a wręcz rozpoczyna się – od zależności biznesowych. Korporacje podejmują coraz więcej inicjatyw proekologicznych, udzielają się społecznie, głośno mówią o konieczności właściwych regulacji prawnych. Startupy opracowują kolejne innowacje, biorąc na sztandary hasła o ratowaniu świata, natomiast najsłynniejsi przedsiębiorcy – przynajmniej na pozór – wyrażają szczególną troskę o przyszłość, czego dobitnym przykładem jest chociażby niedawny list, w którym apelowano o chwilowe zaniechanie prac nad rozwojem sztucznej inteligencji – podpisali się pod nim m.in. Elon Musk i Steve Wozniak.

By nakreślić możliwe scenariusze końca świata, porozmawialiśmy z ekspertami w swoich dziedzinach. Cyberbezpieczeństwo, prawo, sektor kosmiczny, medycyna, a nawet geologia – zagrożenia są dostrzegalne wszędzie. Przemyślenia rozmówców zebraliśmy w krótkie historie, obrazujące to, jak prawdopodobnie mogłyby wyglądać ostatnie dni na Ziemi.

Ale oczywiście nie chcemy odbierać nadziei, dlatego w tekstach zawarliśmy także rady – na odpowiednie działania wciąż nie jest za późno.

Zapraszamy was na reportaż z końca świata.

Sejsmiczna apokalipsa

Na podstawie wiedzy dr Noemi Zabari, redakcja: Eliza Voss

Wyobraź sobie świat, gdzie ziemskie krainy spoczywają na płaszczyznach ogromnych powierzchni skalnych. Żyją na nich ludzie i istoty niezwykłe, których losy splotły się w nieprzewidywalny sposób. Tam, gdzie zieleń lasów igrała z niebem, a potężne rzeki wodziły swój nieposkromiony taniec, wydarzyło się coś strasznego. Niebo pękło w strzępy, ziemia zadrżała tak mocno, że drzewa zaczęły szlochać, a rzeki zaklęły się w swoje uściski. Wielkie trzęsienie ziemi ogarnęło świat, rzucając mieszkańców naszej planety w wir zagłady. Wszystko, co istnieje na Ziemi, zostaje wessane w jej głąb. Nikt nie był w stanie przewidzieć kataklizmu.

Pierwsze oznaki wykrywalne są tylko i wyłącznie specjalistyczną aparaturą. Anomalne zachowanie dochodzącego na Ziemię promieniowania kosmicznego, zwiększenie koncentracji gazu radonu, zmiany zachodzące w jonosferze, zmiany pola magnetycznego Ziemi, zmiany temperatury powierzchni Ziemi, zniekształcenia terenu, zmiany poziomu wód gruntowych, zachowanie zwierząt, za które odpowiedzialne są zmiany infradźwiękowe... Zwykły śmiertelnik nie jest w stanie wyczuć i zauważyć tak subtelnie pojawiających się symptomów w otoczeniu.

Niemniej wychodząc z apokaliptycznych wizji – trzęsienia ziemi mogą mieć różne początki, nie zawsze zaczynają się od mikro-wstrząsów. Mogą być zarówno stopniowe i subtelne, jak i nagłe oraz gwałtowne. Istnieje wiele czynników wpływających na sposób, w jaki trzęsienie ziemi się rozpoczyna, w tym lokalne geologiczne warunki, typ tektoniczny oraz głębokość i charakterystyka uskoku.

Natomiast gdyby wszystkie lądy na Ziemi rzeczywiście zaczęły się trząść, mogłoby to prowadzić do dużych przemieszczeń oraz deformacji kontynentów. W skrajnym przypadku mogłoby to doprowadzić do zmiany ich kształtu, chociaż proces ten byłby bardzo chaotyczny i skomplikowany. Zniszczenia infrastruktury, obszarów mieszkalnych i środowiska naturalnego również byłyby ogromne.

Pocieszający jest fakt, że scenariusz taki jest możliwy w teorii, choć w praktyce mało prawdopodobny. Żeby tak się stało, musiałoby dojść do ogromnych globalnych zmian geologicznych. Takie zmiany mogłyby wynikać z potężnych katastrof - jak kolizja dużych planet lub ogromnych wybuchów wulkanicznych na globalną skalę - ale nawet w przypadku tego typu zdarzeń geologia każdego kontynentu jest inna, zróżnicowana, w związku z czym nie wszystkie byłyby równie dotknięte kataklizmem.

Dodatkowo przy tak szybkim rozwoju technologii jesteśmy w stanie wszelkie anomalie wykrywać stosunkowo wcześnie, by uchronić ludzi przed zbliżającym się (acz nieuchronnym) trzęsieniem ziemi.

Katastrofa AI

Autor: Kacper Łukawski, Founder AI Embassy

Świadome systemy kontrolujące wszystkie elementy infrastruktury – od dziecięcych zabawek po energię atomową – śledzące każdy nasz krok i komunikujące się ze sobą. Inteligentne roje mechanicznych owadów działające do spółki z humanoidalnymi robotami, początkowo na rozkaz człowieka, by finalnie zerwać się ze smyczy. To hollywoodzka wizja sztucznej inteligencji, której realizacji wprost nie mogę się doczekać. Nie, żeby jakoś specjalnie zależało mi na anihilacji ludzkości i zagładzie świata, jaki znamy. Chciałbym po prostu, żebyśmy technologicznie byli aż tak zaawansowani, jak przedstawia to kino. Od tego punktu dzieli nas jednak przepaść.

Kolejne przełomy – w tym tworzenie tekstu, obrazu, wideo czy tzw. deepfake’ów – istotnie przesunęły granicę tego, co możliwe. Są to jednak ciągle systemy stworzone do rozwiązywania konkretnych problemów i są ograniczone interfejsami, którymi pozwoliliśmy prowadzić im interakcję ze środowiskiem. Model tworzący tekst nie zacznie nagle prowadzić autonomicznego samochodu, tylko ograniczy się do produkowania następujących po sobie słów, bo to jedyne wyjście, jakim może się posługiwać. I vice versa.

Ku uciesze jednych i rozczarowaniu innych zagłada dokonana „rękami” sztucznej inteligencji, może mieć raczej pełzający, a nie spektakularny charakter. Zalew idealnie dopasowanych do naszych zainteresowań i automatycznie generowanych treści jeszcze bardziej przykuje nas do ekranów, sterując naszym nastrojem za pomocą częstych wyrzutów dopaminy i zamknie w bańkach własnych przekonań. Łatwość tworzenia fałszywych treści prowadzi do kreacji świata pełnego indywidualności, w którym wzajemne zaufanie jest rzadkością.

W takim scenariuszu zagłada nastąpi nie przez brak kontroli nad sztuczną inteligencją, ale przez brak kontroli nad samymi sobą.

Zagłada po upadku edukacji

Autor: Przemek Staroń, psycholog, autor bestsellerowej serii „Szkoła bohaterek i bohaterów”, Nauczyciel Roku 2018

Edukacja jest najpotężniejszym narzędziem, którego możemy użyć, by zmieniać świat. Tylko czym w zasadzie jest ta edukacja? Wiem, że bardzo często jest ona rozumiana jako szkolnictwo. Jak więc wyglądałaby zagłada cywilizacji, gdyby upadło szkolnictwo? Cóż, możemy sobie wyobrazić stopniową degradację społeczeństwa, utratę umiejętności oraz kompetencji potrzebnych do utrzymania i funkcjonowania państw i gospodarek, co doprowadziłoby do globalnego upadku struktur państwowych, społecznych oraz ekonomicznych.

No tak, tylko że kiedyś szkolnictwo nie istniało w ogóle, a świat się nie zawalił. Ba, cywilizacja na tyle się rozwinęła, że w pewnym momencie jej rozwoju stworzono właśnie szkolnictwo. Jak to możliwe?

Myślę, że stało się tak dlatego, że szkolnictwo nie jest synonimem edukacji. Jest tylko i aż jej aspektem. Już od dawna podkreśla się, że edukacja to lifelong learning, nie kończy się wraz z ukończeniem szkoły i zachodzi wręcz przez całe życie. Po drugie, szkolnictwo może być antyedukacyjne, co niestety jakże często obserwujemy w polskich warunkach.

Kiedy jestem pytany o esencję edukacji, zawsze podkreślam, że jest to coś, co pozwala człowiekowi iść przez życie i radzić sobie z wyzwaniami rzeczywistości, którą współtworzą miliardy żywych istnień. Edukacja uzdalnia nas zatem do realizacji celów, osiągania szczęścia i rozwoju siebie, umożliwia robienie tego wszystkiego w sposób niekrzywdzący innych, a w końcu rozszerza nam perspektywę, pozwalając widzieć świat poza sobą. Widzieć i czynić go lepszym, a przynajmniej bardziej znośnym dla siebie oraz innych istot.

Kilka lat temu napisałem artykuł, w którym podkreśliłem trzy fundamentalne elementy edukacji, nazywając je Insygniami Przyszłości: insygnium uczenia się, myślenia (krytycznego i kreatywnego) oraz komunikacji (intra- i interpersonalnej). Są one matrycą całości naszego funkcjonowania, a zwinne posługiwanie się nimi daje nam możliwość poradzenia sobie z każdą sytuacją przynoszoną przez życie. Możemy całkiem nieźle przeżyć życie bez trygonometrii, ale bez krytycznego myślenia będzie dużo trudniej. A gdy okaże się, że trygonometria jest potrzebna, dzięki insygnium uczenia się sięgniemy po jej poznanie.

Dlatego teraz mogę odpowiedzieć na tak brzmiące pytanie: jak wyglądałaby zagłada cywilizacji, gdybyśmy stracili możliwość uczenia się, myślenia i komunikacji? Cóż, byłaby błyskawiczna. Każde z nas stałoby się bezmyślnym, egoistycznym automatem, dążącym do przeżycia, które jednak byłoby bez tej matrycy znacznie utrudnione. A to jest odpowiedź budząca niesamowitą wręcz... nadzieję.

Jak to? Dlaczego? Dlatego że prawdopodobieństwo utraty wszystkich tych trzech metakompetencji przez całą ludzkość jest znikome. A ponadto - i to jest chyba najważniejsze - każde z nas może je rozwijać niezależnie od czegokolwiek. I o ile na wiele rzeczy w świecie zupełnie nie mamy wpływu, mamy wpływ na własne wybory. I im więcej spośród nas będzie nieść światło pośród ciemności, tym mniejsza będzie jej moc.

To właśnie dlatego napisałem ten tekst- aby wysłać kolejny promień światła. I będę robił to do ostatniego tchu. A jaki ty promień światła wyślesz dziś w świat?

Spojrzenie w ciemność

Autor: Michal Dembinski, Chief Advisor w British Polish Chamber of Commerce

1 września 1859 r. na Słońcu wybucha ogromny rozbłysk, wyrzucając w stronę Ziemi potok naładowanych cząstek. Gdy nasza planeta się obraca, cała jej powierzchnia jest skąpana w intensywnym polu geomagnetycznym, tworząc przez trzy dni spektakularne pokazy zorzy polarnej widocznej nawet na południowych szerokościach geograficznych. Z powodu silnego prądu elektromagnetycznego wytwarzanego przez wspomniane pole systemy telegraficzne w całej Europie i Ameryce Północnej zawodzą, w niektórych przypadkach powodując porażenie prądem swoich operatorów. Słupy telegraficzne rzucają iskry.

Na szczęście ludzkość nie była wówczas uzależniona od elektryczności. Poza operatorami telegrafów nikt nie odczuł niedogodności w związku ze zjawiskiem zwanym obecnie wydarzeniem Carringtona – na cześć brytyjskiego astronoma – który jako pierwszy zauważył rozbłysk słoneczny wyłaniający się ze Słońca.

Gdyby jednak wydarzenie takie jak to – lub o jeszcze większej skali – miało miejsce dzisiaj, sieci energetyczne na wszystkich kontynentach uległyby załamaniu, a chaos społeczny pogrążyłby ludzkość. Satelity zostałyby zniszczone, a nasza całkowicie skomputeryzowana infrastruktura finansowa przestałaby działać.

Ludzie obudziliby się w ciemności, w sklepach nie funkcjonowałyby kasy fiskalne. Utracilibyśmy dostęp do bankomatów, nie zapłacilibyśmy kartą, a przelewy bankowe przestałyby funkcjonować. Przed bezradnymi organizacjami finansowymi zbierałyby się protestujące tłumy.

W jakiej rzeczywistości się budzimy? Instytucje posiadające systemy zasilania awaryjnego, które wciąż działają, funkcjonują, ale potrzebują oleju napędowego do swoich generatorów – gdy kończy się paliwo, nie można go kupić, gdyż jest w podziemnych cysternach, a przecież brakuje prądu do napędzania pomp. Jedzenie zaczyna się psuć w wyniku awarii chłodzenia, stacje uzdatniania wody przestają oczyszczać ścieki.

Przywrócenie ludzkości do stanu sprzed katastrofy może zająć dziesięciolecia.

Był czas na dbanie o cyberbezpieczeństwo

Autor: Krzysztof Jóźwik, Key Account Manager w Cloudware Polska, pisarz

Biorę telefon w dłoń i odruchowo wybieram numer do mojego nastoletniego syna, który utknął gdzieś w centrum miasta. A tam przecież zamieszki, bójki o paczkę makaronu lub konserwę przeobrażonych w bestialskie stworzenia ludzi szturmujących sklepy, starcia z próbującą opanować sytuację policją i wojskiem. Te straszliwie nierealne obrazy zarejestrował mój do bólu przerażony mózg, gdy kilka minut temu na ekranie telewizora pojawiały się ostatnie wieczorne relacje reporterów. Potem transmisja się urwała. Zanikł sygnał operatora kablówki, zgasł internet. Lampka połączenia z siecią na moim routerze zapaliła się na czerwono. To oznaczało definitywny brak sieci i kontaktu ze światem.

Z szybko bijącym sercem czekam więc na połączenie. Tak mocno ściskam komórkę, że aż słyszę, jak trzeszczy plastik obudowy. Jednak nie słyszę w głośniczku żadnego sygnału. Próbuję kilka razy, bo moje wystraszone zmysły jeszcze nie przyjmują do wiadomości faktu, że brak sygnału operatora telefonii mobilnej oznacza, że wysiadły także nadajniki i centrale. Nie mam jednak szans się nigdzie dodzwonić.

Zdaję sobie sprawę, że nie mam wyboru i że muszę jechać do centrum ratować moje dziecko, więc biegnę w kierunku drzwi. Nagle w całym domu gaśnie światło i mało co nie wywracam się na schodach. A więc elektrownie i linie przesyłowe energii elektrycznej także w końcu padły w wyniku ataku hakerów. Nie mam czasu tego sprawdzić, ale założę się, że wody w kranie też już nie ma. Skoro cyberprzestępcom udało się odciąć prąd i wyłączyć całą telekomunikację, to dlaczego nie mieliby zatrzymać pomp i urządzeń przesyłających wodę do domów i bloków, by ostatecznie sparaliżować i pogrążyć w chaosie miasto?

Wychodzę z domu i drżącymi z coraz większego strachu dłońmi zamykam drzwi na klucz.

Od wielu lat nie mam samochodu. By być bardziej ekologicznym, jeżdżę metrem i tramwajem, więc po omacku biegnę w stronę przystanku. Na ulicy jest ciemno jak diabli, przecież wyłączyli prąd.

Po drodze uświadamiam sobie, że być może będą mi potrzebne pieniądze, bo wiem, że mogą mi pomóc. Gdy zdyszany dopadam do bankomatu, widzę, że maszyna nie działa. Spóźniłem się. Nerwowo naciskam kilka przypadkowo wybranych klawiszy, lecz to nic nie daje. Potem walę pięścią w solidną metalową obudowę. Odzywają się we mnie prymitywne instynkty przetrwania i momentalnie żałuję, że nie mam przy sobie łomu, którym mógłbym dostać się do środka.

Tłumię w sobie przekleństwo, które ciśnie mi się na usta. Przerażenie paraliżuje mnie coraz bardziej. Nie mam kontaktu z synem, dookoła panuje ciemność, nie mam, jak dostać się do centrum miasta, nie mam grosza przy duszy. Z oddali dochodzą do mnie dźwięki policyjnych syren i krzyki przerażonych ludzi. Gdzieś nad miastem lata helikopter.

W tym momencie zdaję sobie sprawę, że hakerzy właśnie wygrali… Bezsilnie opieram się o bezużyteczną w tej chwili kupę żelastwa i bezradnie zwieszam głowę. Łzy cisną mi się do oczu, gdy przypominam sobie ostrzeżenia naukowców, polityków i fachowców od cyberbezpieczeństwa, które kilka miesięcy wcześniej przewijały się w mediach. Wtedy prawie nikt nie wziął na serio pełnych obaw wypowiedzi ludzi zdających sobie sprawę z ogromnego ryzyka. Nikt nie chciał w to wierzyć, że hakerzy z dobrze zorganizowanych grup przestępczych mających nieograniczone środki finansowe i zaopatrzone w potwornie mocny, nowoczesny sprzęt złamią każde zabezpieczenie, przełamią każdą cybernetyczną zaporę i wejdą do każdego systemu. Przedsiębiorstwa telekomunikacyjne, banki, firmy energetyczne padły w ciągu jednego dnia, paraliżując całe państwa.

A był czas, by przewidzieć skutki nierównego wyścigu z hakerami, by odpowiednio zabezpieczyć kluczowe firmy o krytycznym znaczeniu, by zainwestować w nowoczesne narzędzia i rozwiązania. By przeszkolić ludzi, wdrożyć procedury bezpieczeństwa. By zdublować systemy komputerowe i zadbać o odpowiednio przechowywane kopie danych. I wreszcie, by przetestować awaryjne procedury i być przygotowanym na bezpardonowe ataki cyberprzestępców.

Był na to czas…

Medycyna zależna od technologii

Autorka: Nikoletta Buczek, co-founderka NABIO Medical Technologies

Rozwój zawsze wiąże się z ryzykiem. W antyutopijnej, zdehumanizowanej wizji świata medycyna jest nie tylko wspomagana przez technologię, ale jest wręcz od niej zależna. Rachunek zysków i strat w przypadku, kiedy na szali stawiamy nasze zdrowie i życie, powinniśmy wykonywać szczególnie skrupulatnie. A co, jeżeli apokalipsa w naszym rozumieniu nie jest dosłownym końcem cywilizacji, lecz odcięciem dostępu do współczesnych technologii?

Razem z ciągłym dążeniem do coraz szerszej cyfryzacji oraz automatyzacji procesów leczenia wzrasta zagrożenie całkowitej zależności od technologii. Coraz śmielej mówi się o sztucznej inteligencji czy cyfryzacji w kontekście udoskonalania usług medycznych, co staje się faktem. Tracąc z dnia na dzień dostęp do narzędzi cyfrowych, część lekarzy nie będzie mogła (lub będzie to bardzo utrudnione) wyleczyć pacjenta nawet z podstawowych dolegliwości. Lata badań i opracowywania nowych technologii mogą się okazać jedynie ślepą uliczką, a wyjściem z niej jest powrót do podstaw, o które musimy zadbać już teraz.

W tej perspektywie powinniśmy pamiętać, że nowoczesne technologie to tylko narzędzia, którymi posługuje się specjalista, a te bywają zawodne. Latami zdobywana wiedza jest kluczem do efektywnego leczenia, niezależnie od sytuacji. Powinniśmy dbać nie tylko o wiedzę praktyczną w zakresie wykorzystania owoców rozwoju technologicznego, ale również o łączenie jej z wiedzą teoretyczną niezależną od zawodności urządzeń.

AI, bioniczne narządy czy genomika nadal dla niektórych brzmią jak abstrakcyjne hasła, jednakże dziś jest to integralny element medycyny. Ewolucja nie powinna nas przerażać, a potencjalne zagrożenia i obawy nie muszą blokować rozwoju innowacyjności – wręcz przeciwnie, korzystajmy z dobrodziejstw naszych czasów. Pamiętajmy przy tym, że nie każda innowacja musi być cyfrowa, a nawet pozornie nieistotna idea może być kluczowa w momencie kryzysu.

Prawna katastrofa

Autorka: Sandra Słowik, prawniczka specjalizująca się w prawie ochrony danych osobowych i prawie nowych technologii

Wizja zagłady świata, w którym kwestie prawne wymykają się spod kontroli, może przybrać formę futurystycznej dystopii znanej nam z filmów czy powieści science fiction. Wyobraźmy sobie społeczeństwo podlegające masowej inwigilacji, w którym organy państwowe i podmioty prywatne mają niemal nieograniczony dostęp do informacji o obywatelach. Dzięki ciągłemu monitorowaniu, wykorzystywaniu technologii rozpoznawania twarzy oraz analizie dużych zbiorów danych (Big Data) są w stanie nie tylko przewidzieć zachowania ludzi, lecz także wedle potrzeby manipulować ich decyzjami. W takim świecie zachowanie prywatności nie jest możliwe.

Dodajmy do tego również cyberataki, które mogą spowodować wiele szkód, jak również mieć tragiczne skutki dla bezpieczeństwa publicznego oraz gospodarki. Przykłady mogą obejmować włamanie się do systemu komputerowego zakładu uzdatniania wody i zatrucie wody pitnej niebezpiecznymi substancjami bądź sparaliżowanie przez hakerów systemu bezpieczeństwa elektrowni jądrowej.

Kluczowe jest jednak zrozumienie, że technologia sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła – to ludzie decydują o sposobach i celach jej wykorzystania, dlatego też brak odpowiednich regulacji prawnych oraz nadzoru nad ich przestrzeganiem może prowadzić do katastrofalnych skutków. Konieczne jest ciągłe śledzenie rozwoju nowych technologii i dostosowywanie prawa do szybko zmieniającej się rzeczywistości. W tym kontekście działania Unii Europejskiej są krokiem w dobrym kierunku, o czym świadczą prowadzone przez nią obecnie (końcowe) prace nad AI Act oraz przyjęcie takich aktów prawnych jak Data Act, DSA czy NIS2.

Niezwykle istotne są również edukacja, kształtowanie niezbędnych kompetencji cyfrowych i podnoszenie świadomości społeczeństwa w zakresie zagrożeń technologicznych. Odpowiedzialne podejście do tworzenia nowych regulacji prawnych, które będą chronić prawa człowieka i wspierać rozwój innowacji, może zapewnić, że technologia będzie służyła dobru ludzkości, nie stając się przyczyną jej upadku.

Czy satelity operują wiecznie?

Autorka: Justyna Pelc, Head of Communications DAC.digital

Idziesz ulicą i dzwonisz do znajomego. Dawno nie rozmawialiście, dobrze, że masz zasięg! Chwila, to chyba nie ta uliczka… Szybki rzut oka na aplikację w telefonie i jednak zmierzasz w dobrym kierunku. Na mapie widzisz rzeczywisty widok – park, te żółte budynki naprzeciwko, wszystko się zgadza. Bez internetu bylibyśmy jak bez ręki.

O tym, że z technologii kosmicznych korzystamy każdego dnia, wielu z nas doskonale zdaje sobie sprawę. Czy jednak mogłoby ich zabraknąć? I czy brak możliwości przejrzenia popularnych portali społecznościowych lub obejrzenia nowego odcinka ulubionego serialu to byłyby nasze jedyne problemy?

Sektor kosmiczny dynamicznie się rozwija. Nowe technologie wynoszenia ładunku na orbitę sprawiają, że koszt wysyłki spada praktycznie z dnia na dzień. Nie dziwi więc, że liczba satelitów wysyłanych na orbitę wzrasta wykładniczo.

Czy satelity operują wiecznie? Oczywiście jak każdy sprzęt kiedyś się psują. Zostają wtedy kosmicznymi śmieciami, stanowiąc ryzyko dla innych obiektów znajdujących się na orbicie. Co się stanie, jeżeli w coś uderzą? Rozpadają się na mniejsze części, poruszające się 25 razy szybciej niż pociski wystrzelone z pistoletu! Uderzają w kolejne obiekty, które rozpadają się na kolejne części, a im mniejsze elementy, tym trudniej je namierzyć, śledzić czy uniknąć.

Jak duży to problem? ESA szacuje, że po orbicie naszej planety krąży 170 mln odłamków większych niż 1 mm. Już tak mały element mógłby zniszczyć jakiś podzespół pojazdu kosmicznego czy innego obiektu.

Biorąc pod uwagę tempo rozwoju technologii kosmicznej, możemy kiedyś osiągnąć masę krytyczną, a liczba umieszczonych obiektów na naszej orbicie sprawi, że jedna kolizja spowoduję prawdziwą lawinę, doprowadzając do zniszczenia większości satelitów.

Skutek? Zupełny paraliż naszego świata. Sektor bankowy przestaje działać, co wpływa na każdy inny sektor. Tracimy dostęp do danych, które każdego dnia umożliwiają logistykę i transport surowców. Znikają możliwości telekomunikacyjne, nie wspominając o bezpieczeństwie krajowym. Jako społeczeństwo z dnia na dzień cofamy się o setki lat, nie będąc na to zupełnie przygotowani.

Czy to scenariusz jutra? Na szczęście nie. Jeszcze nie zanieczyściliśmy naszej orbity aż tak mocno, ale powinniśmy być bardziej uważni z zostawianiem śladów naszej obecności w przestrzeni kosmicznej. Czołowe agencje i wiele firm komercyjnych już pracują nad technologiami mającymi pomóc nam oczyścić niebo z niepotrzebnych obiektów, które po wykonaniu swoich zadań zaczynają zagrażać naszej przyszłości. 

My Company Polska wydanie 3/2024 (102)

Więcej możesz przeczytać w 3/2024 (102) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie