Podwyżki dla nauczycieli. Kolejne opóźnienia w ich wypłacie stały się faktem
Jedna z toruńskich szkół podczas protestu nauczycieli w 2019 r. fot. shutterstock.Nauczyciele w Polsce od kilku lat walczą o godne wynagrodzenia za swoją pracę. W ostatnich dniach pojawiły się informacje, że nie wszystkie samorządy zdążą z wypłatami symbolicznie powiększonych wypłat do 1 marca. Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) alarmuje, że spora grupa zobaczy wyższe pensje dopiero od następnego miesiąca. Powodem takiej sytuacji jest fakt, że minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, nie dopilnował terminu podpisu pod odpowiednim rozporządzeniem.
Spóźniony podpis ministra Czarnka
Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego, podczas konferencji prasowej podkreślał, że spora grupa nauczycieli otrzyma podwyżki dopiero od 1 kwietnia. Wszystko wskazuje na to, że opóźnienie wynika z opieszałości MEN.
Prezydent Andrzej Duda zatwierdził ustawę budżetową już przed miesiącem, natomiast minister edukacji rozporządzenie podpisał dopiero w czwartek, 23 lutego. Z informacji od organów prowadzących wynika, że nie ma fizycznej możliwości, by w trzy dni robocze można było to rozporządzenie przekuć w tabele płac.
Najmniej zarabiający pracownicy budżetowi
Zdaniem środowiska nauczycieli, podwyżki wynagrodzeń są i tak zbyt małe. Sławomir Broniarz podkreślał, że minister edukacji na spotkaniu ze związkowcami zapewniał, że będą one na poziomie 9 proc. Później jednak premier zweryfikował te plany i sprowadził je do poziomu 7,8 proc. Broniarz zwraca uwagę, że wzrost wynagrodzeń jest zbyt mały, by zrekompensować inflację. Podwyżki wyniosą zaledwie 266-326 zł brutto (czyli na rękę to około 180 – 228 zł). Taki wzrost pensji nikogo nie zadowala, a nauczyciele od lat należą do grupy najmniej zarabiających pracowników budżetowych w Polsce.
– Nie lubię porównań typu „nauczyciele zarabiają mniej niż kasjerzy czy sprzątaczki”, bo uważam, że zarówno kasjerzy, sprzątacze jak i nauczyciele powinni zarabiać godnie – mówi Anna, 52 l, polonistka ze szkoły na Kaszubach. – Jednak państwo, w którym młody nauczyciel, po pięciu latach studiów (teraz już w pakiecie ze znajomością języków obcych), zarabia mniej niż osoby sprzątające szkołę nie działa dobrze – podsumowuje nauczycielka.
Podwyżki dla nauczycieli, czyli szału nie będzie
- To jest skrajnie demotywujące i dotyczy nas wszystkich. Zawód z takimi zarobkami nie przyciągnie zbyt wielu zdolnych ludzi. Po co sobie robić taką przykrość? Do momentu dyplomówki [uzyskania tytułu nauczyciela dyplomowanego dop. red.] dostajesz upadlającą pensję, a potem jest tylko trochę lepiej. Nie stać cię na godne życie, często jesteś po prostu sfrustrowany. I do takich nauczycieli Polacy posyłają swoje dzieci – nie spodziewajcie się więc fajerwerków, wzbudzania w nich pasji i wyciągania talentów – ostrzega Bartłomiej, 37 l, nauczyciel historii z województwa Wielkopolskiego. – Nawet zakładając, że masz powołanie to nie masz czasu inwestować w ucznia, przygotować czegoś szczególnego – bo po pracy udzielasz korepetycji, żeby jakoś spiąć domowy budżet – dodaje Bartłomiej.
ZNP dostrzega te nastroje w branży i postuluje 20-procentowe podwyżki dla nauczycieli. Związek ma gotowy projekt ustawy w tej sprawie, który na dniach złoży w Sejmie. Wzrost wynagrodzeń miałby obowiązywać od 1 lipca 2023 roku. Choć nauczyciele od lat słyszą, że w kasie państwa nie ma pieniędzy na ich wynagrodzenia – rządząca partia wyprowadza z budżetu ogromne pieniądze w różnych kierunkach m.in. na propagandę w rządowych mediach czyli coroczny zasiłek dla TVP w wysokości 2 mld zł. Liczne afery pokazują też jak lekką ręką Ministerstwo Edukacji rozdaje pieniądze podejrzanym firmom (mowa o programie nazywanym przez opozycję „Willa+”).
Czytaj dalej: "W tym roku nie wrócę do szkoły". Ile zarabiają nauczyciele w Polsce?
Dodatek za pracę z uczniami z Ukrainy
Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji i nauki, wysokość wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela z tytułem zawodowym magistra i przygotowaniem pedagogicznym, w zależności od stopnia awansu zawodowego, wzrosła od 1 stycznia 2023 roku od 266 zł brutto do 326 zł brutto. Po podwyżce wynosi od 3690 zł brutto do 4550 zł brutto, jednakże netto to wciąż małe kwoty. Nauczyciele z tytułem zawodowym magistra i przygotowaniem pedagogicznym to najliczniejsza grupa osób pracujących w tym zawodzie.
Nauczyciele otrzymają podwyżki wynagrodzeń wraz z wyrównaniem od 1 stycznia 2023 roku, zgodnie z rozporządzeniem MEiN. Karta Nauczyciela przewiduje, że podwyżki powinny być wypłacane nie później niż trzy miesiące po ogłoszeniu ustawy budżetowej.
Ile zarabią nauczyciele po podwyżkach
Ponadto niektórzy nauczyciele otrzymają specjalny dodatek za pracę z uczniami z Ukrainy. Wypłaty będą zależeć od stopnia doświadczenia nauczyciela i jego przygotowania pedagogicznego.
Wynagrodzenia po podwyżkach będą następujące (kwoty brutto):
Dla nauczycieli ze stopniem magistra z przygotowaniem pedagogicznym:
• początkujących - 3 690 zł (wzrost o 266 zł),
• mianowanych - 3 890 zł (wzrost o 293 zł),
• dyplomowanych - 4 550 zł (wzrost o 326 zł).
Dla nauczycieli z pozostałym wykształceniem:
• początkujący - 3600 zł (wzrost o 271 zł),
• mianowany - 3700 zł (wzrost o 275 zł),
• dyplomowany - 3960 zł (wzrost o 282 zł).
Przypomnijmy, że od 1 lipca 2023 r. wzrośnie w Polsce pensja minimalna. Zatem osoby zatrudnione w szkole bez żadnego wykształcenia i przygotowania będą zarabiać tyle samo co nauczyciele początkujący i o zaledwie 70 zł mniej niż mianowani (chodzi o wynagrodzenia zasadnicze i nauczycieli bez tytułu magistra z przygotowaniem pedagogicznym). A mówimy o pensjach po podwyżkach, które nadejdą w kwietniu. Jak deklarują moi rozmówcy od stycznia 2023 r. bywają sytuacje, gdy nauczyciele początkujący zarabiają mniejsze pensje zasadnicze niż pracownicy obsługi.