Haust radości od rana
© MATERIAŁY PRASOWEz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2017 (22)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Ich skarpety mają wyrażać osobowość albo przynajmniej nastrój tego, kto je nosi, a swoją kolorystyką i wciąż nowymi wzorami rozbudzać zaciekawienie, co też jeszcze ta marka ma do zaoferowania.
Do wejścia „w skarpetki” Adriana namówił Maciek. Znali się od gimnazjum. Adrian, psycholog po warszawskiej SWPS, zajmował się pracą naukową na macierzystej uczelni, a Maciek, student fotografii na łódzkiej filmówce, próbował kolejno kilku samodzielnych biznesów. Robił np. paski do aparatów fotograficznych, T-shirty, dresy, miał firmę fotograficzną. Wszystko na krótko. I nagle olśnienie: przecież rodzice Adriana zajmują się od 20 lat dziewiarstwem, mają swój zakład... dlaczego by nie skorzystać z ich doświadczenia i technologicznego zaplecza? – Zawsze chciałem pracować dla siebie, czuć odpowiedzialność i mieć wolność decydowania. Ale wiedziałem też, że potrzebuję kogoś, komu będę ufał i z kim łatwo będę się komunikował – wspomina Maciek.
Scenariusz sukcesu sam zaczął się układać, a Adrian wkrótce zostawił pracę naukową.
Dziecięca wolność
Kiedy w 2014 r. zaczęli pracę nad swoją marką, wyobrażali sobie jej odbiorców. Przychodzili im do głowy ich przyjaciele i znajomi, myśleli też o sobie, o tym, że z chęcią nosiliby skarpetki „jakieś inne” niż te dostępne w sklepach. Bardziej oryginalne, weselsze, poprawiające nastrój, wywołujące pozytywne reakcje otoczenia. – Szliśmy za intuicją. Podpowiadała nam, że osobom lubiącym nosić na sobie coś ciekawego, ale nie afiszować się z tym, brakuje fajnych drobiazgów, na przykład właśnie kolorowych i wzorzystych skarpet – opowiada Adrian.
Uznali, że ich pomysł jest atrakcyjny dla bardzo wielu ludzi, o ile nie dla wszystkich, bo przecież każdy może mieć taki dzień, że zapragnie za pomocą drobiazgu w garderobie wyróżnić się, poprawić sobie humor czy też przełamać nieco obowiązujący w pracy dress code. – W każdym może odezwać się dziecko – podsumowują.
Dla nich dziecko to uosobienie samych najlepszych cech: wolności, radości, otwartości. Zresztą proponują skarpety nie tylko dla dużych dzieci. Dla tych naprawdę małych powstają czasem pomniejszone wersje, zachęcające młodszych i starszych do wspólnej zabawy.
Największą grupą klientów Many Mornings są 25–30-latkowie, czyli rówieśnicy Adriana i Maćka. Lecz ich skarpetki znajdują też wielu miłośników wśród nastolatków czy osób grubo po czterdziestce, a nawet po sześćdziesiątce. „Twarzą” pierwszej internetowej sesji fotograficznej i kampanii ich marki, czyli tzw. look booka, nie był młodzieniaszek, tylko znajomy Adriana i Maćka, starszy od nich mniej więcej o pokolenie, elegancki pan Radek. Wystąpił w garniturze i skarpetkach ze wzorem inspirowanym sztuką ludową Kaszub.
Entuzjazm klientów
Najpierw powstała kolekcja z geometrycznymi wzorami, ale już podczas jednej z pierwszych burz mózgów narodził się odważny pomysł, żeby wypuścić skarpetki „nie do pary”, czyli każda w innym kolorze, jakich nikt dotychczas w Polsce nie oferował. – Pozornie są różne, łączy je jednak koncept, np. zestawienie ryb na jednej skarpetce z rybimi łuskami na drugiej, czym zadebiutowaliśmy w tej kategorii – mówi Maciek. Były też dinozaury i wulkan, buldogi i kości, kury i jajka, rakieta i przestrzeń kosmiczna. Pary „nie do pary” można kreować bez końca.
Co roku Many Mornings wprowadza na rynek ok. 25 wzorów w dwóch tematycznych kolekcjach: wiosenno-letniej i jesienno-zimowej, a także w kilku krótszych „podkolekcjach” pomiędzy dużymi debiutami. Wybór wzorów powiązany jest z porą roku, wydarzeniami w kalendarzu (np. „ryby i łuski” pojawiły się na Boże Narodzenie) albo są dowcipną odpowiedzią na to, co się dzieje w przestrzeni publicznej (choćby wzór „San Escobar” na pamiątkę wpadki ministra Waszczykowskiego).
Adrian i Maciek przyznają, że mają dużo szczęścia (ale może po prostu „zagrał” ich świetny pomysł?). Kiedy startowali ze swoim biznesem, nie mieli czasu, pieniędzy ani współpracowników, by porządnie rozkręcić promocję swych zwariowanych skarpetek. Jednak ludzie z miejsca je polubili, ba, pokochali. I zaczęli je sobie polecać. Zadziałał marketing szeptany wsparty fanpejdżem Many Mornings na Facebooku i stroną na Instagramie. Przydało się też to, że Maciek profesjonalnie zajmuje się fotografią, bo potrafił zadbać o to, aby zdjęcia ich skarpetek były nie tylko atrakcyjne dla oka, lecz także świetne technicznie – wzmacniając skojarzenia z czymś, co na pewno nie jest byle jakie.
Nowy duch
Bo również jakość skarpetek, a nie tylko ich wygląd i związany z nimi wesoły przekaz, są fundamentem, na którym oparli swoją markę. Siła wzorów i kolorów nie wystarczyłaby, aby pozyskać tak entuzjastycznych klientów, gdyby ich produkt rozpadał się po kilku tygodniach intensywnego noszenia. Przeciwnie, ich skarpetki są bardzo trwałe, choć także właśnie dlatego nie należą do najtańszych – ich podstawowa cena to 25 zł za parę. – Dążymy do perfekcji produktu, za którą trzeba zapłacić, ale nasi odbiorcy to doceniają – mówi Maciek.
Adrian osobiście staje przy maszynach dziewiarskich i ustawia wzory. Branżę ma w końcu we krwi. – Rodzice nie wierzyli, że nasz pomysł jest dobry – wspomina. – Ale okazało się, że to w dużym stopniu właśnie dzięki nam ich zakład może istnieć do dziś, a nie zamykać się, jak wiele innych w naszym regionie, które nie wytrzymały konkurencji z tanimi skarpetkami z importu czy też coraz większego deficytu dziewiarzy.
Pracuje im się razem znakomicie. Adrian zauważa, że nawet kiedy się kłócą, to nigdy się na siebie nie obrażają. Poza tym bycie w duecie uczy kompromisów, co w przypadku Many Mornings przekłada się na wybór takich wzorów, które podobają się jednemu i drugiemu. Po takim teście wzór staje się bardziej uniwersalny.
Właściciele Many Mornings odnotowują na razie bardzo szybki wzrost sprzedaży swoich produktów: rok do roku o ok. 200 proc. Mają przy tym okresy niebywałego boomu, np. podczas wiosennej promocji czy w okolicy Gwiazdki. Sprzedaż mogłaby pędzić w górę jeszcze szybciej, gdyby pokonali ograniczenia produkcyjne.
Będą się starać pozyskać dodatkowych dziewiarzy, a następnie rozbudują stały zespół, na razie kilkuosobowy (zatrudniają po jednej osobie w magazynie, obsłudze klienta i dziale graficznym). Mają jeden sklep stacjonarny w łódzkiej Manufakturze, sprzedają też swoje skarpety w internecie oraz w kilkudziesięciu współpracujących sklepach w Polsce i w wielu na świecie (m.in. w USA, Australii, we Włoszech, Niemczech czy Hiszpanii).
Dzielą się też swoim sukcesem jako biznes odpowiedzialny społecznie – prowadzą program „Share a pair”, w którym jedna sprzedana para skarpet oznacza drugą przekazaną charytatywnie. Dotąd rozdali ponad 40 tys. par.
Od początku pną się w górę bez porażek, choć konkurencji przybywa, także takiej, która nie gra fair, podrabia ich wzory, naśladuje sesje fotograficzne, a nawet ich etykiety. Mają na to odpowiedź: – Trzymamy się jednego: musimy być zawsze na czele – mówi Maciek. W czołówce, jeśli chodzi o jakość, pomysły, sympatię klientów i codzienny haust kolorowego świata.
Adrian Morawiak i Maciej Butkowski
Twórcy marki skarpet Many Mornings i właściciele produkującej je spółki cywilnej o tej samej nazwie, z siedzibą w Aleksandrowie Łódzkim. Spółka i marka powstały w 2014 r. i jeszcze w tym samym roku, jesienią, ich skarpety zadebiutowały na rynku. Ich sprzedaż w ujęciu wartościowym rośnie rok w rok o 200 proc.
Adrian ukończył psychologię na SWPS w Warszawie i krótko pracował na swojej uczelni.
Maciej studiuje fotografię w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Ma też licencjat z logistyki.
Więcej możesz przeczytać w 7/2017 (22) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.