Koszty reprezentacyjne
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2024 (107)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
To przypomnienie reklamy z 2008 r. z ówczesnym trenerem polskiej reprezentacji piłkarskiej Holendrem Leo Beenhakkerem. Dokładnie według takiego samego schematu wymyślono promocję jednej z firm odzieżowych. Michał Probierz podczas każdego spotkania na mistrzostwach Europy miał odmienną „stylizację turniejową” opartą jednak zawsze na eleganckim garniturze. „Chciałem, aby nawet osoby niezainteresowane modą zauważyły tę zmianę wizerunkową trenera podczas oglądania spotkań naszej kadry” – zdradził potem sekret swego autorskiego pomysłu modowy bloger Michał Kędziora odpowiedzialny za strój naszego trenera. Mamy więc także zmianę – nie konta bankowego, ale puchowego bezrękawnika, w którym Probierz zazwyczaj występował podczas meczów, na wyrafinowaną kamizelkę w dyskretną, ale szalenie elegancką, kratkę. Michał, why? Oczywiście – dla pieniędzy.
Trener naszej narodowej reprezentacji – która dostała straszne lanie na EURO 2024 – miał tylko trzy garnitury – beżowy, szary i granatowy. Więcej stylizacji firma i słynny bloger modowy Michał Kędziora w ogóle nie przygotowali, bowiem było pewne, że Polacy odpadną w fazie grupowej. Zatem na trzy mecze wystarczyły zaledwie trzy stylizacje. Prosta piłka, uderzona prostym podbiciem. Można było jednak do współpracy nad reklamą zaprosić jeszcze firmę produkującą szampon antyłupieżowy. Zbliżenie kamery na klapy marynarki naszego trenera – a tam sterylnie i czysto. Żadnego pyłka. Nie tak jak na czarnym garniturze „najdroższego kolana Rzeczypospolitej”. Nie chodzi tutaj oczywiście personalnie o Roberta Lewandowskiego, ale to nawiązanie do dawnej reklamy marki Head and Shoulders z udziałem naszego świetnego piłkarza. Slogan reklamowy głosił: „Na barkach kapitana spoczywa wiele. Tylko nie łupież”. „Najdroższe kolano Rzeczypospolitej” – aż dziw, że nikt wcześniej na to nie wpadł – może być wykorzystane do podobnej reklamy. A więc słyszymy: „Na jego barkach spoczywa bardzo wiele, wszystko, nawet łupież”. „Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza dla naszego klubu. Ciągle pracuje! Wszystkiego dopilnuje i jeszcze niektórzy wtykają mu szpilki. To nie ludzie. To wilki”. Tutaj szybkie zbliżenie na czarne klapy marynarki. A potem komentarz z offu: „Jest tak zapracowany, że nie ma czasu używać naszego szamponu antyłupieżowego”. To propozycja dla wszystkich firm kosmetycznych produkujących taki właśnie specyfik. Jakby co, to zastrzegam sobie w tym miejscu uroczyście prawa autorskie do tego pomysłu.
Ale wracamy do naszej ulubionej piłki nożnej. A co z przedsiębiorcami, którzy chcieliby mieć kilka stylizacji i wyglądać podobnie elegancko oraz zniewalająco jak trener Michał Probierz na Euro 2024? Szampon antyłupieżowy to niewielki wydatek. Stówka. Każdego na to stać. Inna zupełnie sprawa to elegancki garnitur szyty na miarę, do tego beżowa kamizelka z angielską kratkę, gustowne dodatki, no i jaskrawy jedwabny krawat. A jeszcze zapomniałem! Są także potrzebne piękne skórzane buty. Jeśli na każde spotkanie biznesowe – za radą modowego blogowego – powinniśmy stworzyć nową stylizację, to wówczas rachunek będzie kosmiczny. Rodzi się zatem zasadnicze pytanie, czy taki wydatek stanowi koszt uzyskania przychodu. Taką sprawę rozpoznawał niedawno NSA. Chodziło o odpowiedź na pytanie, czy prawnik prowadzący kancelarię w formie jednoosobowej działalności – chcąc pięknie się prezentować i budzić tym samy zaufanie swoich klientów – może kupować swoje wspaniałe stroje „na fakturę”. Stanowisko sądu administracyjnego było jednoznaczne. To wydatek na reprezentację, której wyłącznym celem jest stworzenie wizerunku. W tym przypadku oczywiście podatnika, a nie trenera. Tymczasem z art. 13 ust. 1 pkt. 23 ustawy o PIT z kosztów zostały wyłączone wydatki na reprezentację. Co innego toga będąca swoistą „odzieżą roboczą”. Jej cenę – adwokat i radca prawny – może sobie zatem „wrzucić w koszty”. Orzecznictwo sądowe w tych sprawach jest dość konsekwentne. Wynika z niego, że rozliczymy koszty odzieżowych inwestycji jedynie w przypadku ubrań, na których widnieje logo lub emblemat firmy. Powinny być one jednak widoczne. Fiskus znowu strzelił nam gola. Pod samą poprzeczkę.
Więcej możesz przeczytać w 8/2024 (107) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.