Kapitalizm w płynie. Kofola: co to jest za marka i jaka jest jej historia
Kingsajz rozpromowało Polo-cocktę, fot. East Newsz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2023 (89)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Jak się pije Polo Cocktę regularnie to można być w kingsajzie na stałe – sentencjonalnie stwierdza bohater popularnej komedii Juliusza Machulskiego z 1987 r. Olo Jedlina. Jego pobratymcy – krasnoludki – po łyknięciu tajemniczej mikstury ulegali przemianie w ludzi normalnego wzrostu. Wówczas przenosili się z paskudnej totalitarnej Szuflandii – przypominającej straszną Polskę czasów stalinowskich – do znacznie lepszego świata. Żeby w nim trwać, musieli jednak później stale raczyć się Polo Cocktą produkowaną przez WSS „Społem”. Była to bardzo celna obserwacja reżysera – obecność napoju typu cola na rynku stanowi minimalny warunek społecznej wolności.
Teza przedstawiona w filmie Machulskiego dorównuje zatem słynnej teorii Złotych Łuków sformułowanej przez Thomasa Friedmana. Oto ona: dwa kraje, w których znajdują się restauracje McDonald’s (a tam do picia podaje się przecież głównie coca-colę!) nigdy nie będą prowadziły wojny przeciwko sobie. Choć teoria upadła już po dwóch latach od swego powstania w związku z wojną w Kosowie (1997), to jednak zawiera celną obserwację. Im więcej wolnego rynku i kapitalistycznej gospodarki, tym większa szansa na demokrację oraz pokojowe współistnienie państw, bo nic tak nie psuje prowadzenia biznesów globalnym korporacjom jak wojna. A oryginał coli, tak jak system demokratyczny, jest znacznie lepszy niż jego podróbka.
Dawki przypominające
Tymczasem Polo Cockta – na fali resentymentów dla dawnych PRL-owskich marek – na trwałe powróciła na polski rynek. Pierwszy raz była rewitalizowana już w listopadzie 2007 r., aby później przerodzić się w Polo Colę, a następnie zniknąć niczym krasnoludek, który nie przyjął dawki przypominającej. Napój znany z komedii „Kingsajz” jest jednak teraz znowu obecny w wielu sieciach handlowych w całym kraju. O popularności marki świadczy niepozorny fakt. Na serwisie Allegro udało się sprzedać pustą butelkę Polo Cockty o pojemności 0,25 l z białym logo umieszczonym na szkle za całkiem niezłą sumkę 130 zł. Nic dziwnego. Taka sama butelka jest wystawiana w Muzeum Śląskim w Katowicach (czas powstania lata 70. XX w., numer inwentarzowy MŚK/E/5905). Pojawiła się ona również na wystawie w Muzeum im. Emila Drobnego w Rybniku.
W swej już zupełnie nowej odsłonie napój był także sprzedawany w małych puszkach o pojemności 250 ml. Za projekt odpowiadała agencja „Czteryczwarte” współpracująca z polską artystką Katarzyną Bogucką, która stworzyła ilustrację wykorzystaną na opakowaniu. A tak przedstawiono pracę nad tym ciekawym projektem: „Wielu z nas na czasy PRL patrzy z sentymentem, a styl vintage/retro na dobre zagościł w naszej kulturze. W odpowiedzi na ten trend tworzyliśmy design puszki Polo Cockty – popularnego produktu tamtych czasów, którego cudowne właściwości doceniły nawet krasnoludki z filmu „Kingsajz”. (…) W trakcie tworzenia projektu opakowania chcieliśmy uchwycić pierwotny charakter marki, ale również przybliżyć produkt ludziom młodym, którzy mogą już nie pamiętać kultowego napoju. Z tego właśnie powodu branding pozostał niezmieniony, natomiast jego otoczenie nabrało zupełnie nowego wyrazu. (…) Niebanalna szata graficzna tworzy wyjątkową nowość na polskim rynku. Pijąc Polo Cocktę możesz zawsze czuć się modnie, podkreślając swoją oryginalność i kreatywność. Nie musisz robić tego co inni. Podążaj własnymi ścieżkami, bądź wyjątkowy, wolny i prawdziwy. Życie jest właśnie po to, żeby było przyjemne. Pij Polo Cocktę!”. Projekt graficzny został wzbogacony hasłem w stylu PRL-owskich propagandowych sloganów: „Limitów na produkt nie przewidziano”.
Gdy wróg kusi coca-colą
Chociaż pierwowzór wszystkich napojów typu cola powstał już w 1886 r., kiedy to John Stith Pemberton, farmaceuta z Atlanty, opracował tajemną recepturę coca-coli, do naszego kraju trafiła ona dopiero po Październiku 1956 roku i ostatecznym upadku reżimu stalinowskiego. Wcześniej brązowy napój z bąbelkami był symbolem amerykańskiego imperializmu, który zagrażał nie tylko socjalistycznej Polsce, ale całemu postępowemu blokowi niosącemu wysoko w górze czerwony sztandar pokoju. Był nazywany „stonką ziemniaczaną w płynie”, a przecież taki czarno-żółty chrząszcz ze stanu Kolorado był zrzucany z samolotów przez agentów CIA, aby zniszczyć wszystkie uprawy dorodnych polskich kartofli, doprowadzając do śmierci głodowej prawie wszystkich mieszkańców PRL.
W 1950 r. poeta Adam Ważyk w wierszu „Piosenka o coca-cola” rymował: „Po coca-cola błogo, różowo/za parę centów amerykańskich/śniliście naszą śmierć atomową/pięć kontynentów amerykańskich/Po coca-cola błogo, różowo!”. Podczas pierwszomajowych pochodów pojawiały się hasła takie jak: „Wróg podsuwa ci Coca-Colę” i „Coca-Cola to imperializm w płynie”. Jeden z takich transparentów – „Wróg cię kusi Coca-Colą” – stanowi obecnie fragment ekspozycji Muzeum Socrealizmu w Kozłówce.
Dopiero kilka lat później satyryk Marian Załucki dał wyraz politycznej zmianie, stwierdzając: „Ostatnio naukowcy doszli drogą żmudnych badań i analiz, że coca-cola zupełnie nie szkodzi na socjalizm”. Po raz pierwszy zatem „stonka ziemniaczana w płynie” zawitała do Polski w 1957 r. z okazji Międzynarodowych Targów Poznańskich. W latach 60. można było ją już kupować za dolary w sklepach dewizowych Pewexu i Baltony.
Wówczas także pojawił się dowcip związany z wielkim amerykańsko-radzieckim wyścigiem na Księżyc. Pierwsza bowiem w 1966 r. bezawaryjnie wylądowała tamże „nasza” bezzałogowa kosmiczna sonda „Łuna 9” i przesłała stamtąd pierwsze w historii ludzkości zdjęcia wykonane na innym niż Ziemia ciele niebieskim. Statek „Apollo 11” już z amerykańskimi astronautami dotarł na miejsce swego przeznaczenia dopiero trzy lata później. Żart był prosty. Oto bowiem okazało się, że Rosjanie już zdążyli przemalować Księżyc na czerwono! Co mamy robić? – Jankesi dzwonią do swojego prezydenta Richarda Nixona. – Tylko spokojnie, bierzcie białą farbę i namalujcie napis: Coca-Cola. Księżyc będzie nasz!
Mniej bąbelków, więcej kofeiny
Kiedy emblematyczny amerykański napój przestał być postrzegany jako narzędzie zniewolenia na polskim rynku zaczęły pojawiać się także jego rodzime podróbki. Tak powstała cola-cola, polo-cola oraz extra-coli. Dopiero w latach 60. zeszłego wieku WSS „Społem” zaczęła produkcję najsłynniejszej spośród nich Polo Cockty. Była ona znacznie mniej nasycona dwutlenkiem węgla niż amerykański oryginał, a jej termin ważności wynosił zaledwie 30 dni. Sprzedawano ją w różnych butelkach, z czego jedne miały naklejki, a na innych wykonywano metodą sitodruku napisy białą lub żółta farbą. Reklamowano ją sloganem „Krzepi lepiej niż cukier!” nawiązującym do słynnego hasła Melchiora Wańkowicza. Miała tę przewagę nad amerykańskim pierwowzorem, że była powszechnie dostępna i to za zwyczajne złotówki.
Ale uwaga! Nasza rodzima cola była wytwarzana na jugosłowiańskiej licencji, mieszankę ziołową służąca do jej produkcji sprowadzano ze Słowenii (tamtejszy napój powstał w 1952 r., a więc jeszcze za życia Józefa Stalina, dziś jest jednym z symboli nostalgii za Jugosławią). Polska wersja różniła się jednak tym od oryginału, że dodawano do niej również kofeinę, której nie miała Cockta pochodząca z państwa dowodzonego przez dzielnego marszałka Josipa Broz Tito.
Coca-cola to jest to!
Dopiero za dekady I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka coca-cola stała się jednym z symboli ówczesnego otwarcia na świat zachodni i przyzwolenia na powszechną konsumpcję, która miała zastąpić dotychczasowy siermiężny gomułkowski socjalizm. 21 lipca 1972 r. w Warszawie rozpoczęto więc licencyjną produkcję coca-coli, która trafiła na półki polskich sklepów w przeddzień najważniejszego socjalistycznego święta Polskiego Rzeczpospolitej Ludowej – rocznicę ogłoszenia manifestu PKWN z 22 lipca 1944 r. Była rozlewana w Browarach Warszawskich.
Do Polski był sprowadzony nie tylko koncentrat, służący do przygotowania brązowego napoju, ale także 7 mln charakterystycznych butelek, które zostały zakupione w Hiszpanii. Dopiero w październiku 1972 r. ruszyła polska produkcja butelek do coca-coli w hucie szkła w Wołominie. Agnieszka Osiecka wymyśliła też chwytliwe hasło promocyjne „Coca-Cola. To jest to!”. Równolegle Edward Gierek ściągnął do Polski śmiertelnego wroga spożywczego potentata z Atlanty – Firmę PepsiCo. Kraj został podzielony na dwie części – zachodnią z pepsi oraz wschodnią – z coca-colą. Z tak silną konkurencją musiała w końcu przegrać Polo-Cockta, która jednak poległa dopiero na początku lat. 90 wraz z sukcesami reformy gospodarczej Leszka Balcerowicza.
Krecik poleca kofolę
Podobna jest historia czeskiej kofoli, która właśnie zaatakowała polski rynek i pojawiła się na wielu półkach wielu naszych sklepów (Aldi, Carrefour, Auchan, Eurocash, Spar czy E.Leclerc). Marka powstała w 1960 r. Głównym składnikiem kofoli jest opatentowany przez Czechów syrop Kofo. W jego skład wchodzi 14 składników ziołowych i owocowych, woda, cukier lub syrop fruktozowy, kofeina i karmel. Dzięki bogatemu smakowi kofola szybko podbiła serca obywateli całej ówczesnej Czechosłowacji. Później jednak zniknęła z rynku po Aksamitnej Rewolucji, ale wróciła na sklepowe półki w 1998 r. Obecnie figuruje na liście najpopularniejszych napojów na Słowacji i w Czechach, zaś firma Kofola ČeskoSlovensko stała się jednym z czołowych producentów i dystrybutorów napojów bezalkoholowych w Europie Środkowej i Wschodniej, szczególnie mocno konkurując na rodzimym rynku z najpotężniejszymi graczami: Coca-Colą oraz Pepsi.
Fala powrotów. Marka Kofola wraca na rynek
Teraz Kofola na polskim rynku będzie walczyła nie tylko z Polo Cocktą, ale również z innymi reaktywowanymi markami. Będzie to Ptyś – napój fantopodobny, który przegrał rywalizację ze swym zachodnim pierwowzorem. Ptyś – pomarańczowo-jabłkowa oranżada – był bardzo popularny w PRL, a potem zniknął z rynku na ponad dwie dekady. Teraz powraca na fali nostalgicznych wspomnień konsumentów dzięki firmie Maspex, która przejęła tę markę od Tarczyna i wznowiła jego produkcję.
Reaktywowane, choć w nieco innej formule, jako energetyk, zostało też Frugo. Ten napój owocowy pojawił się w Polsce wraz z narodzinami kapitalizmu w 1996 r.., ale sześć lat później jego producent (Alima Gerber) wystawił markę na sprzedaż. Nabywcą została Krynica-Zdrój, która zbankrutowała, a więc produkcji napoju zaprzestano. Później – z przerwami – pojawiały się jego różne mutacje. Teraz można więc znowu zawołać „No to Frugo”, powtarzając niegdyś popularny slogan reklamowy. Jego twórcami był znany duet – Kot Przybora oraz Iwo Zaniewski z agencji reklamowej PZL. Charakterystyczna butelka napoju z lat 90. pojawiła się niedawno w jednej ze scen serialu „Wielka woda”, co nie umknęło uwadze zarówno krytyków filmowych, jak i widzów. Wyszukana scenografia dotyczyła nie tylko scen związanych z wielki kataklizmem, ale też szczegółami życia codziennego końca lat 90.
Walka na butelki
Coca-cola jest na trwałe wpisana w historię polityczną współczesnego świata. Na początku naszego tysiąclecia zaczęły się pojawiać się arabskie wersje oryginalnego produktu, co było związane z narastającym konfliktem islamsko-amerykańskim.
W związku z bojkotem towarów sygnowanych napisem „Made in USA” w Arabii Saudyjskiej pojawiła się ZamZam Cola. Ta nazwa wprost nawiązuje do świętej studni ZamZam w Mekce. Zaraz uczyniono jednak kolejny krok propagandowy. Powstała bowiem Mecca Cola produkowana przez „World Company Mecca-Cola”. Siedziba firmy mieści się w Dubaju. Producent Mecca-Coli przeznacza po 10 proc. swoich zysków na działalność humanitarną w Palestynie i „promocję pokoju” w państwach europejskich. Napój jest dystrybuowany przede wszystkim na rynkach Bliskiego Wschodu i wśród społeczności muzułmańskiej w Europie (np. we Francji).
Teraz podobna sytuacja dotyczy Rosji, która po agresji na Ukrainę, została objęta sankcjami gospodarczymi. Z tego rynku wycofała się większość zagranicznych korporacji, w tym także The Coca-Cola Company. Rosyjska rozlewnia tego napoju zaczęła więc produkować Dobry Cola (Добрый Cola). Z kolei firma Oczakovo, która powstała jeszcze w 1978 r. i dobrze pamięta czasy rywalizacji ZSRR ze Stanami Zjednoczonymi zrobiła trzy podróbki oryginalnych amerykańskich napojów. To CoolCola, Fancy i Street, które w oczywisty sposób nazwą, kształtem butelki oraz logo, a także – choć w najmniejszym stopniu - smakiem nawiązują do swoich pierwowzorów (to oczywiście: Coca-Cola, Fanta i Sprite).
Wszystkich przebił jednak przedsiębiorca z Wołgodońska, który chce wypuścić na rynek napój Coca-Cola Z, a więc z symbolem rosyjskiej agresji. Póki te wszystkie praktyki odbywają się w tym dziwnym kraju, oderwanym teraz od reszty świata, rynku producentom takich wyrobów nic nie grozi. Prezydent Władimir Putin wydał bowiem specjalny dekret, który bez ograniczeń pozwala na kopiowanie zachodnich marek i znosi jakiekolwiek ewentualne sankcje prawne związane z takim postępowaniem. Witajcie w rosyjskiej Szuflandii!
Więcej możesz przeczytać w 2/2023 (89) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.