Jak rozmawiać z dziećmi i młodzieżą o pieniądzach
Fot. materiały prasowe.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2023 (92)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Fundacja Alior Banku przeprowadziła kompleksowe badanie na temat edukacji finansowej dzieci i młodzieży. Skąd w ogóle taki pomysł?
Krzysztof Smoleń: Temat edukacji finansowej jest dla nas bardzo ważny. Jako fundacja jesteśmy organizacją działającą bezpośrednio przy banku, ale mamy też własne cele. W tym roku skupiamy się przede wszystkim właśnie na edukacji finansowej. Całkiem niedługo wydajemy autorską planszową grę ekonomiczną dla dzieci w wieku 10-12 lat. Liczymy, że będzie ona dla użytkowników nie tylko rozrywką, ale też materiałem, który pozwoli im zacząć przygodę z finansami. Postanowiliśmy więc przeprowadzić badanie, które – jak wierzę – stanie się punktem wyjścia do poważnej dyskusji na temat edukacji ekonomicznej w naszym kraju.
Skąd więc młodzież powinna czerpać wiedzę ekonomiczną? Z badań wynika, że tylko 8 proc. uczniów szkół podstawowych i 27 proc. szkół średnich deklaruje, że ma tę wiedzę z lekcji w szkole. Czy to powód do zmartwienia?
Agata Gąsiorowska: Mnie bardziej zaniepokoił fakt, że tylko jedna trzecia dzieci i młodzieży czerpie wiedzę finansową od rodziców. Chciałabym, żeby to było 100 proc. Szkoła czy programy edukacyjne nie zastąpią rodziców. To oni powinni uczyć dzieci nawyków finansowych i to już mniej więcej od trzeciego roku życia.
Kasia Iwanoska: Powinniśmy dobierać kanał komunikacji do grupy docelowej. Skoro zbadano dzieci i młodzież w wieku szkolnym, to nie powinno nas dziwić, że dla nich źródłem wiedzy jest bardziej TikTok niż szkoła. Także poważne instytucje, takie jak MEiN czy KNF, potrzebują dziś korzystać z narzędzi, jakie dają media społecznościowe.
A w ogóle można zdobyć wiedzę finansową na TikToku?
K.I.: Oczywiście! Sama znam kilka osób z TikToka, które podziwiam za to, że w prosty sposób umieją wytłumaczyć trudne rzeczy.
Maciej Samcik: Dziś wszyscy jesteśmy internautami, a dla młodzieży sieć to podstawowe źródło informacji. Ale tak naprawdę każda wiedza, w tym wiedza ekonomiczna, musi być skonfrontowana z realnym doświadczeniem. Dziecko uczy się finansów, gdy dostaje kieszonkowe, idzie do sklepu i je wydaje, a następnie orientuje się, że po tych zakupach nie ma już pieniędzy. Jako dorośli powinniśmy takimi doświadczeniami mądrze zarządzać. Dzięki temu nasze dziecko nauczy się, że następnym razem, gdy dostanie pieniądze, nie powinno od razu wszystkiego wydawać.
K.S.: Zgadzam się, że rozmawiając z dziećmi o pieniądzach, musimy pamiętać zarówno o aspekcie oszczędzania, jak i konsumpcji. Bo przecież nie w każdej sytuacji trzeba tylko oszczędzać. Ważne, żeby dzieci, które podejmują określone decyzje finansowe, robiły to świadomie. I żeby wiedziały o ich konsekwencjach. Z naszych badań wynika, że 55 proc. uczniów szkół podstawowych ma już konta w banku, a w szkole średniej odsetek ten wzrasta do 77 proc. Okazuje się też, że stopień ubankowienia wpływa na mechanizmy płatnicze. Im dziecko starsze, tym częściej dokonuje płatności kartą, opaską czy telefonem. Posiadanie konta i powiązanej z nim aplikacji umożliwia rodzicom wgląd, na co dziecko wydaje pieniądze, i odniesienie się do tego. Nie chodzi o kontrolę, lecz edukację i rozmowę.
M.S.: To prawda, płatności elektroniczne same wchodzą w świat dzieci i młodzieży. Proszę mi wierzyć, swoich dzieci nie musiałem przekonywać ani do płatności opaską, ani do założenia konta.
K.I.: Przy czym to, czy płacimy tradycyjnie, czy elektronicznie, ma swoje konsekwencje. Dzięki ekonomii behawioralnej wiemy, że wydanie gotówki bardziej boli. Mój syn czasem woli płacić właśnie gotówką, bo mówi, że kartą wydaje łatwiej. O tym też trzeba z dziećmi rozmawiać.
Z badań wynika, że w szkole średniej w porównaniu do podstawówki znacząco wzrasta rola szkoły w edukacji finansowej. Z czego bierze się ta różnica?
Wojciech Pitura: Zapewne z tego, że w szkole średniej istnieje odrębny przedmiot: podstawy przedsiębiorczości. Od września tego roku zastąpi go biznes i zarządzanie, który ma być bardziej skupiony na umiejętnościach praktycznych. Natomiast w szkole podstawowej nie ma oddzielnego przedmiotu, z założenia zagadnienia finansowe i ekonomiczne mają być realizowane na różnych przedmiotach, takich jak matematyka, WOS czy geografia. Obawiam się, że niektórzy nauczyciele nie mają odpowiedniego przygotowania do tego, by prowadzić edukację ekonomiczną. Może więc powinniśmy pomyśleć o oddzielnym przedmiocie także w podstawówce?
A.G.: Pozwolę sobie trochę się z tym nie zgodzić. Rozmawiamy tutaj o edukacji i wiedzy, a ja wolę mówić o zachowaniach, nawykach i doświadczeniach. Można o takich aspektach finansów uczyć także na historii, matematyce czy geografii i wydaje mi się, że w szkole podstawowej może to dać lepszy rezultat niż wprowadzenie oddzielnego przedmiotu. Przecież już w pierwszej klasie podstawówki na matematyce dzieci uczą się liczyć na pieniądzach. Uważam, że to dobrze.
M.S.: Pewna podstawa teoretyczna jest jednak potrzebna. I tu zgadzam się z panem Wojciechem, że już w szkole podstawowej powinny się pojawiać pewne elementy solidnej wiedzy. Nie widzę powodów, by już na tym szczeblu edukacji uczniowie dowiadywali się na przykład, czym jest procent składany. Bo, niestety, obecnie nie wie tego nawet wiele osób dorosłych.
W.P.: Jestem zwolennikiem odrębnego przedmiotu dotyczącego edukacji finansowej w podstawówce, także dlatego, że na innych lekcjach ta edukacja często nie jest w praktyce realizowana. Moja firma wdraża w szkołach symulacje biznesowe. Uczniowie – w ramach podstaw przedsiębiorczości – zakładają wirtualne przedsiębiorstwa, na przykład biura podróży czy biura rachunkowe. Poszczególne zespoły w klasie ze sobą rywalizują. Proszę sobie wyobrazić, że aż 97 proc. naszych klientów w Polsce to szkoły średnie. Dlaczego? Bo nauczyciele z podstawówek mówią nam: oferujecie świetne narzędzia, ale nie mamy przedmiotu, w ramach którego możemy go użyć.
M.S.: Czasem prowadzę szkolenia dla nauczycieli i słyszę od nich: w jaki sposób mam nauczyć przedsiębiorczości, skoro nigdy nie miałem firmy, nie mam pojęcia o podatkach, od lat pracuję na etacie w szkole, a wykształcenie mam z zupełnie innej dziedziny. Dlatego uważam, że narzędzia, o których mówi pan Wojciech, mogą być gigantyczną pomocą.
K.S.: Ja również się przekonałem, jak bardzo sprawdzają się niekonwencjonalne metody edukacyjne. Przygotowując grę planszową, o której wspominałem, testowaliśmy ją w jednej z podstawówek. W naszej grze staramy się pokazywać konsekwencje decyzji ekonomicznych. Gracz dostaje określoną ilość pieniędzy i może je wydawać w różny sposób. Na przykład kupić nowy smartfon albo pojechać do Disneylandu. Przekłada się to na jego popularność, zadowolenie z życia czy wiedzę. Do tej zabawy wplatamy takie pojęcia jak inflacja, kredyt czy lokata, pokazując, jak wpływają na rzeczywistość. W szkole, w której testowaliśmy naszą grę, przyjęto ją z dużym entuzjazmem. I mówię tu zarówno o uczniach, jak i nauczycielach. Uzupełnieniem do niej będzie symulacja scenariuszowa, pokazująca, jak można poprowadzić lekcję czy dyskusję z uczniami na temat tego, czego doświadczyli w trakcie gry. To wielka pomoc także dla tych nauczycieli czy opiekunów, którzy nie do końca czują się swobodnie w zagadnieniach ekonomicznych.
Jednym z celów badania było także zbadanie stanu wiedzy ekonomicznej uczniów. Pojęcie inflacji rozumie 89 proc. uczniów szkół średnich, ale już Giełdy Papierów Wartościowych zaledwie 34 proc. Kryptowaluty zna 63 proc. uczniów, ale już co to jest obligacja – wie tylko 18 proc. Jak należy ocenić ten stan wiedzy?
K.S.: Te wyniki potwierdzają, jak ważnym dzisiaj źródłem wiedzy ekonomicznej jest internet czy TikTok. Wszystkie internetowo-medialne tematy, jak np. kryptowaluty, uczniowie kojarzą bardzo dobrze. Są one bliskie młodzieży.
W.P.: Mnie z kolei niespecjalnie martwispecjalnie to, że dzieci w podstawówce niekoniecznie wiedzą, czym jest Giełda Papierów Wartościowych. W ich wieku nie można jeszcze podejmować decyzji inwestycyjnych i instytucje giełdowe nie wchodzą w zakres ich doświadczenia.
Nie ma więc co bić na alarm?
W.P.: Myślę, że nie. Uczniom należy prezentować wiedzę dostosowaną do świata, który znają.
M.S.: Pełna zgoda. Gdy wiele lat temu byłem w szkole podstawowej, mieliśmy projekt, w ramach którego uczniowie rotacyjnie zostawali szefami sklepiku szkolnego. Ja również przez tydzień pełniłem taką funkcję. Dzięki temu bardzo wiele się dowiedziałem na temat tego, co to jest gra rynkowa, rachunek, faktura, od czego zależy podaż czy popyt. Było to bardzo cenne doświadczenie.
A.G.: Edukacji finansowej nie możemy ograniczać do szkoły i dzieci. Wiedza ekonomiczna, którą uczniowie zdobywają w szkole czy internecie, musi znaleźć potwierdzenie i wzmocnienie w domu. Problem jest wtedy, gdy rodzicom tej wiedzy brakuje. Przypomina to sytuację, w której leżący na kanapie i jedzący chipsy rodzic mówi dziecku, że trzeba prowadzić zdrowy tryb życia.
Kiedy w takim razie zacząć rozmawiać z dziećmi o pieniądzach?
A.G.: Myślę, że jakieś trzy miesiące przed urodzeniem. (śmiech) A tak serio
– bardzo wcześnie. Brałam kiedyś udział w panelu ekonomicznym w Stanach Zjednoczonych. Uczestniczyła w nim także kobieta, która wymyśliła przezroczystą świnkę skarbonkę, która była podzielona na sekcje.
Była w niej część na pieniądze przeznaczone na bieżące wydatki, inna służyła oszczędzaniu, jeszcze inna wydatkom charytatywnym, była też sekcja przeznaczona na inwestowanie. Proszę sobie wyobrazić, że to narzędzie przeznaczone było dla czteroletnich dzieci!
K.I.: Mówiąc najprościej, edukację ekonomiczną należy zacząć, gdy dziecko wyraża zainteresowanie tym tematem. W przypadku mojego syna było to w wieku około trzech lat. Mam zwyczaj regularnego zbierania i zliczania paragonów i właśnie tą czynnością zainteresowało się moje dziecko. Później zrobił się z tego wspólny rytuał. Przy okazji, dzięki tym paragonom, syn uczył się liter, cyfr i liczenia. Generalnie dzieci bardzo wcześnie interesują się pieniędzmi.
A.G.: Gorzej, że nie zawsze umiemy odpowiednio na to zainteresowanie zareagować. Moja magistrantka badała kiedyś rodziców dzieci w wieku poniżej piątego roku życia. Sprawdzała, jak się zachowują, gdy dziecko interesuje się pieniędzmi czy portfelem. Ponad 70 proc. rodziców mówi w takich sytuacjach: „Nie ruszaj tego, to nie dla dzieci!”.
M.S.: A przecież dziecko zaczyna swoją edukację finansową od oglądania monet i banknotów. Sytuacja, że na jednym papierku nadrukowany jest napis „50 zł”, a na innym „100 zł”, budzi ciekawość. Podobnie jak to, że te papierki można w sklepie zamienić na różne towary.
A.G.: I tę naturalną ciekawość trzeba wykorzystać, a nie tłumić. Szkodliwa jest też sytuacja, w której dziecko w sklepie słyszy od rodzica: „Nie mogę ci tego kupić, bo nie mam pieniędzy”.
A co powinno usłyszeć?
A.G.: Raczej to, że danej rzeczy nie potrzebuje albo że ma już coś bardzo podobnego. To po pierwsze prawdziwe, a po drugie racjonalne.
W.P.: Mówiąc o edukacji finansowej, musimy dbać o to, by nie koncentrować się tylko na części kosztowej. Ucząc dzieci, zwykle mówimy o tym, że coś dużo kosztuje albo że trzeba oszczędzać. Tymczasem musimy też mówić o przychodach i o tym, skąd się biorą pieniądze. Narzędzia edukacyjne, które oferuje moja firma, właśnie temu służą.
Na koniec debaty poproszę o krótkie, wręcz sentencjonalne odpowiedzi na pytanie niemal filozoficzne. Jak rozmawiać z dziećmi o pieniądzach?
A.G.: Spokojnie. Unikajmy niepotrzebnych emocji, zarówno negatywnych, jak i pozytywnych. Dzieci muszą wiedzieć, że pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze.
K.I.: Prawdziwie. Jak najmocniej osadzając edukację w doświadczeniu życiowym.
M.S.: Powinniśmy też uwzględniać kontekst płci. Na podstawie obserwacji moich dzieci wiem, że dziewczynki częściej trzeba uczyć inwestowania, a chłopców – oszczędzania.
W.P.: Starajmy się też, by ta edukacja miała wymiar praktyczny. Narzędzia takie jak gry planszowe czy symulacje biznesowe mogą być tu bardzo pomocne.
K.S.: Dodałbym jeszcze, że aby skutecznie uczyć dzieci o finansach, nie wystarczy przekazywanie wiedzy, ale też wartości. Powinniśmy mieć własną refleksję, po co tak naprawdę są nam pieniądze. Dzieci często naśladują nasze zachowania, dlatego ważne jest, w jaki sposób mówimy o pieniądzach i jaki mamy do nich stosunek.
-----------
Uczestnicy debaty:
Prof. Agata Gąsiorowska z Uniwersytetu SWPS, psycholożka ekonomiczna, specjalistka od zachowań konsumenckich, autorka książki „Psychologiczne znaczenie pieniędzy”.
Kasia Iwanoska – strateżka biznesu, influencerka ekonomiczna, autorka bloga „Finanse od kuchni”, podcastu „Zrób Swój Ruch” oraz kanału na YouTubie „Kasia Iwanoska”.
Dr Krzysztof Smoleń – prezes Fundacji Alior Banku, adiunkt w Katedrze Teorii Organizacji i Zarządzania na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Maciej Samcik – dziennikarz i komentator ekonomiczny, bloger finansowy, influencer, twórca i szef serwisu „Subiektywnie o finansach”.
Wojciech Pitura, co-founder rzeszowskiego startupu Revas, który zajmuje się dostarczaniem narzędzi edukacyjnych – branżowych symulacji biznesowych do szkół, uczelni oraz firm szkoleniowych.
Więcej możesz przeczytać w 5/2023 (92) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.