Zasypywanie zalążkowej luki
© Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2016 (11)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Nabór do Bridge Alfa zakończył się 20 maja, ale możliwy jest kolejny, kiedy okaże się, jak poszło beneficjentom obecnego konkursu. Przygotowano dla nich 450 mln zł (ok. połowy „zalążkowej” puli). Zainteresowanie było duże: złożono aż 112 aplikacji. Wyniki poznamy najpóźniej w sierpniu. – Do konkursu zgłosili się najlepsi ludzie, jacy działają na rynku seed capital w Polsce – mówi Przemysław Paczos z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NBCR).
Celem Bridge Alfa jest wsparcie powstawania firm na bazie własności intelektualnej wypracowanej w polskim środowisku naukowym oraz stymulowanie rozwoju całego rynku kapitału wysokiego ryzyka. Nie tylko zalążkowego. Chodzi też o zwiększenie puli firm, które rozwiną się już na tyle, by interesować fundusze venture capital. Jest to więc próba zasypania hamującej rozwój całej gospodarki luki kapitałowej polegającej na tym, że start biznesu opartego na innowacji jest zbyt kosztowny, jak na kieszenie jego pomysłodawców, a zarazem zbyt ryzykowny dla komercyjnego inwestora zewnętrznego.
24 plus 6
Jak podaje Przemysław Paczos w Bridge Alfa maksymalna wartość kosztów kwalifikowanych dla jednego funduszu to 30 mln zł. 80 proc. to dofinansowanie z NCBR, a 20 proc. – wkład inwestorów prywatnych. W ramach budżetu operacyjnego (do 6 mln zł, pieniądze trafiają do funduszu) pokrywane są koszty zarządzania oraz wyszukiwania i wstępnego rozwijania projektów, w tym wydatki na badania, by ocenić dany projekt pod kątem naukowym czy rynkowym, zanim się weń zainwestuje.
Pomysłodawca nie musi więc wykładać pieniędzy. Ta pierwsza faza określana jest proof of principles, czyli weryfikacja podstaw pomysłu. Kolejny etap, proof of concept (pogłębiona weryfikacja pomysłu), ma miejsce, gdy fundusz uzna, że da się go skomercjalizować. Finansowany jest z budżetu inwestycyjnego (grant do 24 mln zł idzie do spółki, gdy fundusz obejmuje w niej udziały w zamian za swój wkład kapitałowy). W pojedynczą firmę można zainwestować do 1 mln zł lub wyjątkowo do 3 mln zł (np. gdy chodzi o bardzo kapitałochłonny projekt). Fundusze mają na wszystko pięć lat. Pierwsze inwestycje będą zapewne już w tym roku.
Bridge Alfa to nie jedyny program ze środków PO IR wspierający fundusze zalążkowe. W 2016 r. powinien jeszcze zostać uruchomiony „Inwestycje w innowacyjne startupy – Starter”. W momencie pisania tego artykułu nie było jasne, jakie tu będą szczegółowe rozwiązania, lecz powinny być podobne do Bridge Alfa – wsparcie do 1 mln zł dla startupu z innowacyjnej branży (choć nie tylko w najpierwszym stadium), a fundusze będą mogły uzyskać po ok. 20–40 mln zł. Dofinansowanie kosztów zarządzania – 100 proc., a kosztów inwestycji – od 50 do 90 proc., w zależności od jej rozmiaru.
Testowi poprzednicy
Bridge Alfa przetestowano – w dużo mniejszej skali – ponad rok temu, w programie pilotażowym NCBR sfinansowanym jeszcze z pieniędzy PO IG (z poprzedniej perspektywy unijnej). Z kolei pierwowzorem Startera było działanie 3.1 PO IG. Jak podaje PARP, dzięki niemu dokapitalizowano ponad 70 funduszy (tworzonych przy jednostkach otoczenia biznesu, np. parkach technologicznych, inkubatorach przedsiębiorczości, agencjach rozwoju), które zainwestowały w przeszło 900 innowacyjnych startupów. Trafiło do nich prawie 850 mln zł, najpierw ze Skarbu Państwa, potem z PO IG.
W ramach pilotażowego Bridge Alfa NCBR podpisało umowy z 10 funduszami. Dostały 50 mln zł i przez rok (bardzo szybko) zainwestowały w aż 47 „zasiewanych” spółek (seed znaczy „siać”). Organizatorzy zakładali, że będzie ich co najwyżej 16. – Ten program oceniam jako jeden z lepszych tego typu, finansowanych ze źródeł publicznych. Cenne było to, że pieniądze faktycznie przeznaczono na wsparcie wczesnych etapów rozwoju firm. Bardzo dużo projektów przetrwało i rozwija się dalej – mówi Paweł Przybyszewski z firmy doradczo-szkoleniowej BT Progress.
Jego zdaniem fakt, że fundusze wysokiego ryzyka mogły z tego programu pokryć aż 80 proc. kosztów badań, zachęcił je do inwestowania, pobudził też kreatywność wdrażających technologie. Przybyszewski dobrze ocenia także szanse obecnego Bridge Alfa. – Gdy trwał nabór, odbierałem mnóstwo telefonów od firm, które były zainteresowane ubieganiem się o te środki. Widziałem też bardzo duże zainteresowanie ze strony środowiska naukowego. Myślę, że to będzie coś, co wesprze gospodarkę opartą na wiedzy – mówi.
Więcej wątpliwości budzą w nim efekty działalności funduszy, które powstawały dzięki wsparciu z działania 3.1 PO IG. Można tu wskazać sukcesy, ale i wiele porażek. Schemat tych ostatnich był podobny: inkubatory, czy inne instytucje otoczenia biznesu, najpierw bardzo wybrzydzały, jeśli chodzi o dobór spółek, a gdy czas mijał, pod presją konieczności wykorzystania pieniędzy angażowały się w przedsięwzięcia, które niezbyt się do tego nadawały. Część z nich była słaba, ale czasem zwyczajnie zabrakło motywacji pomysłodawcom, naukowcom, którzy za pozyskane pieniądze musieli w założonej przez siebie spółce przekazywać większość udziałów innym.
Pionierski zasiew
Starter i Bridge Alfa mogą też czerpać z doświadczeń wciąż działającego programu – grupy funduszy seed capital i venture capital pod egidą Krajowego Funduszu Kapitałowego (KFK), pioniera powstałego 11 lat temu.
Inaczej niż w przypadku większości programów finansowanych z pieniędzy publicznych, pomoc w tym wypadku zaadresowano nie tylko do przedsiębiorcy (w którego inwestuje fundusz kapitałowy z udziałem KFK), lecz również do inwestorów prywatnych. – W funduszach powstałych z naszym udziałem, jeśli coś idzie źle, najpierw zainwestowane środki wycofują inwestorzy prywatni, a później dopiero, jeśli to możliwe, KFK. W przypadku sukcesu to inwestorzy prywatni pierwsi sięgają po zysk, a później partycypuje w nim KFK. Jeżeli projekt jest udany, to pomocy publicznej w ostatecznym rozrachunku w ogóle nie ma – wyjaśnia Magdalena Jagiełło-Szostak z zarządu KFK.
Firma ma do czynienia z inwestorem komercyjnym, dla którego wkład ze strony KFK i związane z nim gwarancje oznaczają redukcję ryzyka. Co ważne, fundusze, które powstały we współpracy z KFK, tylko mniej więcej w połowie zajmują się inwestycjami zalążkowymi. Reszta to venture capital, a część to zarówno seed, jak i venture. Kiedy KFK powstawał, gotowych zainwestować w technologiczny startup praktycznie nie było. Konstrukcja funduszy miała do tego zachęcić. Równie ważne jak wsparcie małych przedsiębiorców było zbudowanie rynku VC i SC. – Dla nas jednym z głównych celów było to, żeby takie fundusze powstały, a inwestorzy prywatni oswoili się ze specyficznym dla tej branży ryzykiem – mówi Jagiełło-Szostak.
Sporo zrobiono. – W 2010 r., kiedy wielu negocjowało swoje umowy z KFK, rynek startupów dopiero raczkował. Myślę, że nikt się nie spodziewał, jak dynamicznie się rozwinie – wspomina Marcin Szeląg, partner w funduszu Innovation Nest, powstałym przy dofinansowaniu z KFK i skoncentrowanym na obszarze oprogramowania B2B. – KFK, wyposażając wielu zarządzających w kilkudziesięciomilionowe wehikuły inwestycyjne, wywołał pierwszą falę, która spowodowała, że o startupach technologicznych zaczęto mówić na poważnie. Nagle na rynku było dostępnych kilkaset milionów na inwestycje na wczesnym etapie. Uważam to za sukces, że w tak krótkim czasie udało się zbudować fundament ekosystemu inwestycyjnego. Śmiem twierdzić, że bez tych środków nie bylibyśmy dziś tu, gdzie jesteśmy – dodaje Szeląg.
Nie obyło się bez rozczarowań. W ramach KFK powstało 16 funduszy – zarówno gwiazdy, jak i niewypały, które zainwestowały niewiele lub wcale. W sumie efekty finansowe były niezłe, choć nie oszałamiające. – Na koniec marca wszystkie nasze fundusze zainwestowały ok. 287 mln zł w 169 firm. Z tego blisko 59 mln już do nich wróciło – mówi Jagiełło-Szostak, podkreślając, jak ważne jest to, że fundusze z sukcesem wychodzą z wielu inwestycji. Łatwiej wtedy prywatnym inwestorom zaakceptować straty na nieudanych przedsięwzięciach lub myśleć o nowych.
Pieniądze z KFK pochodziły z trzech źródeł. Po pierwsze, z budżetu państwa: z zaplanowanych ponad 64 mln zł zainwestowano niecałe 40 mln, z czego ponad 14 mln już „wróciło” w wyniku odsprzedania udziałów nowym inwestorom. Po drugie, z PO IG (z prawie 390 mln zł zainwestowano ok. 210 mln) i wreszcie, ze Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy. Tu poszło najgorzej: ze 180 mln zł wykorzystano tylko ok. 40 mln, częściowo wskutek nietrafionego wyboru aż połowy funduszy.
Teoretycznie jest więc jeszcze sporo środków do wykorzystania, ale już wiadomo, że w spółki (startupy i starsze) na pewno nie zostanie zainwestowane więcej niż połowa z nich. Po prostu kończy się czas przyznany na ich zagospodarowanie. I tak Komisja Europejska przedłużyła go o rok, do końca 2016 r.
Nie ilość, a jakość
Na tle wielu innych programów skierowanych do przedsiębiorców pieniądze z KFK mogły być postrzegane przez wielu potencjalnych „zalążkowych” odbiorców jako mniej atrakcyjne – bo w formie inwestycji kapitałowej, a nie dotacji. Miała więc miejsce „kanibalizacja” – różne programy unijne konkurowały ze sobą, podbierając sobie „klientów”.
Jednak inwestycja funduszu zalążkowego w młodą firmę ma nad pozyskaniem przez nią dotacji swoje przewagi. Oprócz pieniędzy fundusz wnosi zazwyczaj także know-how, doświadczenie w zarządzaniu, kontakty biznesowe. Kolejna przewaga to lepsza weryfikacja jakości projektów, a więc mniejsze marnotrawstwo środków. – Za wszelką cenę trzeba unikać ekscytowania się tym, ile pieniędzy zostanie przeznaczonych dla przedsiębiorców. Jest ich naprawdę dużo. Mam natomiast czasem wątpliwości, czy jest w Polsce wystarczająco wiele projektów, które nadają się do tego, żeby je wspierać – zauważa Jagiełło-Szostak.
Priorytetem powinna być jakość. Najsprawniej działające fundusze zalążkowe korzystające z publicznego wsparcia niekoniecznie starają się zainwestować w daną spółkę maksimum tego, co im wolno, lecz dostosowują rozmiar inwestycji do potrzeb. W przypadku typowych dotacji nie ma bezpiecznika w osobie inwestora, który wykłada własne pieniądze.
Na ile udało się zasypać lukę kapitałową, dzięki dotychczas prowadzonym programom? – W niewielkim stopniu – uważa Przybyszewski, wskazując, że skala pomocy publicznej nie jest tu wcale taka duża, zważywszy na cały rynek, zwłaszcza gdy go porównać do krajów najbardziej rozwiniętych. Poza tym polskie fundusze inwestycyjne są nadal zachowawcze i wolą bezpieczne projekty. Niemniej dzięki tym wszystkim działaniom inwestorzy indywidualni dużo bardziej dziś interesują się rynkiem startupów.
Marcin Szeląg narzeka jednak, że tworząc założenia wsparcia z KFK (a więc i kolejnych takich programów), nie udało się przewidzieć wszystkich potrzeb rynku. – Bardzo szybko się okazało, że aby myśleć o budowaniu dużych firm, należy być częścią globalnego ekosystemu – mówi. – Fundusze venture capital, tak jak i firmy technologiczne, są z natury podmiotami międzynarodowymi. Aby osiągnąć sukces w tej branży, należy nieustannie budować sieć relacji na wielu rynkach. Konsekwencją takiego ograniczenia jest to, że niektóre polskie spółki wybierają zagraniczne fundusze.
Mimo tych zastrzeżeń Bridge Alfa wygląda na najbardziej obiecującą w ostatnich latach próbę pogodzenia dwóch tendencji – stosowania silnych zachęt do inwestowania w obiecujące, a zarazem bardzo ryzykowne przedsięwzięcia oraz stosowania mechanizmów chroniących przed wydawaniem pieniędzy unijnych na siłę. Lecz sam program (nawet w towarzystwie Startera czy innych inicjatyw) zalążkowej luki nie zasypie. To zadanie na lata.
Więcej możesz przeczytać w 8/2016 (11) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.