Czy przenieść firmę za granicę
© Corbis Imagesz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2020 (52)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Z pozoru sprawa wygląda banalnie – w ramach Unii Europejskiej mamy swobodę prowadzenia działalności gospodarczej i pod wieloma względami jednolite przepisy. Nic, tylko rejestrować działalność tam, gdzie nam to pasuje, i płacić niższe niż w Polsce daniny. W praktyce już tak różowo nie jest, szczególnie gdy głównym powodem założenia firmy gdzieś w UE jest ucieczka przed dławiącymi małą przedsiębiorczość podatkami i składkami na ubezpieczenie społeczne, a emigracja nie wchodzi w rachubę.
Weźmy swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Co kraj, to lokalne przepisy reglamentujące dostęp do wielu profesji czy rodzajów biznesu. Są wymogi posiadania koncesji, licencji, pozwoleń, nostryfikowania dyplomów itp. Ale nawet jeśli je spełniamy lub nas nie dotyczą, dochodzi kolejny problem: każdy obywatel UE w danym czasie może być rezydentem podatkowym tylko jednego kraju.
Udowodnij, że tu mieszkasz
O tej tzw. rezydencji podatkowej rozstrzygają lokalne przepisy i umowy międzynarodowe o unikaniu podwójnego opodatkowania. W przypadku wątpliwości przy ustalaniu tzw. centrum interesów życiowych, stosuje się szereg prawnych kryteriów pozwalających rzecz doprecyzować. Najsilniejsze przesłanki to miejsce, gdzie mamy dom, rodzinę, rachunki bankowe, a także czas przebywania w danym kraju itp. W sytuacjach trudnych do rozstrzygnięcia istnieje możliwość porozumienia się organów podatkowych zainteresowanych państw.
Ale uwaga – czym innym jest rezydencja podatkowa, a czym innym miejsce rejestracji działalności gospodarczej. Kraj, na terenie którego przedsiębiorca świadczy usługi i generuje dochód, będzie zainteresowany opodatkowaniem jego zarobku i zasadniczo to temu krajowi należy się ów podatek. Niezależnie jednak od zapłaty kraj rezydencji podatkowej przedsiębiorcy (ten od centrum życiowego) będzie wymagał przynajmniej informacji o uzyskanych przez niego gdziekolwiek na świecie dochodach. Jeśli mogą się pojawić wątpliwości (np. mamy domy w dwóch państwach, przebywamy przez znaczą część roku tu i tam), warto zawczasu wystąpić o certyfikat rezydencji podatkowej do właściwych organów.
Kolejny kłopot to kwestia podlegania ubezpieczeniu społecznemu. Tu również regułą jest obowiązek płacenia składek na odpowiednik naszego ZUS w tym kraju, w którym działalność jest faktycznie prowadzona. Jeśli przedsiębiorca nie zadba o to, by wykazać, że swoją działalność prowadzi właśnie w tym państwie, w którym płaci te składki, nasz ZUS prędzej czy później upomni się o należne mu sumy. Zatem przedsiębiorcy, którzy jedynie zarejestrują za granicą swoją działalność, a faktycznie prowadzą ją wciąż z Polski, muszą się liczyć z koniecznością wykazania zasadności podlegania tamtejszemu ubezpieczeniu społecznemu, co może być trudne i kosztowne.
Niemniej, ponieważ wielu polskich przedsiębiorców, zmęczonych warunkami prowadzenia u nas biznesu, rozważa zarejestrowanie firmy w innym kraju UE, spójrzmy, jakie warunki są gdzie indziej. Przy wyborze kierowaliśmy się kryteriami zdroworozsądkowymi. Dlatego opisujemy tylko kilka państw, gdzie system, w porównaniu z naszym, wypada na plus, a przy tym jakieś szczególne względy (np. bliska odległość czy inny czynnik) sprawiają, że założenie tam firmy może mieć pewien sens dla kogoś, kto nie ma zamiaru wyemigrować.
Wielka Brytania
Zacznijmy od ojczyzny Szekspira, bo tam się kieruje wzrok bardzo wielu przedsiębiorców, a na dodatek – pełno jest zachęcająco brzmiących ofert pośredników, którzy gotowi są za polskich biznesmenów załatwiać wszystkie formalności, tylko nic nie mówią o „centrum interesów życiowych”.
Wielka Brytania zajmuje pierwsze miejsce w Europie i piąte na świecie pod względem łatwości prowadzenia biznesu. Wystarczy np. 13 dni na założenie tam firmy. W porównaniu z Polską czy nawet średnią europejską (32 dni), jest to iście ekspresowe tempo.
Na Wyspach odpowiednikiem naszego samozatrudnienia jest sole trader. Można tę działalność prowadzić (pod własnym nazwiskiem lub wybraną nazwą) już od chwili podjęcia decyzji o założeniu firmy, ale trzeba ją formalnie zarejestrować w ciągu trzech miesięcy w urzędzie skarbowym, telefonicznie, przez internet lub wysyłając pocztą formularz. Jako sole trader można mieć zarówno działalność jednoosobową, pracując z domu, jak i dużą firmę zatrudniającą pracowników.
Ubezpieczenie społeczne jest obowiązkowe, a jego wysokość uzależniona od rocznego dochodu netto. Standardowo samozatrudnieni płacą 2,8 funta tygodniowo. Do tego, jeśli zarabiają ponad 8,1 tys. funtów – 9 proc. od dochodu, a gdy dochód netto przekroczy 42,4 tys. funtów – dodatkowe 2 proc. Składki przeznaczane są na państwową emeryturę, urlop macierzyński czy zasiłek pogrzebowy, ale na zasiłek dla bezrobotnych już nie! Dlatego warto rozważyć np. ubezpieczenie od utraty dochodów. Kwota wolna od podatku w Wielkiej Brytanii to 10,6 tys. funtów – jest 15-krotnie wyższa od naszej, wynoszącej 3805 zł. Przy obrocie do 82 tys. funtów rocznie skorzystamy też ze zwolnienia z VAT (w Polsce jest to tylko 150 tys. zł).
Co najmniej dwie osoby (zarejestrowane już jako samozatrudnione) mogą też założyć osobową spółkę partnerską (partnership). Każdy z partnerów odpowiada całym swoim majątkiem za ewentualne zobowiązania czy długi.
Najbardziej lubianą formą działalności na Wyspach jest spółka z o.o. (Limited Company, Ltd.). Do jej rejestracji wystarczy jedna osoba, byle pełniła funkcję jej dyrektora lub udziałowca (generalnie musi być minimum jeden dyrektor i jeden udziałowiec). Opłata rejestracyjna wynosi 20 funtów (jeśli formalności załatwiamy online – 15 funtów), trzeba też mieć adres firmy w Wielkiej Brytanii (może to być adres jej dyrektora). Nie ma wymogu co do minimum kapitału zakładowego, ale przynajmniej jeden udział musi być przyznany (może nim być także samochód czy dobro niematerialne, jak program, projekt, wiedza). Kapitał jest deklarowany i nie ma obowiązku wpłacania go na konto tak jak u nas. W przypadku małych firm nie jest wymagany audyt.
Zysk spółki w wysokości do 300 tys. funtów objęty jest 10-procentowym podatkiem, gdy przekracza 1,5 mln funtów – podatkiem 30-procentowym, a pomiędzy tymi kwotami stawka jest nieco wyższa niż 30 proc. Stawka VAT to 20 proc., ale rejestracja jako vatowiec w przypadku firm z dochodem poniżej 77 tys. funtów w roku rozliczeniowym jest dobrowolna. Właściciel spółki może sobie wypłacać dywidendy z zysków, ale nie może traktować jej dochodów jako własnych. Chyba że się w niej zatrudni. A wtedy dodatkowo musi płacić podatek od dochodów dla osób fizycznych (20 proc. przy zarobkach do 31 865 funtów rocznie, a od nadwyżki – do 150 tys. funtów – 40 proc. i 45 proc. od kwot powyżej tego progu.) oraz składkę ubezpieczenia społecznego, która jest wyższa niż w przypadku sole tradera – minimum 12 proc. wynagrodzenia (o ile przekracza 139 funtów tygodniowo), a do tego dochodzi 13,8 proc. ze strony pracodawcy.
Jest też jedno duże „ale”: taka firma jest dobra tylko, gdy nasza działalność ma charakter „niematerialny” (wszystko jedno, skąd świadczymy usługę, bo z klientem możemy się kontaktować tylko przez telefon lub internet). Czyli jesteśmy doradcą, dziennikarzem albo np. prowadzimy e-sklep. Tylko wtedy nie musimy zakładać równoległej spółki z o.o. w Polsce (oddziału brytyjskiej) i rozliczać jej dochodów z polską skarbówką.
Czechy
Coraz więcej polskich przedsiębiorców zakłada działalność w Czechach. Samozatrudnieni muszą się zarejestrować w ciągu 30 dni od uzyskania licencji w lokalnym urzędzie skarbowym (koszt rzędu 400 euro). VAT zaczyna być należny, jeśli obrót w ciągu 12 kolejnych miesięcy kalendarzowych przekroczy 1 mln koron (ok. 120 tys. zł). Stawka podstawowa VAT to 21 proc., zaś PIT – 15 proc.
Wiele firm działa także jako spółka z o.o., której założenie zajmuje dwa do czterech tygodni (Czesi chcą zejść do tygodnia), kosztuje 350 euro (w tym roku ma stanieć do 220 euro), a wnioski można składać online. Kapitał zakładowy w przypadku spółki z o.o. może wynieść nawet 1 koronę.
Wróćmy do samozatrudnienia. W Czechach łączą się z nim uproszczone, ryczałtowe formy rozliczania dochodu, wydatków lub podatku. W porównaniu z Polską nieco wyższa jest kwota wolna od podatku (do ok. 4 tys. zł), a sposób wyliczania składek do systemu ubezpieczeń jest zależny od rzeczywistego dochodu. Obowiązkowa składka zdrowotna liczona jest jako 13,5 proc. z połowy zysku z działalności (różnica między przychodami, a kosztami ich uzyskania), ale nie mniej niż 1823 korony miesięcznie, na odpowiednik ZUS wpłacimy 29,2 proc. całego zysku, nie mniej niż 1972 korony miesięcznie. Nieco kontrowersji może wzbudzać wysokość płaconych składek w przypadku dużych zarobków, niemniej może być ona rekompensowana odpowiednio dużymi ulgami podatkowymi (w tym dla oszczędzających w prywatnym funduszu emerytalnym). Razem na ubezpieczenia wydamy minimum ok. 600 zł.
Warto wiedzieć, że Czechy to przede wszystkim raj dla doradców i niektórych wolnych zawodów (artyści, tłumacze). Wprowadzono tam bowiem w ich przypadku zryczałtowane koszty działalności sięgające 60 proc. przychodów. Czeskie rozwiązanie z kosztami zryczałtowanymi – przy stawce PIT 15 proc. – powoduje, że podatek dochodowy płacony jest od pozostałych 40 proc. dochodu, co daje efektywną stawkę na poziomie 6 proc.
Na dodatek usługi doradcze czy wolne zawody charakteryzują się mobilnością, a do Czech z Polski jest bliżej niż np. do Wielkiej Brytanii. Dlatego części małych firm nasz południowy sąsiad może się wydać interesującą alternatywą. Profilaktycznie warto jednak przynajmniej wynająć tam jakieś mieszkanie i od czasu do czasu wpadać, choćby na zakupy.
Słowacja
Słowacja jest atrakcyjna zwłaszcza dla firm transportowych. Brak podatku od środków transportu, od zakupu auta i paliwa, można odliczyć pełną stawkę VAT, zaś amortyzację od całego kosztu zakupu (w Polsce od 50 proc.) i nie ma obowiązku prowadzenia uciążliwej ewidencji przebiegu pojazdów. Koszty utrzymania floty ciężarówek mogą być więc wyeliminowane lub co najmniej poważnie ograniczone.
Jeszcze kilka lat temu nasz południowy sąsiad kusił też bardzo polskich przedsiębiorców z innych branż. Najbardziej z powodu możności uniknięcia podatku od wypłaty dywidendy osobom fizycznym przez spółki kapitałowe. Kusił także 19-procentowy podatek liniowy, niższy niż u nas VAT (19 i 10 proc.) oraz przejrzyste przepisy podatkowe. Jednak dziś to w części przeszłość. Nie można już wypłacać dywidendy osobom fizycznym, przy dochodach powyżej 35 022 euro płaci się PIT w wysokości 25 proc. lub 22 proc. CIT. Oprócz tego dla osób prawnych wprowadzono obowiązkowy roczny podatek minimalny („licencja skarbowa”), który dotyka przede wszystkim firmy wykazujące stratę lub niskie zyski. W przypadku tych, którzy nie są płatnikami VAT, podatek ten wynosi 480 euro, dla vatowców 960 euro, a dla przedsiębiorstw z obrotami powyżej 500 tys. euro – 2880 euro. Co prawda firmy wykazujące zyski mogą o tę kwotę obniżyć swój roczny podatek – zapłacą już tylko różnicę.
Wyższa niż w Polsce jest wysokość rocznego obrotu, który uprawnia do zwolnienia z rejestracji jako podatnik VAT (35 tys. euro), ale składki na ubezpieczenie płacimy w euro (obecnie, po przeliczeniu, ok. 700 zł miesięcznie). Koszty założenia jednoosobowej działalności to 166 euro, zaś spółki kapitałowej – 332 euro.
Nadal sporym atutem Słowacji są proste formy rozliczeń, szczególnie dla firm usługowych i nievatowców, brak zaliczek na podatek dochodowy w pierwszym roku działalności i przy niskich rocznych wyliczeniach podatku. Stawki odliczeń od podatku dochodowego są wysokie, rozliczenie VAT jest kwartalne, a administracja przyjazna (podpis elektroniczny, komunikacja online z urzędami, kontrole tylko celowe, zasada rozstrzygania niejasności na korzyść podatnika itd.).
Cypr
Kilka lat temu Cypr był jednym z najpopularniejszych kierunków dla przedsiębiorców. Dziś krąży o nim wiele mitów. Przy umiejętnym wykorzystaniu możliwości prawnopodatkowych wciąż jednak gwarantuje bezpieczeństwo prowadzonego biznesu i oferuje szereg korzyści wynikających z dyrektyw unijnych i przepisów międzynarodowych. A przyjazne przepisy wewnętrzne, nastawione na stymulowanie gospodarki i przyciąganie inwestycji zagranicznych, czynią zeń dobre miejsce na ulokowanie kapitału.
Pamiętajmy jednak, że to odległa od Polski wyspa i zupełnie nie opłaca się udawać przed fiskusem, że tam jest także nasze „centrum interesów życiowych”. Wymagałoby to choćby regularnych przelotów. Ewentualnie można zdać się na spółki kapitałowe, komandytowe lub konglomeraty złożone z jednych i drugich. Gama rozwiązań jest tu spora, zależna od rodzaju działalności i tego, jak i gdzie chcemy wykazywać zyski. Po szczegóły najlepiej udać się do dobrego doradcy.
Generalnie cypryjskie spółki, zarządzane i kontrolowane z zewnątrz, są niemal nieopodatkowane. Formalnie CIT wynosi 12,5 proc., ale liczne ulgi i możliwości transferów pomiędzy spółkami powiązanymi sprawiają, że może on być bliski zera. Brak też podwójnego opodatkowania dywidendy, podatku od zysków kapitałowych i tych uzyskiwanych poza Cyprem. Działalność można np. prowadzić jako Private Company Limited by Shares (sp. z o.o.) lub Limited Partnership (odpowiednik naszej spółki komandytowej). Istnieje też tzw. holding cypryjski, czyli konglomerat polskiej spółki kapitałowej, cypryjskiej limited i cypryjskiej komandytowej. Pierwsza prowadzi działalność na terenie Polski, a trzecia to ta, do której trafia cały zysk.
Korzyści są oczywiste, ale taka struktura kosztuje. Samo zarejestrowanie spółki to wydatek 311 euro, lecz minimalne wydatki roczne na jej operacyjne utrzymanie to przynajmniej 3 tys. euro. Oczywiście bezpośredniego kontaktowania się z Cypryjczykami można sobie zaoszczędzić, ale wyspecjalizowane firmy zastępujące nas w tych kontaktach do tanich nie należą. W zasadzie dowolna czynność, jak uzyskanie certyfikatu biura rejestrowego, potwierdzenie rezydencji podatkowej, uzyskanie jednego podpisu obowiązkowego lokalnego dyrektora nominowanego (na umowie w naszej firmie), założenie konta w banku, to wydatek od 100 do 500 euro.
Malta
Na Malcie roczne utrzymanie najtańszej spółki kosztuje przynajmniej 5 tys. euro (sama rejestracja kosztuje 210 euro), ale stawki podatków dochodowych są bardzo niskie i istnieją różne możliwości wykorzystania spółki w międzynarodowych strukturach planowania podatkowego. Najlepiej założyć polską spółkę komandytową, w której komplementariuszem jest maltańska Private Limited Company by Shares, a komandytariuszem polska spółka z o.o. Takie rozwiązanie pozwala czasem znacznie zredukować podatek dochodowy, niektórym udaje się nawet zejść do stawki zero procent, przy osiąganiu zysku nawet do 2,5 mln zł rocznie.
Sukces tego rozwiązania polega na tym, że spółka komandytowa, która nie jest płatnikiem podatku dochodowego, jedynie dzieli zysk pomiędzy partnerów. Gdy dzielony jest on jako 1 proc. na spółkę polską i 99 proc. na maltańską, polska zapłaci CIT od tego 1 proc., a maltańska nie uiści nic, bo zniweluje podstawę opodatkowania wypłatą np. wynagrodzeń dla kadry zarządzającej. Spółka maltańska jest transparentna, zgłoszona jako polski pracodawca posiadający NIP i VAT. Jej dyrektorzy zarządzający składają roczny PIT w urzędzie skarbowym. Co ciekawe, ich wynagrodzenie nie podlega ani podatkowi dochodowemu do kwoty aż ok. 500 tys. zł netto rocznie, ani oskładkowaniu na ubezpieczenie!
Doradcy podatkowi nie mają jednak złudzeń – wszystkie te „cypryjskie” i „maltańskie” rozwiązania to wyrafinowana sprawa. Jakiekolwiek planowanie podatkowe opłaca się dopiero, gdy przychody z naszej działalności sięgają rocznie przynajmniej 0,5 mln euro. Pamiętać też należy, że we wszystkich transakcjach pomiędzy firmami powiązanymi wchodzi w grę ryzyko, jakim obarczone są ceny transferowe, czyli zarzut sztucznego wykazywania zysku w kraju, który nie ma udziału w tworzeniu wartości produktu, nie mówiąc już o szczególnej czujności fiskusa.
Estonia
W Estonii CIT, PIT i VAT wynoszą po 20 proc. Łatwo zapamiętać, ale to nie wszystko. CIT nie jest bowiem rozliczany na zasadzie zaliczek pobieranych przez cały rok, ale dopiero po zakończeniu roku i to w chwili podziału zysku w postaci dywidendy. Jeśli zyski reinwestujemy (innymi słowy, pieniądze wciąż pracują w spółce), podatku się nie płaci. Przy czym uwaga – za reinwestycję nie uważa się świadczeń na rzecz pracowników, prezentów i darowizn dla osób fizycznych i prawnych oraz dla organizacji czy związków zawodowych.
Samozatrudnieni płacą obowiązkową składkę socjalną w wysokości 33 proc. zysku (przychody minus koszty ich uzyskania), z czego 20 proc. trafia na ubezpieczenie społeczne, zaś 13 proc. na ubezpieczenie zdrowotne. Minimalna składka to 386,1 euro płacone co kwartał. Koszt założenia firmy w Estonii to 185 euro.
Łotwa
Łotewski PIT to 23 proc., CIT – 15 proc., zaś VAT – 21 proc. W kraju tym niezwykle ciekawym, a przede wszystkim prostym rozwiązaniem, jest podatek od mikroprzedsiębiorstwa. Wynosi on 9 proc. przychodu (nie zysku!), ale zawiera w sobie wszystko: podatek od dochodów osoby fizycznej, składki na obowiązkowe ubezpieczenie społeczne, podatek od osób prawnych. Warunkiem jest jednak zatrudnianie nie więcej niż pięciu osób, z których żadna nie zarabia powyżej 720 euro, zaś roczny przychód mikrofirmy nie może przekroczyć 100 tys. euro. Inną korzystną opcją, przeznaczoną zresztą wyłącznie dla nierezydentów, jest prowadzenie działalności doradczej i zarządczej, dla której CIT wynosi 10 proc. Z kolei składka na ubezpieczenie społeczne dla samozatrudnionych to 30,58 proc. dochodów.
Zaletą Łotwy jest wyjątkowo liberalne prawo bankowe. Pytań nie wzbudzają tu nawet największe przelewy o najrozmaitszych tytułach. Zainteresowani winni jeszcze wiedzieć, że założenie firmy na Łotwie to wydatek 33–36 euro.
Rejestracja-spekulacja
W ostatnim czasie jak grzyby po deszczu pojawiły się firmy oferujące wsparcie w rejestracji firm na Wyspach (kilka lat temu modna była Litwa), obiecujące efekty w postaci wielokrotnie niższych obciążeń fiskalnych. Skala zjawiska jest tak duża, że zwróciło to w końcu uwagę rodzimych organów i okazało się, że mają one całkiem skuteczny oręż, by od „emigrantów rejestracyjnych” domagać się polskich podatków i składek na ZUS. Bo choć nasz urząd nie może skontrolować, czy przedsiębiorca faktycznie prowadzi działalność w innym kraju, ani nie ma po temu narzędzi, to na jego prośbę może to zrobić jego zagraniczny odpowiednik. Pseudoemigranci nie bardzo zaś potrafią udowodnić, że już nie podlegają jurysdykcji polskich organów. Siłą rzeczy, sam fakt rejestracji firmy za granicą i opłacania składek nie oznacza także, że automatycznie przedsiębiorca dostanie zagraniczną emeryturę.
Konfrontacja z fiskusem czy ZUS do przyjemnych nie należy. Tym bardziej że mogą zablokować nasze aktywa, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona. A to oznacza koszty – w pieniądzu i czasie, zwłaszcza gdy pójdziemy do sądu, w którym, aby skutecznie wykazać, że faktycznie prowadzimy biznes poza Polską, nie wystarczy tylko tamtejszy adres biura i NIP. Trzeba też udokumentować prowadzenie działalności operacyjnej w innym kraju: pokazać np. bilety lotnicze, kolejowe, rachunki za hotele, za wynajem mieszkania, za media, a nawet za lokalne zakupy.
Wynajęty zarządzający
Prowadząc spółkę na Malcie czy Cyprze, nie trzeba przebywać tam osobiście – wystarczy wynajęcie tzw. dyrektorów nominowanych. W ich wyszukaniu pomogą spółki specjalizujące się w doradztwie podatkowym. W ramach podstawowej opłaty (ok. 3 tys. euro dla Cypru i 5 tys. euro dla Malty – w przypadku najprostszych rozwiązań) uzyskujemy podstawową zdolność operacyjną. W kwocie tej jest też utrzymanie biura, wynagrodzenie lokalnego dyrektora figurującego w zarządzie pod swoim nazwiskiem, opłacenie kilku (dosłownie) obligatoryjnych czynności. Pamiętać jednak należy, iż każde działanie zarządzającego wykraczające ponad ów zestaw to dodatkowe wynagrodzenie lub konieczność zatrudnienia firmy zewnętrznej. Weźmy wymagany zazwyczaj coroczny audyt. Ten podstawowy potwierdza jedynie poprawność rejestracji i zgłoszeń (w cenie), ale pogłębiony, gdy spółka prowadzi szerszą działalność, może kosztować kilka tysięcy euro. Z kolei opłaty za złożenie podpisu pod nową umową, założenie nowego konta bankowego, otrzymanie urzędowego certyfikatu itp. wynoszą zwykle od kilkudziesięciu do kilkuset euro.
Agnieszka Kobak, spółka doradztwa podatkowego Tax Matters, ekspert programu „Biznes jest dla ludzi”
Planowanie biznesu – w sensie geograficznym i prawnym – to coraz bardziej wymagająca gra, najczęściej oznaczająca, niestety, poniesienie dodatkowych kosztów. Mogą one stanowić barierę optymalizacji, gdyż staje się ona opłacalna raczej dla większych biznesów. Ze względu na to, że każdorazowo planowanie jest procesem całkowicie zindywidualizowanym, trudno wskazać uniwersalne rozwiązania i poziom ich opłacalności. Jeśli zatem myślimy, że dokonamy pozorowanego przeniesienia działalności gospodarczej do innego kraju, dalej realizując ją w Polsce, i zyskamy na tym podatkowo, to jesteśmy w błędzie.
W dobie błyskawicznej wymiany informacji także administracje podatkowe pozyskują wiedzę szybciej i skuteczniej i prędzej adaptują swoje procedury kontrolne. Stąd zwiększone kontrole przedsiębiorców zmierzające do ustalania faktycznego miejsca prowadzenia działalności gospodarczej czy – w przypadku spółek – tzw. efektywnego miejsca zarządu.
Najbardziej spektakularne oszczędności może przynieść bardziej wyrafinowana strukturyzacja biznesu – wykorzystująca spółki osobowe i kapitałowe. W tych bardziej skomplikowanych schematach planowania podatkowego biznesu wśród krajów europejskich najczęściej pojawiają się Cypr, Malta, Wielka Brytania, Luksemburg (drogi, ale prestiżowy).
W kwestiach okołopodatkowych, jak np. dostępność do urzędników, przychylność administracji, jasność i precyzja przepisów, stopień skomplikowania procedur i terminy na dopełnianie obowiązków przedsiębiorcy, najczęściej wyróżnia się na plus Wielką Brytanię, Słowację, Czechy, Estonię, Cypr, Maltę, ale pojawiają się także Francja czy Niemcy.
Więcej możesz przeczytać w 1/2020 (52) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.