Doskonałe uzupełnienie
Salto Bar to skandynawski klimat w najlepszym wydaniu, bo niesprowadzony wyłącznie do białych ścian i kamienia, jak wygląda to w wielu miejscach podczepiających się pod trend hygge. / fot. mat. pras.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2024 (110)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz”. Rzadko bywając w tej dzielnicy Warszawy, trudno oprzeć się pokusie zacytowania słynnego przeboju T.Love. I właśnie od słów napisanych przez Muńka Staszczyka – za które podobno kiedyś dostało mu się od lokalsów – rozpoczynam rozmowę z Olą Ciszak i Anetą Ciesielską, twórczyniami marki odzieżowej Repose. Klasyczne przełamanie lodów na dobry początek spotkania.
Ten odcinek cyklu „Na nasz rachunek” jest szczególny, ponieważ moje rozmówczynie przyjechały do stolicy z Wrocławia.
– Wyruszyłyśmy o 5:30, ale było warto, ponieważ widziałyśmy piękny wschód słońca – stwierdza Aneta.
– Często bywacie w Warszawie?
– Prowadzimy tu wiele ważnych działań biznesowych, dlatego w Warszawie bywamy raczej często.
– I jak odbieracie miasto? – dopytuję.
– Pierwsze, co przychodzi mi na myśl – macie tutaj mnóstwo zieleni, serio. To nawet trochę zaskakujące, zwłaszcza że we Wrocławiu – który oczywiście jest przepiękny – brakuje tego typu obszarów.
Dziewczyny wybierają na nasze spotkanie Salto Bar, uroczą niewielką knajpkę właśnie na Żoliborzu z widokiem na Sady Żoliborskie. Smaczne jedzenie plus jesień za oknem – brzmi jak plan idealny.
– Fajny skandynawski klimat – zauważa Ola. – Ale taki skandynawski, który nie jest sprowadzony wyłącznie do białych ścian i kamienia, jak wygląda to w wielu miejscach, które próbują się podczepić pod trend na hygge – dodaje.
Ola zamawia na śniadanie pankejki, bo ma ochotę na śniadanie na słodko (spotykamy się przed południem), a do tego honey matcha latte. Aneta decyduje się na bajgla w wydaniu nieco bardziej orientalnym i dyniowe latte na mleku owsianym. Moja potrawa jest chyba najmniej oryginalna – to najprostszy bajgiel śniadaniowy w ofercie knajpy – za to z napojem trochę szaleję, gdyż decyduję się na espresso z sokiem pomarańczowym. Nigdy nie próbowałem, a zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?
– Nie bywam we Wrocławiu tak często, jak bym chciał, ale wydaje mi się, że to bardzo atrakcyjne miasto – zarówno turystycznie, jak i do życia? – pytam po złożeniu zamówienia.
– Zdecydowanie tak! – ekscytuje się Ola. – Jeśli wpadniesz kiedyś do nas, to są miejsca, które na pewno chciałybyśmy ci pokazać!
– Jakie?
– Jednym z nich jest BABA, czyli nowa restauracja Beaty Śniechowskiej i Tomasza Czechowskiego. To bardzo kameralne miejsce – mogące pomieścić zaledwie kilka osób – gdzie dania opierają się na tradycyjnej polskiej kuchni, ale w niesztampowy sposób – zachęca Ola (a my w pełni się zgadzamy i polecamy to miejsce w naszej rubryce „Wydajmy na to” na s. 139 – red.). Innym lubianym przeze mnie miejscem jest Młoda Polska. Tam jesz kotleta schabowego, a później nie możesz o nim przez miesiąc zapomnieć – smakuje tak niesamowicie
– Na pewno chciałybyśmy cię zaprosić również do concept store’u, w którym się prezentujemy, bo to również bardzo ciekawe miejsce, kawiarnia i showroom z ubraniami jednocześnie. Niedawno brałyśmy tam udział w degustacji wina 0 proc., było naprawdę świetne. To w ogóle ciekawy sposób na wychodzenie do ludzi, gdzie wszystkie przyjemności znajdują się w jednym miejscu – kawa, pyszne jedzenie i przymiarki pięknych ubrań – dodaje Aneta. Coś mi się wydaje, iż niedługo usłyszymy o podobnych inicjatywach w wykonaniu Repose.
Skąd ten rozwój Wrocławia? Dziewczyny tłumaczą, że w pewnym stopniu z faktu, że studenci – których w mieście jest naprawdę mnóstwo – stali się zamożniejsi, co zapewne wpływa na ofertę, jaką miasto musi im zaproponować.
Zamówione dania dostajemy dosyć szybko. Razem z Anetą równie szybko orientujemy się, że choć nasze bajgle są bardzo smaczne, zjedzenie ich będzie nie lada wyzwaniem…
- Chyba zamówiłam najbardziej brudzącą pozycję z karty i przez całe spotkanie będę zastanawiać się, czy nie mam na czole sosu – śmieje się moja rozmówczyni.
Sprawnie ułożona firma
Zanim zadam pytania o Repose, rozmowa niespodziewanie schodzi… na mnie.
– Podobno lubisz „The Office” i Oasis – zauważa Ola.
– Widzę, że odrobiłyście pracę domową.
– Lubimy być do wszystkiego dobrze przygotowane.
Perfekcjonizm i dobre planowanie to tematy, które będą wracać podczas naszego spotkania.
Czym jest Repose? Jak przeczytałem wcześniej na stronie internetowej marki, droga Oli i Anety zaczęła się od miłości do komfortu i jakości, ponieważ repose znaczy po prostu „odpoczynek” – interpretowany w taki sposób, jaki chce tego odbiorca. Firma na początku oferowała przede wszystkim wysokiej jakości homewear, teraz udowadnia, że wygodę połączoną ze stylem można przenieść w każdy obszar życia, gdzie te wartości są potrzebne.
Nim Aneta i Ola trafiły do świata mody, były związane z branżami, które nie miały z nim zbyt wiele wspólnego – Aneta specjalizowała się w marketingu, natomiast Ola pracowała jako HR Business Partner. Poznały się w pracy w pewnym wrocławskim startupie, który zapowiadał się dobrze, jednak nie osiągnął zakładanego sukcesu.
– Po zakończeniu przygody z poprzednim pracodawcą stwierdziłam, że chciałabym robić coś na totalnie własnych zasadach, w zgodzie z moimi wartościami. W centrum wszystkiego, co dziś robimy, stoją ludzie – to nasza fundamentalna wartość i siła napędowa. Nasz zespół tworzą wyjątkowe osoby. Chcemy im dawać przestrzeń do rozwoju i realizacji własnych pomysłów. Naszym zdaniem zaufanie i swoboda działania są kluczem do prawdziwej kreatywności – opowiada Ola.
– Ale dlaczego akurat moda?
– Mam nadwrażliwość dotykową, więc zawsze kluczowe były materiały, którymi się otaczam. Chciałam to zgłębić, dlatego w Repose materiały są najwyższej jakości, są przyjazne dla skóry i zapewniają niezrównany komfort. Dodatkowo doświadczenie w HR sprawiło, że umiem rozmawiać z ludźmi, potrafię sobie zjednywać ich sympatię. To bardzo ważne w każdej dziedzinie życia, więc dlaczego miałoby być inaczej w branży modowej?
Bliżej do tego świata było chyba Anecie, która deklaruje wprost, że w pewnym momencie swojej kariery nie wyobrażała sobie, żeby jej kolejna praca nie była związana z branżą fashion. Zawsze ją to fascynowało.
– Od początku istnienia Repose towarzyszyłam Oli, wspierałam ją w jej planach. Imponował mi jej etos pracy – to, jak dopracowywała produkt, dbała o każdy detal i szukała najlepszych materiałów. Kiedy Ola zaproponowała, żebym do niej dołączyła, zgodziłam się bez wahania. Gdy połączyłyśmy siły, nagle wszystko nabrało rozpędu. Weszłam – można powiedzieć – z grubej rury. Dokonałam dokładnej analizy rynku, określiłam, kto tak naprawdę powinien być naszymi klientkami. Niezmiennie kręciłyśmy się wokół wygody, ale stale poszerzałyśmy to zagadnienie.
– To znaczy? – dopytuję.
– Jeśli masz ważne spotkanie z klientem i chcesz wyglądać elegancko, a przy tym czuć się komfortowo, wcale nie musisz decydować się na poliestrowe spodnie z wbijającymi się wszędzie guzikami. Każdy nasz projekt tworzymy z myślą o indywidualnych potrzebach, często dostosowując ubrania do sylwetki konkretnej osoby – odpowiada Aneta.
Dziewczyny od początku sprawiają wrażenie dobrze dogadujących się wspólniczek, choć odnoszę wrażenie, że to Ola jest osobą dominującą w tym duecie.
– Na pewno świetnie się uzupełniamy – mówi Ola.
– Mówi się, że nie powinno się wchodzić w biznes z przyjaciółmi, ale w naszym przypadku to się w ogóle nie sprawdza – dodaje Aneta.
Jak słyszę, dzięki Repose Ola wreszcie może artystycznie – i zawodowo – się wyżyć. Aneta idealnie chłodzi pomysły wspólniczki, kiedy jest taka potrzeba.
– Aneta niesamowicie ciągnie mnie w górę. Nasza marka jest obecnie na takim etapie rozwoju, że siłą rzeczy siedzę nieco więcej w tematach mocno operacyjnych, finansowych. Nawet jeśli czasem się w nich zagubię, Aneta nigdy nie spuszcza celu z oczu, ma konkretny plan – wyjaśnia Ola.
Rozmówczynie zgodnie przyznają, że sukces firm mających wyłącznie jednego sternika jest znacznie trudniejszy do osiągnięcia. – Przedsiębiorstwa potrzebują duetów czy nawet większych zespołów, żeby stale konfrontować ze sobą pewne pomysły. Najgorsze, co może przydarzyć się biznesowi, to zaszycie się we własnej bańce
– mówi Aneta.
Małe marzenia
Chętnie spotkałem się z założycielkami Repose z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, na ile usłyszałem o nich od wspólnej znajomej, wydały mi się interesującymi postaciami. Po drugie, myślę, że są takie dwa biznesy, o których Polki i Polacy wciąż najbardziej marzą – to własna restauracja lub autorska marka modowa.
– Zdecydowanie tak jest, że własne marki modowe to wciąż marzenie wielu kobiet, ale one nawet nie są sobie w stanie wyobrazić, jak trudne są to projekty – przekonuje Ola.
– W jakim sensie trudne? Nie wystarczy rozwinąć viralowej kolekcji na Instagramie, by dotrzeć do szerokiego grona odbiorczyń?
– Uważam, że czasy, kiedy dziewczyna miała odłożone kilka tysięcy złotych, a następnie zainwestowała je w reklamę własnego projektu w mediach społecznościowych, co przełożyło się na gigantyczny sukces, minęły bezpowrotnie. Jednocześnie konkurencja na rynku jest naprawdę spora – odpowiada Aneta.
Zawsze interesowało mnie, jakim budżetem trzeba dysponować na start, by móc ruszyć z własnym projektem w branży. Tutaj – jak słyszę – nie ma jednoznacznej odpowiedzi, gdyż wszystko rozbija się o skalę oraz jakość, jaką chcemy oferować.
– No dobra, ale jeśli miałabym podać kwotę, to sądzę, iż koszt przygotowania profesjonalnej sesji zdjęciowej dla kolekcji, do tego kupno materiałów, testy prototypów, odszycie ubrań na sprzedaż – i nie mówimy tutaj o gigantycznych wolumenach – to koszt ok. 100 tys. zł. Podkreślę jednak, że to raczej minimum niż górna granica – wskazuje Ola.
Tym, czym wyróżnia się Repose, jest własna szwalnia we Wrocławiu, dająca duży komfort pracy. Marka może na bieżąco testować nowe projekty, szyjąc ograniczoną ich ilość, co jest nie tylko opłacalne z biznesowego punktu widzenia, ale także przyjazne dla środowiska, dzięki czemu ubrania nie trafiają hurtowo na śmietnik. Nie od dziś wiadomo, że fast fashion to jeden z największych trucicieli planety.
– Nie wspominając już o zupełnie pobocznych historiach, dylematach, z jakimi borykają się przedsiębiorstwa modowe – mówi Ola.
– Co masz na myśli?
– U wielu z nich po sezonie zostaje mnóstwo niesprzedanych ubrań. I muszą podjąć decyzję, czy je wyrzucić, czy może sprzedawać po cenie obniżonej o – dajmy na to 80 proc. – jednocześnie pokazując, na jakiej marży operują – odpowiada Ola. I dodaje: – Dla nas taki model jest nie do przyjęcia. My mamy ten komfort, że nasze produkty odszywamy własnymi siłami, więc w razie potrzeby - dopóki mamy materiał - po prostu je doszywamy.
– A ten komfort przekłada się na spokój, dzięki któremu możemy eksperymentować z innymi projektami. Bo choć w dużym stopniu opieramy się na evergreenach, to oczywiście nie unikamy nowości – dodaje Aneta.
Butik na Mokotowskiej
W przypadku Repose – co nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem – dominuje dystrybucja online, choć założycielki marki podkreślają, że stacjonarna działalność również jest bardzo ważna.
– Wejście do różnego rodzaju concept store’ów okazało się wręcz kluczowe, ponieważ nasze odbiorczynie mogły namacalnie zapoznać się z naszymi produktami. Widziały, że są świetne jakościowo, a przy tym doskonale się prezentują. A to, czy one zamówiły je później przez sklep internetowy, czy nabyły w concept store, nie ma większego znaczenia – zauważa Aneta.
– Czyli omnichannel nie jest po prostu chętnie powtarzanym, modnym hasłem?
– Zdecydowanie nie. Poza tym aktywnie promujemy się na Instagramie, sądzę, że niebawem wejdziemy w TikToka, gdzie również widzimy dla siebie mnóstwo możliwości. No i przewidujemy, iż kolejnym ważnym krokiem biznesowym będzie otworzenie własnego butiku.
– We Wrocławiu czy w Warszawie?
– Dobre pytanie – uśmiechają się moje rozmówczynie.
W tym kontekście pada stołeczna ulica Mokotowska, gdzie jest zlokalizowanych mnóstwo butików. Choć Ola i Aneta nie deklarują tego wprost, wydaje mi się, że to najbardziej pożądana lokalizacja dla przyszłej stacjonarnej placówki Repose.
– Ulica Mokotowska to świetne miejsce. Wiesz, że jeśli chcesz kupić jakościowe ubranie, to po prostu wybierasz się w tę okolicę i masz do dyspozycji wiele wartościowych marek - to jest naprawdę duży luksus. Współcześnie luksusem jest w znacznym stopniu możliwość wyboru – dodaje Aneta.
– Sądzę przy tym, że spędzałybyśmy mnóstwo czasu w takim butiku. Bardzo często słyszymy od klientek, że mamy najlepszą obsługę klienta, z jaką kiedykolwiek miały do czynienia – to ogromny komplement, ale też wartość, na której da się budować przewagę konkurencyjną – wskazuje Ola.
– Kim w ogóle jest klientka Repose? – dopytuję.
– Naszymi klientkami są najczęściej kobiety 30+, z dużych miast, które osiągnęły wysoką pozycję zawodową, jak np. prawniczki, lekarki czy przedstawicielki tzw. wolnych zawodów – słyszę w odpowiedzi.
Jak deklarują twórczynie firmy, Repose szyje ze starannie wyselekcjonowanych materiałów z certyfikowanych źródeł, a kroje są stale udoskonalane. I właśnie tego typu cechy sprawiają, że odbiorczynie często do marki wracają. Równie ważna dla założycielek jest odpowiedzialność wobec społeczności i środowiska. Wspierają lokalność nie tylko w słowach, ale przede wszystkim w czynach.
– Współpracujemy z lokalnymi dostawcami, tworzymy miejsca pracy w regionie i budujemy trwałe relacje z lokalnymi partnerami. Każda nasza decyzja biznesowa uwzględnia jej wpływ na środowisko naturalne. Prowadzimy nasz biznes w sposób etyczny i przejrzysty, będąc fair wobec wszystkich – pracowników, klientów, dostawców i partnerów biznesowych. Dotrzymujemy zobowiązań i bierzemy pełną odpowiedzialność za nasze działania. Komunikujemy się otwarcie i szczerze, nawet gdy nie jest to łatwe. Poza tym jesteśmy trochę startupem w branży odzieżowej, a to też fajna wartość – dodają Ola i Aneta.
2025 rok pod znakiem…
– No dobrze, wiem już, że macie na radarze własny butik. Co jeszcze rysuje się w waszych planach na przyszły rok? – pytam, kiedy kończymy jedzenie.
– Jesteśmy na etapie skalowania, to bardzo trudny okres – odpowiada Ola.
– Dlaczego?
– Musimy na nowo poukładać pewne procesy, trochę kwestionujemy rzeczy, które do tej pory robiłyśmy. Potrzebujemy tego, żeby jak najszybciej urosnąć, dzięki czemu będziemy w stanie wyjść za granicę.
– A więc szukacie inwestora.
Cisza.
– Szybkie skalowanie i wyjście za granicę? Brzmi jak oczywisty moment na poszukiwanie branżowego inwestora – drążę.
– Raczej nie prowadzimy aktywnych rozmów, jeśli natomiast otrzymałybyśmy atrakcyjną ofertę inwestycyjną, to zapewne byśmy ją rozważyły. Oczywiście ostateczna decyzja zależałaby od wielu czynników, jednak na pewno, jeśli inwestor „poleciłby nam” np. przeniesienie produkcji do Chin, to byśmy się nie zgodziły, nieważne, ile pieniędzy by nam oferował – odpowiada Ola.
– A zakładacie przenosiny do Warszawy? Trochę stwierdziłyście na początku, że tutaj dzieją się najważniejsze rzeczy w waszej branży, są wasze klientki… No i jest zielono, nie zapominajmy!
– Z pewnością byłoby to niełatwe logistycznie, bo oprócz pracy zawodowej mamy życie prywatne. Ja na przykład kocham swój dom pod Wrocławiem. Niełatwe, ale nie niemożliwe, dlatego nie chciałabym tutaj składać jasnej deklaracji – podsumowuje Aneta.
Nim się rozstaniemy, pytam jeszcze dziewczyn, czy wiedząc, z jakimi wyzwaniami wiąże się rozwijanie własnej marki modowej, zdecydowałyby się wejść w ten rynek jeszcze raz.
– Absolutnie tak – odpowiadają bez większego zawahania.
Salto Bar zrobił na nas bardzo dobre wrażenie, ale już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania we Wrocławiu.
Naprawdę są restauracje, które przygotowują takie kotlety schabowe, o których nie da się zapomnieć przez kolejne dni?!
Więcej możesz przeczytać w 11/2024 (110) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.