W pół do zysku. Inwestowanie w zegarki

Jakub Roskosz, fot. Hipolit Terpinski
Jakub Roskosz, fot. Hipolit Terpinski
W czasach niepewności i wysokiej inflacji szukamy atrakcyjnych form lokowania kapitału. Entuzjaści inwestowania w zegarki przekonują, że to inwestycje idealne, przeciwnicy przestrzegają zas, że na rynku wtórnym podaż zaczyna przewyższać popyt. Prawda zapewne – jak to zwykle bywa – leży pośrodku.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2023 (93)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W Polsce inwestowanie w zegarki wciąż nie jest najpopularniejszą formą lokaty kapitału, głównie przez brak wiedzy i świadomości społecznej. Tymczasem – w mojej opinii – luksusowe zegarki są jedną z najlepszych dostępnych inwestycji na rynku. Wystarczy wspomnieć, że w ciągu ostatnich 10 lat średni zwrot z inwestycji w zegarki wyniósł prawie 200 proc. To zdecydowanie lepszy wynik niż wartości, jakie osiągnęły nieruchomości, złoto czy spółki Dow Jones – mówi mi znany polski przedsiębiorca, pasjonat zegarków.

W minionym roku ceny najbardziej luksusowych czasomierzy – Rolex, Patek Philippe czy Audemars Piguet – wystrzeliły w górę. Wzmożenie na rynku obserwowaliśmy zwłaszcza w pierwszej połowie 2022 r., później wartości nieco się unormowały. 

Deloitte wylicza, że aktualna wartość rynku używanych zegarków przekracza 20 mld franków szwajcarskich, a dzięki generacji Z do 2030 r. wzrośnie o kolejne 16 mld. W tym samym badaniu prawie połowa milenialsów zadeklarowała, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy zakupi używany czasomierz, licząc na zysk. A już na pewno – na brak spadku jego wartości. – Zegarki popularnych marek jak Omega, Rolex, Audemars Piguet czy Patek Philippe w szybki i łatwy sposób wymienisz na gotówkę na całym świecie. Rynek wtórny jest ogromny, liczba handlarzy jest bardzo duża, są ogromne społeczności. Sprzedanie takiego zegarka to żaden problem – przekonuje Jakub Roskosz, z którym wywiad przeczytasz w dalszej części materiału. Jego treści dotyczące zegarków śledzi w mediach społecznościowych coraz więcej osób.

Niektórzy twierdzą wręcz, że luksusowe czasomierze stały się globalną, odporną na gospodarcze zawirowania, walutą płatniczą. Czy czeka nas era zegarkowych inwestycji?

Dwutygodniowe wczasy na Ibizie

Jeśli posłuchać tych, którzy na czasomierzach już zarabiają (i to niemałe pieniądze), można odnieść wrażenie, że inwestycja w zegarek jest inwestycją idealną. – Nie trzeba mieć ogromnej wiedzy, aby stawiać pierwsze kroki na tym rynku. Mitem jest również fakt, że potrzeba dużych budżetów, choć oczywiście zwykle najdroższe modele dają największe zwroty – słyszę od inwestorów. Entuzjaści gadżetów przekonują, że trudno znaleźć drugie tak drogie, tak małe przedmioty (nie licząc oczywiście kamieni szlachetnych), które można na siebie założyć i w prosty sposób zmienić ich miejsce położenia, a same marki wymuszają korekty cen na rynku wtórnym, rok w rok podnosząc ceny o kilka czy nawet kilkanaście procent. – Ponadto inwestowanie w zegarek to inwestowanie w swój wizerunek i networking. Naprawdę zegarek często bywa zauważony i jest powodem do rozpoczęcia small talku. Posiadanie dobrego czasomierza otwiera drzwi do wielu społeczności kolekcjonerów czy pasjonatów – pisze na Twitterze Roskosz.

W przypadku najlepszych modeli ryzyko jest na raczej niskim poziomie m.in. dlatego, że ich liczba jest ściśle limitowana – sam fakt, że udało nam się kupić konkretny model, sprawia, że nabyty przez nas czasomierz staje się droższy już w momencie wyjścia z butiku. – Dlatego tak ważne jest budowanie relacji z dystrybutorami. Co oczywiście może prowadzić do nadużyć, w branży co jakiś czas słyszy się o historiach – delikatnie rzecz ujmując – na granicy prawa. Niedawno mój znajomy zabrał szefa jednego z butików – i całą jego rodzinę – na dwutygodniowe wakacje na Ibizie. Tylko po to, żeby pamiętał o nim w przyszłości, kiedy będzie tworzył listy oczekujących – zdradza jeden z inwestorów. Ale i sami retailerzy mają sporo za uszami – jedna z popularnych marek zerwała niedawno współpracę z dystrybutorem, który tak manipulował listami oczekujących, że sam inkasował dodatkowy zysk z każdej sprzedaży.

Dlaczego marki po prostu nie produkują większej liczby modeli? Bo w sytuacji, kiedy produkt wart jest więcej niż jego cena, nie trzeba martwić się o popyt. To wysokie ceny na rynku wtórnym i reguła niedostępności sprawiają, że listy oczekujących są pełne, pozamykane, a na najbardziej pożądane modele czeka się latami. Marka sprzedaje wszystko, co produkuje, bez jakichkolwiek rabatów czy poszerzania kanałów dystrybucji. Rolex produkuje ok. 800 tys. zegarków rocznie, ale to nic w porównaniu z rynkowym zapotrzebowaniem. W Chrono24 – popularnym na całym świecie marketplace z luksusowymi zegarkami, z którego korzystają tacy inwestorzy jak Bernard Arnault – blisko jedna czwarta wyszukiwań dotyczy właśnie Rolexa. – Jakiś czas temu kupiłem wymarzony model po dwóch latach od wpisania na listę oczekujących. W żadnym wypadku nie zamierzam go sprzedawać – deklaruje jeden z moich rozmówców.

W takich przypadkach działa również oczywisty mechanizm – skoro pożądany model przestaje być już produkowany, to jego wartość wzrasta jeszcze bardziej dynamicznie.

Nie wszystko złoto, co się świeci

To oczywiście wyłącznie jeden punkt widzenia. Chociaż rynek zegarków inwestycyjnych wydaje się względnie stabilny, przeciwnicy tej formy lokowania kapitału – w zasadzie trudno spotkać nastawionych jednoznacznie negatywnie – uważają, że trudno dokładnie przewidzieć, ile można zarobić na danym modelu. Ponadto realnie imponujący zwrot jest często kwestią lat, a największy ROI (o czym już wspomniano) generują modele, na które nie stać większości społeczeństwa. – Trzeba po prostu liczyć się z zamrożeniem kapitału na naprawdę długi okres – twierdzą ludzie interesujący się inwestycjami alternatywnymi.

Pewne jest natomiast, że jak w przypadku każdej inwestycji również na rynku zegarków należy zachować ostrożność. Entuzjaści czasomierzy mówią o inwestycjach idealnych, ale jak powszechnie wiadomo – inwestycje idealne nie istnieją. Analitycy Morgan Stanley ostrzegają wręcz, że wbrew życzeniowym myśleniom inwestorów podaż na chociażby używane Rolexy jest znacznie wyższa niż popyt, co nie wróży dobrze dla rynku. – Zauważyliśmy znaczny wzrost dostępności zegarków na rynku wtórnym w wyniku licznych wyprzedaży zapasów m.in. przez inwestorów indywidualnych – czytamy w notce wystosowanej przez firmę do inwestorów.

Nie zmienia to jednak faktu, że na popularności zyskują wszelkie mniej oczywiste obszary inwestycyjne: właśnie zegarki, alkohole, samochody, a nawet klocki Lego. – Jeszcze do niedawna mówiło się, że trudno stracić na nieruchomościach. Może zabrzmi to brutalnie, ale dwa lata temu przekonywano mnie, że warto kupić kilka mieszkań w Kijowie – twierdzi polski przedsiębiorca, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę z zegarkami inwestycyjnymi.

No i pewna jest jeszcze jedna kwestia – żaden zegarek już nigdy nie osiągnie tak dużej wartości jak ten, który młodemu Butchowi wręczył kapitan Koons. Zegarek jego dziadka. Bo pewnych rzeczy nie da się tak po prostu wycenić.

My Company Polska wydanie 6/2023 (93)

Więcej możesz przeczytać w 6/2023 (93) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ