Samochodem w zimie. Coraz bezpieczniej

Samochodem w zimie. Coraz bezpieczniej
Fot. mat. pras.
Zima to wyzwanie! Tak dla kierowcy, jak i samochodu. Gdy na jezdniach jest „szklanka” lub jedziemy po pokrytych śniegiem górskich serpentynach, zimowe opony to o wiele za mało. Na śniegu docenimy napęd 4x4 i łańcuchy, wszędzie zaś nowoczesną elektronikę, która pomaga prowadzić auto. Warto też wykupić ubezpieczenie. Bo lepiej chuchać na zimne!
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2024 (100)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Nawet jadąc dość łagodną zakopianką można się natknąć na samochody, które pozostają na poboczu. Marne, stare opony to najczęstszy powód, dla którego ciężko jest pokonać śnieżne zaspy albo podjazdy o nawet niewielkim nachyleniu. Porażkę mogą ponieść nawet najnowocześniejsze auta bez odpowiedniego ogumienia, podczas gdy te stare, ale z dobrą oponą, poradzą sobie lepiej. Jadąc na ferie, warto pamiętać o „zimówkach”, szczególnie gdy ruszamy w trudny teren. Na zaśnieżonych drogach nie zawsze dobrze się sprawdzą opony całoroczne, które w mieście nie będą sprawiać kłopotów.

W szczególnie trudnych sytuacjach może się jednak zdarzyć, że dobra opona to za mało. Nie obejdzie się bez dodatkowej pomocy: założonych na opony łańcuchów. Warto pamiętać, by odpowiedni zestaw schować w bagażniku przed górską eskapadą.

Cztery na cztery

Jeszcze kilkanaście lat temu wymarzonym wręcz środkiem transportu na długą podróż były minivany, zwykle dość duże, ciężkie i niezbyt poręczne. Znakomicie sprawdzały się na autostradach, ale nie zawsze dobrze radziły sobie na zaśnieżonej drodze. Duża masa i napęd tylko na przód mogą niestety oznaczać kłopoty. Dziś sytuacja jest nieco inna. Nasze serca podbiły SUV-y, z których część ma napęd 4x4 pomagajacy nam na śliskiej nawierzchni. Problem w tym, że SUV-y – jak kiedyś minivany – to też duże i masywne pojazdy. Napęd 4x4 możemy mieć oczywiście nie tylko w SUV-ach, lecz i w zwykłych sedanach, kombi czy hatchbackach. Najczęściej, ze względu na wysokie koszty, stosuje się go w samochodach klasy premium. Czasem trafia również do hybryd, chociaż wówczas w nieco uproszczonej wersji: silnik spalinowy napędza tylko przednie koła, natomiast przy tylnych mamy silnik elektryczny, który jest włączany, gdy zajdzie taka potrzeba. Takie rozwiązanie znajdziemy np. w hybrydowym Fordzie Kuga, w Lexusach RX czy Toyocie RAV4.

Inna kategoria samochodów to elektryki. Ponieważ ze swojej natury mają bardzo dużą siłę napędową (taka jest charakterystyka silnika na prąd) to te najmocniejsze, by bezpiecznie jeździć m.in. po śniegu mają napęd 4x4. Przykłady takich modeli to choćby Ford Mustang Mach-E albo Nissan Ariya albo Volkswagen ID.5.

Ciagle jednak nie brak aut z tradycyjnym napędem na obie osie, z wałem napędowym poprowadzonym z silnika do tylnych kół. Takie samochody od lat produkuje np. Mercedes, oznaczając je logo „4Matic”. Nadal możemy kupić oznaczone tym emblematem limuzyny i kombi Mercedesa. Oczywiście swoje „prawdziwe” 4x4 mają też inni producenci, jak choćby Alfa Romeo, Mazda, Hyundai, Kia, Jeep, a nawet Dacia, która od lat sprzedaje swojego budżetowego SUV-a, czyli Dustera. Niestety, coraz większa liczba nowych SUV-ów nie ma już napędu na cztery koła, a tylko na przód. Dokładnie tak jak popularne, rodzinne samochody sprzed lat. Co się zatem zmieniło?

Pod nadzorem elektroniki

W nowoczesnych samochodach z pomocą przychodzi elektronika. To nie tylko świetnie znany od dziesięcioleci ABS, który pozwala kierować autem podczas awaryjnego hamowania, to również nie tylko ESP, czyli bardziej skomplikowany system, od lat obowiązkowy w każdym sprzedawanym u nas samochodzie. I zwykle niedający się wyłączyć. Dzięki ESP (Electronic Stability Program) możemy czuć się trochę bezpieczniej, bo gdy trzeba, system ten spróbuje – korzystając z hamulców – poskromić sportowe zapędy kierowcy. Hamulce będą przy tym aplikowane tak, by zmniejszyć prawdopodobieństwo wpadnięcia w poślizg. Przykładem może być sytuacja, gdy nagle na zakręcie trafiamy na zalodzony fragment drogi. Oczywiście fizyki się nie oszuka i jeżeli prędkość będzie o wiele za duża, nawet najnowocześniejsze komputery na pokładzie naszego auta nie będą w stanie nic poradzić.

Z czasem w samochodach znalazło zastosowanie jednak znacznie więcej rozwiązań niż tylko ABS i ESP. Obecnie już w niemal każdym nowym modelu mamy system, który ułatwia ruszanie pod górę – nie tylko automatycznie podtrzymując i zwalniając hamulec, ale też łagodniej dozując siłę napędową. Na zjazdach z kolei system – szczególnie w samochodach z automatyczną przekładnią – stara się dobierać przełożenie i gaz tak, by hamować silnikiem, nie obciążając bez potrzeby hamulców. Jak zawsze jednak, zdrowy rozsądek kierowcy jest najważniejszy, bo elektronika na pewno nie zastąpi myślenia i przewidywania zagrożeń.

Zima szkodzi elektronice

Zimą elektronika może zawieść, bo nowoczesne samochody są coraz bardziej skomplikowane, z mnóstwem systemów, które mają nam pomagać w trudnych sytuacjach. Problem w tym, że w prawdziwie trudnych warunkach niektóre z systemów mogą nie działać. Opady śniegu, błoto pośniegowe, marznący deszcz – to wszystko sprawia, że samochód może stracić wzrok i słuch, czyli po prostu soczewki kamer się zabrudzą, a odczyty z czujników będą zakłócone.

Zimą zdarza się wszak, że gdy ruszamy w drogę, na kokpicie pojawiają się komunikaty o niedostępności niektórych wspomagaczy, w tym np. asystenta hamowania. A systemy te przecież zimą by były najbardziej potrzebne. Obok tych, które rozpoznają znaki, wykrywają obiekty w trakcie cofania, czy też pomagają zaparkować. Tymczasem, żeby działać, auto musi być w miarę czyste. To właśnie jeden z powodów, dla których – odśnieżając samochód – trzeba zadbać o cale nadwozie, a nie tylko szyby. W innym przypadku możemy mieć problem z działaniem np. wykrywania przeszkód, nie mówiąc już o utrzymaniu pasa ruchu. Warto więc, przed ruszeniem w drogę, pamiętać o przetarciu miejsc, w których zamontowane są kamery i czujniki.

Oczywiście zaawansowane, komputerowe systemy to nie wszystko, co pomoże nam zimą. W tym trudnym dla kierowców czasie przydadzą się całkiem prozaiczne elementy wyposażenia wnętrza, jak choćby podgrzewane fotele, szyby i dysze spryskiwaczy, podgrzewacz płynu do mycia szyb, czy postojowy układ ogrzewania wnętrza auta. Ten ostatni bardzo się przydaje w szczególnie mroźne dni. Zwykle pozwala takie zaprogramowanie jego uruchomienia, by rano można było zająć miejsce w ciepłej kabinie.

Nie tylko w fabryce

Oprócz tego, co znajdziemy na długich listach wyposażenia dodatkowego w konfiguratorze danego modelu, mamy też możliwość doposażenia samochodu w mnóstwo akcesoriów, które nie tylko poprawią wygląd SUV-a, ale też zwiększą jego funkcjonalność, szczególnie w trudnych warunkach. Na przykład można zamontować mocne, diodowe światła, które doświetlą w nocy drogę. Oczywiście pod warunkiem, że nie ma na niej nikogo poza nami – w innym przypadku oślepimy innego kierowcę i narazimy go na niebezpieczeństwo. Na pewno przydadzą się też boksy na narty albo deskę snoboardową. Wożenie tych sprzętów w kabinie może być ryzykowne, nawet jeżeli w tylnej kanapie jest wydzielona kieszeń do przewożenia nart.

Zimową alternatywą dla zwykłych samochodów mogą być też prawdziwe samochody terenowe, z dużym prześwitem, porządnymi oponami i napędem, który faktycznie pozwala pokonywać trudny teren, w tym śnieżne zaspy. Niestety, takich modeli jest coraz mniej. Po pierwsze, maleje popyt na takie wozy, a po drugie, ich ceny znacznie wzrosły. Zdeterminowani klienci znajdą jednak, nawet w Polsce, kilka ciekawych modeli. To choćby dwa Jeepy, czyli legendarny Wrangler oraz powiązany z nim pick-up, czyli Gladiator. Oba mogą mieć napęd 4x4 i faktycznie pozwalają swobodnie jeździć w trudnym terenie, m.in. dzięki reduktorowi. Jest również nowoczesna wersja Land Rovera Defendera. Nieco mniej spartańska niż wcześniejszy model, ale i tak zdolna do jazdy w trudnym terenie. I oczywiście z napędem 4x4 w standardzie. Wkrótce na nasz rynek powróci też legendarny Land Cruiser w zupełnie nowej odsłonie. Zapowiada się bardzo interesująco. Minus jest taki, że za te potężne samochody trzeba zapłacić minimum 350 tys. zł. A zwykle o wiele więcej, biorąc pod uwagę dodatkowe wyposażenie.

--------

Jak jeździć zimą

Zmniejszamy prędkość

Sucha nawierzchnia sprzyja dynamicznej jeździe, ale mokra, zaśnieżona, śliska sprawia, że auto zachowuje się zupełnie inaczej. Nie jest w stanie pokonać zakrętu, dłużej hamuje. Nawet najlepsze zimowe opony w trudnych warunkach nie dadzą przyczepności takiej jak letnie na suchej nawierzchni.

Zwiększamy odległość

Nie jeździmy tuż za innymi samochodami. Odległość kilku metrów przy prędkości rzędu 90 km/godz. to tyle, co nic. W razie problemów nie zdążymy zareagować i zahamujemy, uderzając w tył poprzedzającego nas samochodu. W Polsce jazda „na zderzaku” to niestety plaga.

Odpoczywamy

przed ruszeniem w trasĘ

Długa podróż zimą to coś zupełnie innego niż pokonanie takiej samej odległości latem. Choćby dlatego, że dzień jest krótszy, a aura często nie sprzyja dobrej widoczności. Siłą rzeczy wzrok męczy się szybciej, a elektroniczne systemy nie zawsze nam pomogą.

Przygotowujemy auto do drogi

Przed ruszeniem na trasę trzeba pamiętać o porządnym wyczyszczeniu szyb (także w ich górnej części, bo tam znajdują się czujniki), trzeba też umyć wszystkie światła. W ramach zimowych przygotowań trzeba też pamiętać o sprawdzeniu opon (oczywiście zimowych, ale z i odpowiednim bieżnikiem), o uzupełnieniu zimowego płynu do spryskiwaczy czy sprawdzeniu akumulatora.

Unikamy bocznych dróg

Jeżeli zapowiada się kiepska pogoda z dużymi opadami śniegu, nie warto testować skrótów, zapuszczając się na lokalne, boczne drogi. Po pierwsze, zwykle nie są one dobrze odśnieżone, a po drugie, ruch na nich jest mniejszy, więc w razie problemów nie można liczyć na szybką pomoc. Warto też pamiętać, by – jeżeli utkniemy na odludziu – nie oddalać się od samochodu, lecz wezwać pomoc i poczekać na służby ratunkowe.

OKIEM EKSPERTA

Edyta Bobowiec, menedżer ds. rozwoju produktów, PKO Ubezpieczenia

Wybór odpowiedniego ubezpieczenia samochodu może być prawdziwym wyzwaniem. W jakim zakresie ubezpieczyć auto, aby mieć pewność, że w razie kolizji czy wypadku, kierowcy zabezpieczą też siebie i swoich bliskich? Poczucie bezpieczeństwa to jedna z podstawowych potrzeb, dlatego tak ważne jest, aby pomyśleć o dobrej ochronie.

Wybierając najlepsze ubezpieczenie dla pojazdu, warto zwrócić uwagę przede wszystkim na zakres ochrony, wysokość sumy ubezpieczenia i warunki likwidacji szkody. Koniecznie sprawdźmy również wyłączenia, czyli sytuacje, w jakich ubezpieczyciel nie zapewni nam pomocy.

Każdy kierowca, poza obowiązkowym OC, ma możliwość skorzystania z dobrowolnych ubezpieczeń komunikacyjnych – Autocasco (AC), Assistance czy NNW.

AC to ubezpieczenie, które zapewni wsparcie w razie losowego uszkodzenia pojazdu lub wskutek działania osób trzecich. Tych zdarzeń nie planujemy, a czasem nawet nie wiemy, kto jest ich sprawcą. Ubezpieczenie wówczas może pokryć koszt naprawy pojazdu lub zapewnić wypłatę odszkodowania w razie szkody czy kradzieży samochodu. Kierowca może też otrzymać samochód zastępczy na czas naprawy.

Ubezpieczenie Assistance natomiast zapewnia pomoc w awaryjnych sytuacjach, kiedy np. potrzebne będzie holowanie, wymiana koła czy naprawa pojazdu w miejscu zdarzenia. Wybierając ubezpieczenie Assistance, warto wziąć pod uwagę, czy ubezpieczyciel zapewni pomoc jedynie w razie wypadku, czy także wtedy, gdy zdarzy się awaria. Awarie, to najczęstsze przypadki wzywania pomocy drogowej. Warto zwrócić także uwagę, czy ubezpieczyciele oferują dodatkowe usługi, takie jak np. szkoła bezpiecznej jazdy po wypadku.

NNW to kolejne ubezpieczenie, które może dopełnić ochronę podróżujących pojazdem. Środki finansowe z ubezpieczenia mogą być istotnym wsparciem w trudnej sytuacji – pobytu w szpitalu lub śmierci wskutek wypadku.

My Company Polska wydanie 1/2024 (100)

Więcej możesz przeczytać w 1/2024 (100) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie