Pole do popisu

Pole golfowe
Pole golfowe, fot. Adobe Stock
Świetna rozrywka czy zajęcie dla elit? Golf staje się nad Wisłą coraz popularniejszy, interesują się nim młodzi ludzie, ale sukcesu skoków narciarskich chyba nie powtórzy. Na razie dla wielu jest świetną okazją, by nawiązać kontakty biznesowe. Niejeden kontrakt zaczął się na polu golfowym.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2021 (71)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Opowiem panu anegdotę – zaczął jeden z moich rozmówców: – Uczestniczyłem kiedyś w turnieju na polu Toya w Krynicznie. W pewnym momencie zobaczyłem bardzo zestresowanego, wręcz spoconego z nerwów zawodnika, jak się później okazało – z Korei Południowej. Próbowałem go rozluźnić, zagadywałem. Spytałem, skąd to zdenerwowanie. Odpowiedział, że to jego pierwszy turniej w życiu. Kiedy wykonał pierwsze uderzenie, wszyscy poczuli szok, bo uderzenie było niemal perfekcyjne. Na kolejnych dołkach wypadał lepiej niż większość zawodników. „Jak długo grasz w golfa?” – chciałem poznać jego tajemnicę. „Ponad trzydzieści lat” – odparł bez cienia emocji. „To jakim cudem grasz pierwszy turniej w życiu?!” – drążyłem. „Bo w Korei obłożenie pól golfowych jest tak ogromne, że im nie opłaca się zamykać pola na cały dzień, tylko po to, by zorganizować turniej”. To tyle jeśli chodzi o popularność golfa w Polsce.

Jak keczup

– Kiedy 15 lat temu zaczynałem swoją przygodę z golfem, to graczy w Polsce było tak niewielu, że każdego znałem z imienia i nazwiska. Marzyliśmy wówczas, żeby nasz kraj miał chociaż tysiąc golfistów. Teraz dostrzegam ogromny przypływ nowych zawodników, wzrosty są na poziomie 10–15 proc. rocznie – mówi Jacek Gulmantowicz, prezes Golf24, twórca golfowej Biznes Ligi, propagator tej dyscypliny sportu.

A więc nie jest tak, że golf w Korei Południowej jest popularniejszy. Po prostu – jak słyszę od przedstawicieli środowiska – w naszym kraju liczba graczy rośnie, jednak mamy potencjał na zdecydowanie więcej. – Szklanka do połowy pełna – mówi jeden z członków PGA Polska.

Z danych opublikowanych na stronie internetowej Polskiego Związku Golfa wynika, że w naszym kraju licencję sportową – a więc dokument uprawniający do brania udziału w turniejach amatorskich – ma ok. 6200 osób. – Tylko jak zdefiniować golfistę? Jeśli przyjmiemy, że golfistą można nazwać kogoś, kto rozegrał co najmniej jedną rundę golfa w zeszłym roku, to myślę, że liczba zawodników przekracza 25 tys. – szacuje Gulmantowicz. Dla porównania, w Czechach graczy jest nawet kilka razy więcej, Niemcy mogą pochwalić się0,5 mln aktywnych fanów tego sportu, o Skandynawii czy Stanach Zjednoczonych – kolebce golfa – nie wspominając. – U naszych południowych sąsiadów wspaniałym propagatorem golfa był Ivan Lendl, w Polsce ten sport nigdy nie miał odpowiednich tradycji kulturowych. Świetnie popularyzowano tę dyscyplinę w Szwecji, gdzie stawiano na pola komunalne, publiczne. A pamiętajmy, że pod względem klimatu Skandynawia nie jest wymarzonym miejscem do gry w golfa: krótkie dni, zimno, niedługi sezon. Zawodnicy, niczym narciarze, występują w ciepłych kurtkach, co nie ułatwia gry – wskazuje Jarosław Sroka, prezes PGA Polska, a więc Stowarzyszenia skupiającego profesjonalnych instruktorów golfa oraz zawodników turniejowych. – W skali światowej więcej osób gra w golfa niż w piłkę nożną. W Stanach Zjednoczonych w zasadzie każde miasteczko dysponuje własnym polem – dodaje Jacek Gulmantowicz.

Historia w naszym kraju obeszła się z golfem wyjątkowo nieprzyjemnie. W międzywojniu mieliśmy trzy pola, które już po wojnie zostały zrównane z ziemią, gdyż ten sport nie kojarzył się z masowością, nie pasował do ówczesnej linii partii. Pierwsze w miarę profesjonalne obiekty zaczęły powstawać w latach 90. w okresie transformacji ustrojowej. Za ten sport nad Wisłą najpierw brali się ekspaci, szefowie międzynarodowych korporacji, którzy następnie wciągali swoich współpracowników, ci swoich i tak dalej. Efekt kuli śniegowej. Rozwój tej dyscypliny świetnie obrazuje drogę, jaką przeszliśmy jako kraj – pokonywaliśmy po dwa szczeble naraz. – Mam nadzieję, że z golfem w Polsce będzie jak z wytrząsaniem keczupu z butelki, który w końcu z tej butelki wypłynie – porównuje Sroka.

– Żeby zobrazować tradycje golfowe, jakie mają inne kraje, podam ci pewien przykład, prawdziwa historia! Do mojego kolegi przyjechał kiedyś znajomy z Irlandii – John – który chciał zagrać w golfa. „Macie kije dla leworęcznych?” – zapytał Irlandczyk. „Jasne, załatwię ci” – usłyszał w odpowiedzi. Podczas partii mój kolega zorientował się, że John jest przecież praworęczny. „Słuchaj – zaczął John – pochodzę z biednej irlandzkiej rodziny, mam kilkoro rodzeństwa. W domu tylko ojciec, który jest leworęczny, miał kije golfowe, więc wszyscy graliśmy takimi. Jestem zbyt przyzwyczajony”. 

Dla każdego?

Luksusowe hotele, Rolls-Royce’y na parkingach przy polach, duża bariera wejścia – to stereotypy, jakie funkcjonują na temat golfa. Czy tę dyscyplinę może uprawiać każdy? – Moim zdaniem golf jest dla wszystkich. Możesz kupić kije za 1300 zł, którymi pograsz kilka lat. Na początek na pewno warto zaczerpnąć kilka lekcji z profesjonalnymi instruktorami. 

Oni pokażą ci podstawy, a resztę odkryjesz z czasem sam. Podstawowy kurs to 6–10 godz. treningu, a koszt jest porównywalny do karnetu na siłownię. Na polu możesz zjawić się niezapowiedziany, wystarczy, że wcześniej zadzwonisz i się umówisz – uważa Gulmantowicz. 

– To nie jest takie proste... – polemizuje z nim prezes PGA. – Żeby zająć się tym na poważnie trzeba dobrze się urodzić. W tym sensie, że kluczową rolę odgrywają rodzice, którzy są nie tylko zapalonymi golfistami, ale również z determinacją i poświęceniem finansowym organizują treningi potomstwu.

Sęk w tym, że granie w golfa graniu w golfa nierówne. Bo to jest jak z nartami – na początku możesz jeździć na zwykłych deskach, a i tak będziesz zafascynowany. Z czasem kupujesz coraz lepszy sprzęt, wyjeżdżasz na coraz trudniejsze stoki. – Myślę, że większą barierą jest czas, który pochłania pojedyncza partia. Żona za każdym razem grozi rozwodem, kiedy obwieszczam, że w sobotę ruszam na pole golfowe, bo to zajęcie na cały dzień – żartuje właściciel pewnej dużej firmy.

Ta swego rodzaju elitarność, która wciąż – mimo zmian i lgnięcia do golfa przez coraz młodsze osoby – funkcjonuje w społeczeństwie, nawet odpowiada środowisku. – Sponsorzy nas coraz bardziej lubią, gdyż golf jest postrzegany jako sport bardzo prestiżowy, więc potencjalny klient często jest lepiej sytuowany, a już na pewno dobrze sprecyzowany pod względem marketingowym – tłumaczy organizator jednego z popularnych w Polsce turniejów.

Dlaczego ten sport upodobali sobie przedsiębiorcy? Bo świetnie można poznać swojego potencjalnego kontrahenta – spędza się z nim na polu kilka godzin, widzi reakcje na porażki i zwycięstwa. – Podczas rozgrywki od razu przechodzi się na „ty”. Nie ma miejsca na oszukiwanie, a wszystko opiera się na zaufaniu, bo w golfie – poza skrajnymi przypadkami – nie ma sędziów. Znam ludzi, którzy na polu golfowym dobili wielomilionowych interesów – zdradza mi rozpoznawalny w światku biznesowym przedsiębiorca. – Zdarzało się, że po zawodach zadzwonił do nas sponsor i zadeklarował, że chciałby nam przelać dodatkowe pieniądze w podziękowaniu za to, że dzięki turniejowi podpisał intratne umowy z uczestnikami – mówi Gulmantowicz. 

Inna sprawa, że jeszcze do niedawna golf był dyscypliną konserwatywną. – Tak jak jeszcze jakiś czas temu obowiązkiem był biały strój podczas tenisowego Wimbledonu, tak na pola golfowe nie wpuszczano bez koszulki polo. W Szkocji wciąż są co prawda obiekty, które wymagają wręcz spodni z mankietami, ale jest to raczej margines. Dopuszczanie coraz wymyślniejszych strojów czy kolorowych koszulek jest czymś, co zachęca do treningów młodzież – zauważa Jarosław Sroka.

Nie zróbmy krzywdy

Każde pole golfowe jest inne, pogoda też ma znaczenie. Pierwsze lata wkręcania się w ten sport to wielka frajda z odkrywania różnorodności poszczególnych terenów. Popularyzacji tej dyscypliny będą sprzyjały z pewnością kolejne ewentualne sukcesy, gdyż już teraz mamy co najmniej dwóch zawodników na naprawdę wysokim poziomie: Adriana Meronka i Mateusza Gradeckiego. Świetną robotę w propagowaniu golfa wykonują także Mariusz Czerkawski, Jerzy Dudek czy Karol Okrasa. 

Potencjalny problem? Golf jest raczej mało atrakcyjnym sportem do oglądania, zwłaszcza na żywo. – Byłem kiedyś na jednym z ważniejszych europejskich turniejów i wiem, że już nigdy tam nie wrócę. Niewiele widziałem, zawodników obserwowaliśmy z dużej odległości, ciągły bieg do kolejnych dołków – żali się jeden z moich rozmówców.

– Mam wielką nadzieję, że sukcesy m.in. Adriana Meronka przyczynią się do budowy silnego fundamentu – organizacyjnego, sponsorskiego – który sprawi, że polski ekosystem golfowy będzie coraz dojrzalszy, lepiej zorganizowany, a kolejne pokolenia graczy będą jeszcze liczniejsze – podsumowuje Jarosław Sroka.

 

My Company Polska wydanie 8/2021 (71)

Więcej możesz przeczytać w 8/2021 (71) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ