Pierdyliard w rozumie

łuczak
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowe
– Rabbi, ile jest dwa razy dwa? – Mosze, a ty kupujesz czy sprzedajesz? Ten sucharkowy szmonces świetnie pokazuje, że w świecie biznesu i finansów nic wcale nie jest oczywiste.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2023 (98)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Zasada ta odnosi się również do radosnego komunikatu o rekordowej, bo aż 20-procentowej podwyżce od stycznia 2024 r. płacy minimalnej. Spoglądając na tę decyzję z drugiej strony, przekaz powinien być jednak zupełnie inny. Wynik operacji matematycznej to już nie cztery, ale raczej siedem. W istocie bowiem rząd podnosi tylko minimalną składkę ubezpieczenia zdrowotnego dla przedsiębiorców – z dotychczasowych 314,10 zł do kwoty 381,78. To prawie siedem dyszek. Państwo nie płaci zatem nikomu ani grosza, ale za to w prosty sposób pozyskuje swoje pierdyliardy złotych. Oczywiście my nie otrzymujemy takiego nieprzyjemnego komunikatu. Mamy tylko entuzjastyczną wiadomość, że minimalne wynagrodzenie pracownika wyniesie 4242 zł brutto, a potem – od połowy roku – jeszcze się zwiększy. Fanfary, konfetti, laserowe światła i głośna muzyka!!! Najlepiej disco polo.  

Koncepcja podnoszenia płacy minimalnej jest konsekwentnie realizowana od wielu lat. Rząd podnosi administracyjnie wysokość wynagrodzeń w sektorze prywatnym, których sam przecież  nie wypłaca i nie bierze za to żadnej odpowiedzialności. Płacić mają swoim pracownikom tylko zatrudniające ich firmy. Równocześnie z własnej kieszeni państwo z wielkopańskiej łaski rzuca budżetówce jakieś nędzne ochłapy. I to nie od razu, tylko po manifestacjach, krzykach i przepychankach ulicznych. Zaiste to przebiegły plan. Podwyższane jest z radością już dwa razy do roku minimalne wynagrodzenie, a nawet stawka godzinowa brutto za pracę. Perfekcja. Wystawiamy wysoki rachunek, za który każemy płacić komuś innemu. To genialnie proste rozwiązanie. Bo przecież przedsiębiorca wcale nie ma gwarancji, że w danym miesiącu zarobi równowartość minimalnego wynagrodzenia. Niezależnie od tego składkę zdrowotną musi zapłacić w pełnej wysokości. Dzięki temu mechanizmowi zwiększane są wpływy finansowe do budżetu. Istne perpetuum mobile. Urzędowa płaca minimalna wpływa bowiem bezpośrednio na wysokość obowiązkowej składki ubezpieczenia zdrowotnego – nie może być ona niższa niż 9 proc. minimalnego wynagrodzenia. Oczywiście, co można powtarzać w kółko i bez końca, składka ta nie ma nic wspólnego z pozyskiwaniem jakichkolwiek funduszy na ochronę zdrowia, bo jest to najzwyklejszy podatek. Z niego finansowana jest choćby 13. i 14.  dodatkowa emerytura. 

Kolejny bonus dla rządu to wprowadzenie mechanizmu, że jak rośnie minimalne wynagrodzenie, to automatycznie ulega podwyższeniu wysokość mandatów karnoskarbowych nakładanych na przedsiębiorców. Kara grzywny – co do zasady – może być wymierzona w granicach od jednej dziesiątej do dwudziestokrotnej wysokości minimalnego wynagrodzenia. Teraz jest to jeszcze tylko 72 tys. zł. Naprawdę podwyższanie płacy minimalnej przynosi tylko same korzyści. Dodatkowo także nakręca wysoką inflację – niezwykle korzystną dla budżetu państwa. Dawno temu (lata 1993-2005) bardzo popularny był teleturniej „Miliard w rozumie” prowadzony przez niezapomnianego redaktora Janusza Weissa. W jednym z odcinków pojawiło się kanoniczne pytanie z ekonomii. „Inflacja jest formą podatku, który można nałożyć bez ustawy. To opinia amerykańskiego ekonomisty, twórcy monetaryzmu. Jak nazywa się ten uczony, uhonorowany w 1976 r. Nagrodą Nobla za prace z historii i teorii pieniądza, który ją wygłosił?”. Do wyboru byli: James Tobin (doradca prezydenta Kennedy’ego), Bertil Ohlin (szef szwedzkiej Ludowej Partii Liberałów) oraz Milton Friedman. Wszyscy to wiedzą, ale dla porządku należy przypomnieć, że złotą myśl o inflacji wygłosił oczywiście ten ostatni. Początkowo główną nagrodą w teleturnieju był równy miliard, który po denominacji w styczniu 1995  r. przemienił się już tylko w kwotę 100 tys. zł. Jesteśmy na najlepszej drodze żeby stało się dokładnie tak samo. Nazwę tej zabawy już mamy – „Pierdyliard w rozumie”. To oczywiście przed denominacją, na którą z niecierpliwością czekamy. Jak 1995 r. A wiedzą państwo jaka jest już teraz rynkowa wartość tej żartobliwej podróbki PRL-owskiego banknotu 1000-złotowego z zatroskanym obliczem Mikołaja Kopernika? Na Allegro taki pasek zadrukowanego papieru, a więc pierdyliarda, kosztuje od 10 do 16 zł. Prawo Kopernika-Greshama mówiące, że gorszy pieniądz wypiera lepszy pieniądz, działa więc sobie w najlepsze.

My Company Polska wydanie 11/2023 (98)

Więcej możesz przeczytać w 11/2023 (98) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie