Złoto, brylanty, rubiny

Fot. Shutterstock
Fot. Shutterstock 77
Złoto i drogie kamienie uznawane są za bezpieczne przystanie dla pieniędzy, co nie znaczy oczywiście, że nie da się na nich dobrze zarobić. Szczególnie w przypadku długodystansowego inwestora.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2017 (25)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W ostatnich latach światowa produkcja złota praktycznie niemal co roku biła rekordy (w 2016 r. wyniosła ok. 3,2 tys. ton), ale jego globalna podaż już wkrótce może się załamać. Znane ludzkości zasoby tego cennego kruszcu, które nadal tkwią w ziemi, szacuje się na jakieś 160 tys. ton, lecz z tego opłaca się wydobywać tylko 60 tys. ton. Jeśli dotychczasowe trendy się nie zmienią, to już w 2035 r. mogą zostać zamknięte wszystkie kopalnie złota.

Nie tylko podaż i popyt

Ta niemiła dla producentów wizja zapewne ucieszy tych, którzy zainwestowali w szlachetny metal, ale nie należy od razu spieniężać innych aktywów i lokować wszystkiego w złotych sztabkach, monetach czy precjozach, w oczekiwaniu, że ich ceny wkrótce pofruną do nieba. 

Taki scenariusz nie jest wcale przesądzony. Wraz z kurczeniem się zasobów, kopalnie mogą przecież udoskonalić metody wydobycia lub odkryć nowe pokłady kruszcu. W ciągu zaś najbliższych kilku lat, jak przewiduje World Gold Council, oprócz gry popytu i podaży, sytuację na rynku złota kształtować będą także inne czynniki (część z nich to zdecydowanie nieprzejrzysta gra „na górze”, w którą zaangażowane są m.in. wielkie fundusze hedgingowe i banki bulionowe). Wśród najważniejszych czynników wymienia się zwłaszcza dobre perspektywy rozwoju azjatyckich gospodarek (co powinno wspierać popyt i ceny), nasilenie ryzyk geopolitycznych (jak tegoroczne wybory w Niemczech czy efekt brexitu) i polityka monetarna najważniejszych banków centralnych – szczególnie Fed, który, podnosząc stopy procentowe, może z kolei doprowadzić do spadku zainteresowania złotem. 

Kruszec ten ma opinię inwestycji na cięższe czasy i faktycznie, w ostatnich latach dobrze się spisywał podczas turbulencji na rynkach finansowych. Kiedy najważniejsze światowe giełdy akcji traciły na wartości, jego notowania szły w górę, natomiast spadały w okresach hossy (patrz wykres). Wielu ekspertów rekomenduje zresztą, aby ok.  10–15 proc. naszego portfela inwestycyjnego zawsze stanowiło złoto. Dzięki temu zyska on zabezpieczenie na wypadek dekoniunktury czy wręcz krachu na rynkach akcji. 

Generalnie, złoto należy traktować jako inwestycję długoterminową. Co prawda w krótkich (do roku), a nawet średnich okresach (do ok. trzech lat) może przynosić straty, jednak np. w perspektywie dekady bardziej prawdopodobny jest trend wzrostowy. Choćby z powodu wspomnianej już ograniczonej podaży.

Inwestowanie na wiele sposobów

W złoto, które jest też bardzo płynnym aktywem, można zainwestować na kilka sposobów. Podstawowy to zakup fizycznego kruszcu. Jeśli dysponujemy dużą kwotą, najlepiej (z powodu niższych, ok. 3,5-procentowych prowizji pobieranych przez dystrybutorów) nabyć złote sztabki o wysokiej gramaturze. Np. za kilogramową sztabkę według kursu z sierpnia, oferowaną przez Mennicę Polską, trzeba było zapłacić  151 tys. zł. Nie mając takich pieniędzy, można kupić złoto w formie certyfikowanych monet bulionowych (zwanych też inwestycyjnymi). Najtańsze, o wadze 1/10 uncji, kosztują obecnie niecałe 600 zł. Tutaj prowizja jest co prawda wyższa (może przekroczyć 10 proc.), ale za to inwestycja będzie jeszcze bardziej płynna. 

Można też ulokować pieniądze w funduszach inwestujących w złoto. W tej sytuacji plusem będzie łatwość wycofania z nich środków w ciągu kilku dni, natomiast minusem – wysokie opłaty za nabycie inwestycji (jednorazowo do 4 proc. kosztu transakcji) i za zarządzanie (do 3 proc. ulokowanej kwoty rocznie). 

Lecz niestety, nie ma w Polsce funduszy, które nabywałyby fizyczne złoto. Zamiast lśniących sztab i monet ich zarządzający kupują po prostu kontrakty terminowe lub inne instrumenty (jak certyfikaty inwestycyjne czy rzadziej opcje), których wycena zależy od tego, co się dzieje na światowym rynku tego metalu. Możemy też sami zainwestować w „papierowy” kruszec, kupując instrumenty notowane np. na GPW (produkty strukturyzowane) lub u dealerów forex (podstawowym oferowanym instrumentem są kontrakty terminowe, ale w ofercie znajdziemy też m.in. opcje). 

Notowania kontraktów terminowych (oznaczonych np. skrótem XAUUSD) u brokerów forex co do zasady dają najlepszą ekspozycję na zachowanie złota, bo są praktycznie w 100 proc. skorelowane z jego notowaniami na giełdzie w Chicago (jedna z największych światowych giełd złota). Nieco inaczej jest w przypadku innych instrumentów. Np. wycena produktów strukturyzowanych może być tylko częściowo uzależniona od tego, co się dzieje z fizycznym kruszcem. Jeśli nie rozumiemy takiego instrumentu, należy się skontaktować z doradcą finansowym, ale i tak lepiej nieufnie podchodzić do zbyt skomplikowanych produktów. Uwaga też na tzw. złote ETF-y (fundusze, których udziałami handluje się na giełdzie). Ponieważ są mniej płynne, ich wyceny mogą okresowo wyraźnie odbiegać od notowań złota. 

Biżuteria

Warta rozpatrzenia jest także oferta firm jubilerskich sprzedających złotą biżuterię czy zegarki. Ceny tego typu wyrobów są mocno skorelowane z notowaniami samego kruszcu, przy czym cechuje je pewna bezwładność: jeśli złoto idzie w górę, drożeją u jubilerów dopiero po jakimś czasie (kiedy skończą im się zapasy żółtego metalu). Ktoś z refleksem może na tym zarobić. Dobrze jest też oczywiście poczekać trochę, jeśli notowania ruszyły w dół. Ale wartość złotej biżuterii zależy nie tylko od ceny kruszcu. Duży wpływ mają na nią także marka producenta czy aktualne trendy. Np. ceny złotych (i nie tylko) zegarków takich marek, jak Rolex czy Daytona, w ciągu ostatnich dziesięcioleci wzrosły nieproporcjonalnie bardziej, niż wynikałoby to z zachowania rynków surowców, które posłużyły do ich wyprodukowania. 

W przypadku markowej biżuterii nie trzeba się także bać, że będzie to z jakichś względów nieudana inwestycja. Jak dotąd, w długiej perspektywie nie tylko nie traciła na wartości, ale nawet zyskiwała. 

Drogie kamienie

Interesującą alternatywą dla inwestycji w złoto może się okazać zakup kamieni szlachetnych, takich jak diamenty, szafiry czy rubiny. I choć ceny największych i najdroższych okazów dochodzą do kilkudziesięciu milionów dolarów, znajdą się i takie dla osób z mniej zasobnym portfelem. Np. ceny 0,5-karatowych (karat to 0,2 g) diamentów oscylują u polskich dystrybutorów w okolicy 6 tys. zł. Tyle samo zapłacimy za 1-2-karatowy rubin. Zdaniem ekspertów z wyspecjalizowanej w tym rynku firmy Rapaport, kamienie o niewielkiej gramaturze cieszą się obecnie największym wzięciem wśród inwestorów (głównie z uwagi na swą wysoką płynność) i ich ceny mają największy potencjał wzrostu. Lecz handel nimi jest o wiele bardziej złożony niż w przypadku złota. Uzyskana cena zależy nie tylko od wagi kamienia, ale też od takich czynników, jak jego barwa, czystość, szlif czy nawet miejsce, w którym go kupujemy. U jubilera np. cena podlega co najwyżej niewielkim negocjacjom, a w domu aukcyjnym jest trudna do przewidzenia. 

Popyt na drogie kamienie rośnie w tempie 4 proc. rocznie (głównie za sprawą bogatych Chińczyków), natomiast ich podaż jest ograniczona. To dlatego ich zakup jest, zdaniem ekspertów, na dłuższą metę opłacalną inwestycją. Potwierdza to indeks GVA firmy jubilerskiej Gemval (pokazuje notowania 26 najpopularniejszych rodzajów kamieni szlachetnych). Otóż w ciągu ostatnich 12 lat wzrósł on prawie o 100 proc. (średnio o ponad 8 proc. rocznie). Najbardziej zdrożały turmaliny (210 proc.), oliwiny (170 proc.) i szmaragdy (155 proc.). Słabiej radziły sobie diamenty i szafiry, których ceny rosły w 2-krotnie niższym tempie niż cały indeks, ale i tak, jako bezpieczna przystań dla pieniędzy, spisały się na medal. 

Zmiany cen złota, diamentów i rubinów


Gdzie kupić inwestycyjne złoto

Możemy je kupić w oddziałach NBP i u prywatnych dystrybutorów, takich jak Mennica Polska, Mennica Wrocławska czy Mennica Piastowska. Wybierając sprzedawcę, warto porównywać nie tylko ceny, ale też zwracać uwagę, czy oferowane sztabki i monety mają certyfikat londyńskiej LMBA lub przynajmniej certyfikat NBP. 

Unikajmy natomiast anonimowych pośredników oferujących kruszec po zaniżonych cenach. W najlepszych wypadku kupimy produkt niskiej jakości, który będzie potem trudno sprzedać.  

Do najpopularniejszych, akceptowanych w zasadzie wszędzie, monet należą południowoafrykański Krugerrand, kanadyjski Maple Leaf czy austriacki Philharmoniker. Jeśli chodzi o monety bite w Polsce, na uwagę zasługuje złoty Orzeł Bielik. 


Gdzie kupić szlachetne kamienie

Osoby z mniejszym kapitałem  po prostu udają się do salonu jubilerskiego lub kupują przez internet. Okazji warto szukać także podczas odbywających się cyklicznie w największych polskich miastach giełd minerałów. Zamożniejsi inwestorzy uczestniczą w licytacjach organizowanych przez domy aukcyjne – po najpiękniejsze okazy należy jeździć m.in. do Antwerpii, Genewy i Nowego Jorku. 

I pamiętajmy, by kupować kamienie wyłącznie z certyfikatem (najlepiej wydanym przez HRD, IGI lub GIA), a w razie jakichkolwiek wątpliwości  – kontaktować się z niezależnym rzeczoznawcą, najlepiej zrzeszonym w Stowarzyszeniu Rzeczoznawców Jubilerskich. 

 Złoto

My Company Polska wydanie 10/2017 (25)

Więcej możesz przeczytać w 10/2017 (25) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie