Dwujajeczny biznes
Kadr z filmu "Tajemnice polskich fortun" / Fot. mat. pras.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2024 (103)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Bączek vel Poniatowski to drobny cwaniaczek i cinkciarz, który podczas alkoholowej imprezy wyrzuca z hotelowego pokoju telewizor. Wkurzył się na transmitowane właśnie przemówieniem generała Wojciecha Jaruzelskiego, który oznajmił o wprowadzeniu 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego. Odbiornik trafia w stojącego na dole funkcjonariusza.
I tak zaczyna się wspaniała kariera biznesowa. W zamian za zatuszowanie sprawy Bączek musi podpisać zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Od tego momentu będzie pionkiem w tej grze. Jednak w gruncie rzeczy to właśnie kontakty z różnymi tajnymi służbami pozwolą mu zarabiać naprawdę wielkie pieniądze – dla siebie i dla nich, bo „prowizja” wynosi aż 7o proc. zysków. „Tajemnice polskich fortun” albo „Prawdziwe historie polskich fortun” – bo takie dwa tytuły serialu o dziwo funkcjonują równolegle – stawiają tezę, że w czasie ustrojowej transformacji wszystkim „kręciły” norwidowskie „policje tajne, widne i dwupłciowe”, a ich wpływy sięgały najwyższych szczebli władzy.
Dekoder filmowy
Najciekawsza jest jednak zabawa w dekodowanie prawdziwych postaci, które służyły za pierwowzory lub inspiracje dla przedstawionych w filmie bohaterów. Choć kilku z nich jest nawet wymienionych „po nazwisku” w czołówce serialu. To Dominik Jastrzębski, minister współpracy gospodarczej z zagranicą w 1988 r. To on zniósł wszelkie ograniczenia w imporcie alkoholu „na własny użytek”, co w praktyce oznaczało, że do Polski wjeżdżały TIR-y wypełnione wódką. Wszak wiadomo było nie od dziś, że Polak potrafi wypić! I zarobić. Minister Jastrzębski został potem za aferę alkoholową, nazywaną aferą wszystkich afer, skazany przed Trybunałem Stanu.
Pojawia się również Ireneusz Sekuła wicepremier w rządzie Mieczysława Rakowskiego, potem prezes Głównego Urzędu Ceł. Uwikłany w dziwne interesy i szemrane kontakty kończy swoje życie popełniając samobójstwo.
Największe przekręty organizuje jednak demoniczny generał milicji Starczewski, którego jedynie mała literówka w nazwisku różni od najprawdziwszego generała dywizji Konrada Straszewskiego, wiceministra spraw wewnętrznych w latach 80. Po odejściu ze służby z sukcesami zajął się zarabianiem pieniędzy i założył polsko-niemiecką spółkę „Gromada Tourist” (Polak Niemiec dwa bratanki!).
Głównymi bohaterami serialu są jednak biznesmeni wzorowani na prawdziwych postaciach. Odnajdujemy zatem Aleksandra Gawronika, Mariusza Świtalskiego, Piotra Bykowskiego czy Krzysztofa Niezgodę, a przynajmniej fragmenty ich burzliwych biografii i prawdziwych biznesów. Dotyczy to np. przejęcia przez Niezgodę dwóch fabryk Agnella i Drumet we Włocławku (w filmie pokazana jest fabryka porcelany właśnie w tym mieście) oraz jego późniejsze aresztowanie i uniewinnienie przez sąd poznański.
Jest także groteskowy tenisista wzorowany na Wojciechu Fibaku, na co może wskazywać prowadzony seksbiznes oraz odwołanie się do znajomości z Robertem De Niro. W serialu pojawia się zatem cała Poznańska Grupa Kapitałowa, a wszystkie podejrzane interesy, przekręty, biznesowe sukcesy, wystawne przyjęcia, wyroki sądowe i odsiadki w areszcie śledczym mają swoje miejsce właśnie w Poznaniu, bo to „biznesowa stolica Polski”.
Cóż, tak miał bowiem w czasie ustrojowej i gospodarczej transformacji wyglądać obowiązujący w Wielkopolsce „poznański etos pracy”. Jako symbol „mrocznej jaskini szemranych biznesów” został przedstawiony tamtejszy hotel Polonez (drugim takim miejscem jest gdyński klub Maxim).
W szóstym odcinku pojawia się także młody żurnalista wzorowany na Jarosławie Ziętarze, dziennikarzu „Wprost” i „Gazety Poznańskiej”, porwanym 1 września 1992 r., a później najprawdopodobniej zamordowanym. Procesy w tej sprawie toczyły się latami, a niedawno poznański sąd apelacyjny prawomocnie uniewinnił Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do tego zabójstwa. Ten dramatyczny wątek niestety niezbyt dobrze wpisuje się raczej w pastiszowy klimat całego serialu.
Alternatywy z Misia
Warto przypomnieć, że podobne personalne aluzje do prawdziwych postaci występowały także w komediach Stanisława Barei, i takie drobne odwołania do jego kultowych scen – przynajmniej jakoś w części – trochę ratują to całe siermiężne filmowe przedsięwzięcie. W chwili zatrzymania nielegalnej hotelowej transakcji pada więc zdanie: „Ten pan przyszedł z tym jeansem i z nim wychodzi!” będące parafrazą tekstu dotyczącego handlu tureckimi kożuchami w komedii „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? Pojawia się także kartka wyrwana z paszportu – to już „Miś”. Po ekranie śmiga zaś żółta taksówka marki Fiata 125, choć już bez numeru bocznego 1313, co stanowi czytelne nawiązanie do „Alternatyw 4”.
No i jest kilka żartów. Skoro akcja toczy się w Poznaniu i uczestniczy w niej słynny tenisista Wojciech Fibak, to i pojawiają się prestiżowe korty Olimpii. I tu niezły dowcip. Jak pije tenisista? Setami! Do zapamiętania nadaje się jeszcze jeden greps. Główny bohater serialu (w sumie dość zabawny Sebastian Stankiewicz) głośno protestuje, gdy podano mu tatara. Z jednym to inwalida – krzyczy. Dwa jaja poproszę! Niechże to zawołanie pozostanie pointą tej recenzji.
Więcej możesz przeczytać w 4/2024 (103) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.