Duże firmy szykowały się na kryzys. Jak przygotowały się na jego nadejście?

fot. Adobe Stock
fot. Adobe Stock 80
W badaniu firmy doradczej Deloitte „CFO Survey 2020” przeprowadzonym w ostatnim kwartale 2019 roku, czyli w czasie kiedy Chiny zaczęły się zmagać z epidemią SARS-CoV-2, aż 42 proc. dyrektorów finansowych w Polsce jako wysoki oceniło poziom niepewności gospodarczej i finansowej w firmach. Było to o 7 p.p. więcej niż w poprzedniej edycji badania. Choć pandemii i recesji nią wywołanej nie sposób było przewidzieć, badanie Deloitte pokazało także, że rok do roku CFO mieli coraz mniejszy apetyt na podejmowanie ryzyka przez ich firmę.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W 11. edycji badania Deloitte udział wzięło 558 dyrektorów finansowych z 12 krajów Europy Środkowej, również z Polski. Twórcy raportu sprawdzili ich nastroje w kontekście perspektyw gospodarczych oraz wyników finansowych i planów rozwoju ich firm na najbliższe 12 miesięcy. Badanie zostało przeprowadzone w okresie od września do grudnia 2019 r.

- Dyrektorzy finansowi (CFO) posiadają rozległą wiedzę na temat funkcjonowania przedsiębiorstwa. Podczas planowania roku finansowego to oni podejmują kluczowe decyzje w firmie. Nasze badania pokazują, że w ostatnich latach dyrektorzy finansowi trafnie potrafili przewidywać nie tylko siłę i kierunek oddziaływania poszczególnych zjawisk zachodzących w gospodarce, ale także wartości liczbowe dotyczące wzrostu PKB czy inflacji – mówi Paweł Spławski, Partner w zespole ryzyka finansowego, Deloitte.

Ekonomiczna niepewność

Poziom niepewności gospodarczej i finansowej w firmach pod koniec ub. roku nie zmienił się mocno rok do roku. Jako wysoki oceniło go 42 proc. badanych CFO w Polsce, czyli o 7 p.p. więcej niż w poprzedniej edycji badania. Jako niski postrzegało go jedynie 7 proc. respondentów. Wyniki te są niemal identyczne, jeżeli chodzi o badanych z Europy Środkowej i stanowią odpowiednio 40 proc. i 8 proc. zapytanych dyrektorów.

- Dyrektorzy finansowi z jednej strony liczyli na dalszy wzrost PKB, a z drugiej wciąż z ostrożnością podchodzili do jakichkolwiek większych inwestycji związanych z obciążeniem bilansu ich firm, co można było odczytywać jako reakcje na zapowiadane spowolnienie w gospodarce – mówi Julia Patorska, Liderka zespołu ds. analiz ekonomicznych, Deloitte.

Badanie firmy doradczej pokazało również, że z roku na rok dyrektorzy finansowi mają coraz mniejszy apetyt na podejmowanie ryzyka przez ich firmę. W Polsce jedynie 25 proc. badanych uważało, że ten rok będzie dobry na tego typu działania. Jest to 10 p.p. mniej niż rok wcześniej, mimo, iż dyrektorzy finansowi nie spodziewali się wówczas epidemii. Dwa miesiące po przeprowadzeniu badania jesteśmy w zupełnie innej sytuacji, spowolnienie gospodarcze jest faktem, nie wiadomo natomiast jak głęboka będzie recesja.

 

Bez punktów odniesienia

W marcu natężenie dojazdów do pracy spadło w Europie o 20-60 proc. Największy spadek został zanotowany we Włoszech (63 proc.). W Polsce miał miejsce 36 proc. spadek, a w Niemczech 39 proc. Mniejsze niż na zachodzie Europy ograniczenia mobilności widać również w pozostałych krajach Europy Środkowej. Liczba wyjść klientów do sklepów spożywczych spadła w Polsce o 59 proc. Jeszcze gorzej było w przypadku centrów handlowych, restauracji, kawiarni, gdzie liczba wyjść spadła w marcu o 78 proc.

Kryzys gospodarczy, który w mniejszym lub większym stopniu dotyka światowe gospodarki, trudno porównać z jakąkolwiek wcześniejszą sytuacją. Kryzys finansowy w 2009 roku był spowodowany czynnikami strukturalnymi i nierównowagami na rynkach, boomem kredytowym i problemami w sektorze finansowym. Z kolei kryzys zadłużeniowy, który dotknął niektóre kraje strefy euro w kolejnych latach, miał przyczyny w niskiej konkurencyjności gospodarek i zbytnim zadłużeniem po stronie sektora finansów publicznych. Obecny kryzys nie ma przyczyn we wcześniejszych nierównowagach rynkowych, wywołał szok po stronie popytu, podaży i może doprowadzić do głębokich zakłóceń na rynku finansowym. Jak zauważają eksperci Deloitte towarzyszy mu wysoka niepewność i brak podręcznikowych recept.

- Nikt dziś nie jest w stanie przewidzieć z jak głębokim wstrząsem mamy do czynienia. Na pewno jest za wcześnie żeby mówić o głębokim kryzysie. Recesja jest już natomiast pewna. Impulsy, które do niej prowadzą to między innymi spadek krajowego i zagranicznego popytu konsumpcyjnego i inwestycyjnego, spadek podaży i niepewność, a w końcu – co wciąż przed nami – zwolnienia, bankructwa i dalsza wyprzedaż waluty krajowej – mówi Paweł Spławski.

Pesymiści znad Wisły

Tuż przed wybuchem epidemii przewidywania polskich CFO odnośnie wystąpienia w Polsce spowolnienia gospodarczego w 2020 roku nie były optymistyczne. Za wysoce prawdopodobne uznawało je 33 proc. respondentów, za dość prawdopodobne – aż 42 proc. Tylko 19 proc. sądziło, że spowolnienie jest mało prawdopodobne, a jedynie 1 proc., że bardzo mało prawdopodobne 1 proc.

Analitycy są zgodni co do kierunku zmiany wskaźnika PKB, jednak wszelkie prognozy liczbowe są obarczone wysokim błędem. Zdaniem ekspertów Deloitte negatywnie dotknięte epidemią zostaną wszystkie sektory polskiej gospodarki, jednak w poszczególnych branżach jej negatywne skutki będą odmienne.

- Najbardziej gwałtownym zmianom ulegają branże produkujące wyroby tekstylne, odzież i obuwie. W okresach spowolnienia gospodarczego, można dostrzec wolniejszy wzrost sprzedaży, która jednak gwałtownie rośnie w momencie poprawy koniunktury. Sprzedaż artykułów użytku domowego obniżyła się wyraźnie na początku 2009 r. Jej wzrost po okresie kryzysu zadłużeniowego był łagodny i bardzo podobny do wzrostu PKB – mówi Julia Patorska.

Obserwując sprzedaż produktów żywnościowych można zauważyć dużo mniejsze wahania na przestrzeni lat, zarówno w Polsce jak i krajach Unii Europejskiej. Jak zauważają specjaliści z Deloitte o rzeczywistej ścieżce zmiany PKB zadecyduje szereg czynników wewnętrznych, takich jak dynamika zachorowań i zgonów, działania administracyjne skutkujące wstrzymaniem prowadzonej działalności gospodarczej bądź jej ograniczeniem czy też zakres pomocy ze strony państwa. Wśród zewnętrznych czynników znaczenie ma dynamika rozwoju pandemii u kluczowych partnerów gospodarczych, działania administracyjne skutkujące utrudnieniami w swobodnym przepływie osób, towarów i usług, a także zakres interwencji instytucji międzynarodowych i luzowania wymogów dotyczących przeciwdziałaniu nadmiernemu długowi publicznemu i w końcu prawdopodobieństwo wystąpienia globalnego kryzysu finansowego.

Inflacja i rynek pracy

Z badania Deloitte wynika, że tuż przed wybuchem pandemii polscy CFO wykazywali największy pesymizm pytani o inflację. Aż 93 proc. oczekiwało, że wzrośnie ona i tylko 2 proc. liczyło na jej spadek. W regionie to odpowiednio 83 proc. i 4 proc. wszystkich respondentów. Dzisiaj, gdy jesteśmy w zupełnie nowej sytuacji, już wiemy, że na spadek cen będą oddziaływały takie siły jak ograniczony popyt na dobra i usługi, mniejsze dochody ludności, niepewność co do przyszłości i zawirowania na rynku ropy naftowej z równoczesnym spadkiem popytu na paliwa. O wzroście cen zdecydują niedobory niektórych produktów na rynku, poluzowanie polityki monetarnej i transfery pieniężne do ludności.

- Choć z założenia interwencje rządzących mają na celu utrzymywanie miejsc pracy, to w sektorach i branżach najbardziej narażonych na spadek przychodów i utratę płynności, obserwujemy zwolnienia pracowników. Branże najbardziej narażone to turystyka, transport lotniczy, a także branża rekreacyjna i wydarzeń masowych. W tych sektorach spadek obrotów sięga od 80 do nawet 100 proc. – mówi Paweł Spławski.

W badaniu Deloitte aż 40 proc. CFO spodziewało się wzrostu bezrobocia, co nie dziwi jeśli wziąć pod uwagę wskaźnik bezrobocia na poziomie 5,2 proc. w grudniu. Choć aktualne dane z urzędów pracy nie pokazują znacznego wzrostu zwolnień, co trzecia firma wskazuje je jako nieuniknione, a wstępne analizy resortu pracy szacują wzrost stopy bezrobocia do 9-10 proc. przed końcem roku. Oznacza to prawie półtora miliona osób bezrobotnych w kraju.

Gospodarka po pandemii

Trudno dziś jednoznacznie określić jaka czeka nas rzeczywistość, po tym jak poszczególne kraje zwalczą pandemię. Przez zbyt wiele zmiennych o niewiadomych wartościach, wszelkie prognozy są obarczone wysokim ryzykiem błędu. Najczęściej analitycy wskazują na recesję w tzw. kształcie litery U, czyli powolne wychodzenie z kłopotów. Nawet jeśli, tak jak w Chinach moce produkcyjne wrócą do stanu sprzed pandemii w relatywnie krótkim czasie, to niepewność wśród konsumentów będzie na tyle silna, że jeszcze przez pewien czas ograniczy popyt.

- Zmieni się więcej niż dziś przypuszczamy, choćby niektóre zachowania i sposób pracy. Czas walki z wirusem sprawił, że w większym zakresie pracujemy zdalnie. Za tym idzie ograniczanie przestrzeni biurowych, zmniejszone obłożenie transportu publicznego, a także mniejsze zatłoczenie ulic. Przyzwyczajenie do wirtualnych spotkań może też ograniczać podróże służbowe w przyszłości – mówi Julia Patorska.

Eksperci Deloitte prognozują dalszy rozwój telemedycyny i e-commerce, ograniczenie powierzchni handlowych oraz rozwój lokalnych usług społecznych. Możliwa jest także reorganizacja łańcuchów dostaw, gdzie obok kosztu głębiej analizowane będą inne ryzyka wpływające na przerwy w dostawach.