Co kupić, kiedy inni drżą ze strachu
fot. Adobe Stockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2020 (56)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Nie ma potrzeby referować obecnego stanu rynku, tym bardziej że zmienia się on niewiarygodnie szybko. Gdy powstaje ten tekst indeks warszawskiej giełdy – WIG – wzrósł o 23 proc. w ciągu trzech tygodni, a i tak odrobił „zaledwie” 38 proc. strat, które poniósł w czasie wcześniejszych czterech tygodni. Podobnie prezentuje się stan innych rynków i do dnia wydania tego numeru „My Company Polska” z pewnością wiele się na rynkach akcji zmieni. W środowisku tak niezwykłej zmienności inwestorzy o spekulacyjnym zacięciu czują się jak ryby w wodzie i mają okazję osiągania imponujących stóp zwrotu (lub ponoszenia bolesnych strat), co jednak mają zrobić zwykli posiadacze oszczędności?
Po pierwsze, warto zdawać sobie sprawę, co się właściwie dzieje. Pandemia dosłownie zatrzymała gospodarkę – to oczywiste. Przedsiębiorstwa straciły przychody, przestały zarabiać i potrzebują gotówki, aby utrzymać się na powierzchni do czasu aż gospodarka wróci na dawne lub nowe tory. Sytuację pogarsza fakt, że wszyscy – firmy, rządy, konsumenci i banki – notują rekordowe poziomy zadłużenia (w globalnej skali dług przekracza 320 proc. PKB i wynosi 255 bln dol.). Utrata płynności oznacza konieczność zwolnienia pracowników, ale też brak możliwości do regulowania zobowiązań finansowych, a więc widmo upadłości.
Lukę płynnościową starają się wypełnić rządy – oferując programy wsparcia, gwarancje kredytowe i liczne udogodnienia łącznie z dostarczeniem czeków konsumentom (w USA) – oraz banki centralne, które nie tylko dostarczają bankom nieograniczonej płynności, licząc na to, że będą one przychylniej oceniać wnioski kredytobiorców ubiegających się o prolongatę spłaty rat kredytowych, ale także pośrednio wspomagając rządy, które chcąc ratować gospodarkę i jednocześnie tracąc wpływy budżetowe, muszą zwiększać zadłużenie.
Banki centralne skupują więc od banków komercyjnych rządowe obligacje, robiąc w ich bilansach miejsce na nowe obligacje skarbowe. I teraz posiadacze oszczędności zadają sobie pytanie, w co właściwie należy zainwestować, aby ochronić wartość oszczędności, a w miarę możliwości dobrze zarobić?
Kupuj, gdy leje się krew
„Kupuj, gdy leje się krew”, „bądź chciwy, gdy inni drżą ze strachu”, czy „kupuj tanio, sprzedawaj drogo” – to najpopularniejsze porzekadła giełdowe. Nie sposób odmówić im racji, znacznie gorzej idzie zastosowanie dobrych rad w praktyce. Pierwszy problem, z jakim muszą zmierzyć się inwestorzy, jest problemem mentalnym – jak przekonać siebie do zakupów akcji, gdy gospodarka dosłownie wali się w gruzy?
A jednak… Cała sztuka inwestowania polega na przewidywaniu przyszłości. Ktoś, kto dziś kupuje akcje, kupuje je znacznie taniej niż kilka miesięcy temu, robi to z myślą o tym, że pandemia, a wraz z nią kryzys przeminą. Niestety, kupowanie tanich akcji, nie oznacza wcale, że nie staną się one jeszcze tańsze, jeśli kryzys miałby się nasilić. Dlatego decydując się na inwestycje teraz, należy skupić się na tych firmach, które przetrwają do czasu zmiany sytuacji. Jak je wybrać?
Warto skoncentrować się na firmach o niskim zadłużeniu i wysokiej płynności finansowej. Parametry te można zmierzyć. W obecnej sytuacji, gdy większość firm nie osiąga przychodów lub notuje ich poważny spadek, najważniejszym parametrem zadłużenia będzie relacja długu netto (zobowiązania finansowe pomniejszone o gotówkę) do kapitału własnego. Im niższy udział długu w finansowaniu działalności, tym pozycja firmy jest bezpieczniejsza.
Zdarzają się firmy, które posiadają więcej gotówki niż zobowiązań finansowych oraz takie, w których udział długu w finansowaniu działalności jest niewielki (np. nie przekracza połowy kapitału własnego). Oczywiście należy brać pod uwagę możliwość, że firmy poniosą w najbliższym czasie ciężkie straty wynikające nie tylko z tego, że przestały zarabiać, ale także z przeszacowania w dół wartości aktywów (np. galerii handlowych, biurowców, pakietów wierzytelności, znaków towarowych, licencji i wszystkiego, co może stracić na wartości w następstwie kryzysu). Lecz takie ryzyko dotyczy dziś niemal wszystkich firm na świecie. Najważniejsze jest przetrwanie tego kataklizmu, bo szanse na uniknięcie strat nie są duże.
Drugim elementem bilansu, który daje największe szanse na przetrwanie jest płynność gotówkowa – jest to relacja dostępnych środków pieniężnych do krótkoterminowych zobowiązań. Jeśli środki pieniężne przekraczają wartość krótkoterminowych zobowiązań, oznacza to, że dana firma jest w stanie przetrwać nawet rok (lub więcej), nie osiągając w tym czasie żadnych dopływów gotówki. Takich firm znajdziemy jednak niewiele, większość ma zapasy pozwalające przetrwać góra kilka miesięcy.
Powyższa charakterystyka spółki przygotowanej na kryzys pasuje głównie do niektórych dużych firm i części tych o średniej wielkości. Co istotne, są przedsiębiorstwa, których dyrektorzy finansowi od lat – niezależnie od koniunktury – konsekwentnie dbali o niski poziom zadłużenia i wysoką płynność gotówkową, bo nauczeni poprzednim kryzysem wiedzą, że elementy te mogą mieć kluczowe znaczenie w chwilach niedającego się przewidzieć kryzysu.
Boom na wszystko co cyfrowe
Istnieją branże, które mogą skorzystać na pandemii i zmianie modelu gospodarczego. W pierwszej kolejności na myśl przychodzą spółki działające w obszarze gospodarki cyfrowej. Choć najbardziej oczywistym wyborem zdają się akcje producentów gier (skoro więcej czasu spędzamy w domach, to szukamy też wirtualnej rozrywki), to w rzeczywistości branża ta także jest narażona na skutki cięć wydatków w budżetach konsumentów.
Mniejsze ryzyko związane jest z cyfrowym handlem. W szczycie pandemii internetowe sklepy spożywcze wyznaczały terminy realizacji zakupów od 10 do nawet 30 dni. Oczywiście ten złoty czas dla sklepów w sieci skończy się wraz z pandemią, ale można też sądzić, że handel w sieci jeszcze zyska na popularności kosztem zakupów w sklepach stacjonarnych. Skorzystać mogą na tym także właściciele magazynów – towar musi być gdzieś konfekcjonowany. Beneficjentem pandemii mogą być także firmy telekomunikacyjne – dostęp do internetu i przesyłu danych będzie odgrywał coraz istotniejszą rolę w naszym życiu.
Nie wiemy, jak długo potrwa pandemia ani jaki będzie jej ostateczny wpływ na rynki finansowe i ceny akcji. Dlatego nawet odważni inwestorzy, którzy chcą skorzystać z przeceny powinni rozważyć dokonywanie zakupów etapami, w zależności od sytuacji rynkowej. Najlepsza rada jakiej można udzielić to kupowanie akcji w okresie głębokich spadków i odstępowanie do zakupów w okresach silnych zwyżek. Należy być przygotowanym na to, że zmienność cen akcji utrzyma się jeszcze długo, choć z biegiem czasu będzie ona stopniowo malała.
Zyski bez ryzyka?
Każda inwestycja łączy się z ryzykiem utraty kapitału, ale niektóre z nich narażone są w mniejszym stopniu. Interesującą propozycją mogą okazać się… obligacje korporacyjne. Fala umorzeń jednostek funduszy obligacji korporacyjnych zmusiła zarządzających do sprzedaży obligacji firm i dotyczy to także firm największych, wypłacalnych i znajdujących się w dobrej kondycji finansowej. Nawet zakup obligacji przedsiębiorstw o terminie wykupu przypadającym za kilka miesięcy i dotyczących firm, które posiadają na rachunkach dostatecznie dużo środków, by sfinansować wykup obligacji, może dać imponującą (jeszcze kilka miesięcy temu) rentowność rzędu 5–10 proc.
Inwestorzy o dłuższym horyzoncie mogą skorzystać z przeceny obligacji firm z sektora energii (np. PKN Orlen), obligacji bankowych lub innych emitentów, spośród których część – widząc w niskich notowaniach okazję do zredukowania zadłużenia niskim kosztem – zaczyna sama skupować własne obligacje z rynku wtórnego (celują w tym firmy z branży wierzytelności). Ale oczywiście do takich działań potrzebna jest wiedza o kondycji emitentów obligacji.
Łatwiejszym wyborem mogą być inwestycje w fundusze dłużne, jednak w tym wypadku ryzyko jest większe. Portfele funduszy – jako całość – nie są tak odporne na upadłość poszczególnych emitentów jak samodzielny wybór obligacji firm o dobrej kondycji finansowej i odpornych, choćby tylko czasowo – na skutki pandemii. Statystyki marca pokazują, że tylko fundusze obligacji skarbowych osiągnęły w tym czasie dodatnie stopy zwrotu, w czym wydatnie pomógł skup obligacji skarbowych z rynku przez Narodowy Bank Polski.
Należy pamiętać, że zwiększone emisje długu, którymi rządy chcą sfinansować nieoczekiwane wcześniej wydatki związane z powstrzymywaniem skutków pandemii, mogą wcześniej czy później przerodzić się we wzrost rentowności (spadek cen) obligacji rządowych, nawet mimo interwencji banków centralnych, co może oznaczać straty także dla funduszy je posiadających. W dłuższej perspektywie skup obligacji rządowych przez banki centralne (tzw. monetyzacja długu) jest w stanie zagrozić wiarygodności kredytowej państw, bo w ten sposób niemal dosłownie „drukują pieniądze” z niczego. Konsekwencją może być utrata wartości tak wykreowanych pieniędzy.
Z tego powodu część inwestorów upatruje szans na zachowanie wartości kapitału w złotych monetach. Problem z ich nabyciem polega jednak na tym, że wiele ośrodków menniczych z braku dostępu do surowca (pandemia zatrzymała dostawy, a czasem także prace kopalni), zaprzestało produkcji nowych monet. W efekcie możliwości fizycznego zakupu złotych monet są (początek kwietnia) bardzo ograniczone i dotyczą niemal wyłącznie obiegu wtórnego. Przy ograniczonej podaży ceny szybko rosną (abstrahując nawet od wzrostu notowań złota na światowych rynkach i kursu dolara do złotego) i różnice między ceną złota „papierowego” a fizycznego przekraczają niekiedy 20 proc.
Historycznie dobrą lokatą na niepewne czasy były także inwestycje w nieruchomości. Jednak w obecnych warunkach – ryzyka silnego wzrostu bezrobocia, recesji i ograniczeń w dostępie do kredytów hipotecznych – można zakładać, że najlepszy czas na zakup mieszkań pod wynajem dopiero nadejdzie.
Więcej możesz przeczytać w 5/2020 (56) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.