Urvis na polskich dróżkach
Urvis Bike / Fot. materiały prasoweDoktor ekonomii przez lata związany z Uniwersytetem Ekonomicznym we Wrocławiu. Na uczelni badał różnice między ekonomią w krajach zachodnich a muzułmańskich, żeby lepiej poznać temat, pracował nawet w Ambasadzie Polskiej w Kuala Lumpur. Później zarządzał projektami w wielkich korporacjach, m.in. Credit Suisse i UBS. Gdy w kwietniu 2017 Paweł Raja, bo o nim mowa, zakładał autoryzowany przez czołowe marki rowerowe mobilny serwis Bike Republic, nie miał pojęcia, że jednoślady wywrócą kiedyś jego życie do góry nogami. Może by zresztą nie wywróciły, gdyby nie częste wyjazdy Pawła Raja za granicę.
W takich krajach, jak Holandia czy Niemcy, przyszłemu twórcy Urvis Bike rzuciło się w oczy coś, o czym w Polsce mało kto wtedy jeszcze słyszał, czyli rowery cargo. Miał już wtedy we Wrocławiu serwis rowerowy Bike Republic i zastanawiał się, co robić dalej, żeby interes nie popadł w stagnację. – Zaskoczyło mnie, że w krajach Europy Zachodniej rowerów transportowych jest bardzo dużo – opowiada.
Tak się składa, że jego droga przecięła się w tedy z drogą Przemka Żebrowskiego, uznanego przedsiębiorcy i anioła biznesu, który z pasji założył też manufakturę rowerową Antymateria. Panowie zaczęli się zastanawiać, czy rowery cargo nie przyjęłyby się w Polsce. – Widząc boom, jaki panuje na ten rodzaj transportu w Europie Zachodniej, założyliśmy, że u nas, za 5–8 lat, będzie tak samo. I uznaliśmy, może trochę marzycielsko, że gdy trend dojdzie do Polski, będziemy pierwsi – opowiada Paweł Raja. Podkreśla, że swoją rolę odegrały też marzenia o lepszym świecie: zdrowym trybie życia, zielonym mieście i czystym powietrzu.
Najpierw myśleli, żeby takie pojazdy po prostu sprzedawać. – Jednak natychmiast odezwała się żyłka przedsiębiorcy, która kazała postawić sobie pytanie: A może by zacząć je produkować?
Renesans rowerów cargo
W tym miejscu przyda się odrobina historii. Pierwsze rowery transportowe pojawiły się już sto lat temu. Wykorzystywano je wtedy powszechnie do transportu przesyłek i artykułów spożywczych. Na ulicach przedwojennej Warszawy takie pojazdy były codziennością. Z czasem wyparły je jednak samochody.
Na szczęście rowery cargo, zwane też z angielska, bakfiets, w ostatnich dekadach przeżywają prawdziwy renesans. Okazują się bowiem świetną ekologiczną alternatywą dla samochodów dostawczych. Dziś najbardziej rozpowszechnione są w Holandii, Niemczech i Danii. Tylko ulicami Kopenhagi jeździ dziś ok. 40 tys. rowerów cargo. Łatwo je poznać po charakterystycznej skrzyni z tyłu lub przodu, mającej zwykle szerokość do 90 cm. Można w niej przewieźć kilkudziesięciokilogramowy ładunek lub dwie osoby. Ale są też modele trójkołowe, które mogą udźwignąć ładunek nawet stu- lub dwustukilogramowy. Rewolucją w rozwoju transportowych dwuśladów było, rzecz jasna, rozpowszechnienie silników elektrycznych wspomagających pedałowanie. Dzięki niej rowery cargo wykorzystywane są m.in. przez takich gigantów, jak DHL czy IKEA.
Nie tylko dla kurierów
Wspomagany silnikiem elektrycznym rower...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 5/2024 (104) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.