Z przygodą mu do twarzy

Z przygodą mu do twarzy
26
Słyszę trzask zamykanych drzwi i wiem, że mogę już zdjąć z oczu opaskę. Rozglądam się. Siedzę na ziemi, w pomieszczeniu mierzącym jakieś trzy metry na trzy, przykuty łańcuchem do wielkiego betonowego bloku. Smugi zaschniętej rdzawoczerwonej cieczy barwią ściany. Jak się w to wpakowałem? Aaa... no tak. Zapłaciłem za to.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2016 (5)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Pół godziny wcześniej, w eleganckiej recepcji firmy Sir Lock w warszawskiej kamienicy  vis-à-vis Pałacu Kultury i Nauki, powitał mnie energiczny młody człowiek – nieco potargany, szelmowsko uśmiechnięty. To Wojtek Redzicki, założyciel jednej z najbardziej przebojowych spółek na polskim rynku tzw. escape roomów, czyli pokoi, z których, mówiąc w ogromnym skrócie, trzeba się wydostać.  

Przygodówka w realu

Jeśli graliście na komputerze w przygodówki, w których trzeba rozwiązywać zagadki, a także umiejętnie wykorzystywać odpowiednie przedmioty, to w świecie escape roomów odnajdziecie się bez trudu. Bo każdy taki pokój to łamigłówka. Aby się z niego wydostać, należy np. odnaleźć kilka kluczy, złamać parę szyfrów, ustawić meble na odpowiednich miejscach... 

Moda na tego typu rozrywkę zaczęła się w Polsce niedawno, mniej więcej na przełomie 2013 i 2014 r. Od tego czasu jej rynek rozwija się lawinowo. Pierwsza była wrocławska firma Let Me Out, która dwa lata temu miała dwa pokoje (dziś jest ich już 20). Redzicki wspomina, że kiedy na początku 2015 r. zakładał Sir Locka, w Warszawie funkcjonowało jakieś osiem escape roomów, czyli tyle, ile sam w tej chwili prowadzi. I to tylko w stolicy, bo Sir Lock ma też filię w Łodzi, a niebawem otworzy kolejną w Krakowie. 

„Ludzie z pieniędzmi” szybko docenili potencjał, jaki tkwi w tego rodzaju grach. Kiedy Redzicki uruchomił swoje pierwsze dwa pokoje, niemal natychmiast znalazł się pierwszy inwestor, a po kilku miesiącach w firmę zainwestowała spółka BE4 specjalizująca się w inteligentnych domach i automatyce budynkowej, która w wianie wniosła dużą krakowską kamienicę. Obecnie tylko w Warszawie Sir Lock zabawia w każdym miesiącu przeszło tysiąc klientów indywidualnych, co generuje przychód rzędu 30 tys. zł. Do tego trzeba dodać klientów korporacyjnych takich jak IKEA i Beckhoff. 

W centrum świata

Mamy jeszcze trochę czasu, zanim dam się zamknąć w „najbardziej hardcore’owym” pokoju Sir Locka, więc Redzicki zaprasza mnie na szybkie tournée po swoich włościach. Pokazuje m.in. laboratorium doktora Jekylla zmieniającego się nocą w pana Hyde’a, backstage, gdzie dokonano morderstwa czy pracownię Feliksa Terfera próbującego złamać kod Enigmy. Na dłużej zatrzymujemy się w salce konferencyjnej. Za oknami rozciąga się imponująca panorama Warszawy skąpanej w listopadowym słońcu. – Wiesz, co najbardziej lubię w tym miejscu? – pyta Redzicki. – To, że znajdujemy się w centrum świata. 

Uśmiecha się i prowadzi mnie do swojej „świątyni dumania” – kanciapy pełnej puszek, niedopałków papierosów i... gitar. Tu właściciel Sir Locka wygląda bardziej na rockmana niż biznesmena. Zresztą, jak się okazuje, nie bez kozery. 

Życiorys ma bowiem artystyczno-awanturniczy. Sam siebie nazywa „chłopakiem z Pragi”. Jako nastolatek pilniej studiował solówki Erica Claptona niż dzieła Mickiewicza, przez co jego edukacja licealna nieco się wydłużyła. Potem, owszem, dalej próbował swych sił, najpierw na architekturze, potem na filozofii. Grał też w kilku kapelach oraz imał się różnych zajęć, by zarobić. Do biznesu najbardziej zbliżył się wtedy, gdy pracował jako menedżer Cafe Kiwi. 

W końcu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca w Polsce, wyemigrował w 2009 r. do Londynu. Tam znowu wylądował na filozofii. Żeby opłacić studia, pracował w McDonaldzie, a potem także w Muzeum Wiktorii i Alberta. Coś w nim zresztą z tego zostało – urządzone przez niego pokoje pełne są iście muzealnych rekwizytów. Nocami grał koncerty, aż wreszcie postanowił skupić się wyłącznie na tym. Tak minęły trzy lata – do 2012 r. Ostatecznie zrezygnował z muzyki, która okazała się niezbyt łaskawą panią, i wrócił do Polski.  

Pokój z fabułą

Pobyt w Londynie naznaczyło pewne wydarzenie. To właśnie tam Redzicki po raz pierwszy trafił do escape roomu. – Już po pierwszej grze wiedziałem, że sam chcę coś takiego zrobić – opowiada. – Chodziło o fun. Sprawiło mi to wielką radość i pomyślałem, że mógłbym taką samą frajdę dać innym. 

Nie czuł jednak potrzeby, żeby być pierwszym w kraju. Po powrocie przez jakiś czas obserwował rodzący się rynek, odwiedzał lokale przyszłej konkurencji i analizował, co można by zrobić lepiej. Aż w końcu go oświeciło. W pierwszych polskich escape roomach brakowało historii, fabuły. Do wielu z nich po prostu się przychodziło, rozwiązywało zagadki i wychodziło. Jako zapalonemu miłośnikowi gier RPG i literatury fantastycznej, zupełnie mu to nie odpowiadało. 

– Na początku wszystko nazywało się prawie tak samo: Escape Room, Room Escape, Escape Room X. My nie chcieliśmy być po prostu kolejnym escape  roomem. Sir Lock to akademia szpiegów. To nie ty przychodzisz do nas, tylko my znajdujemy ciebie i chcemy cię sprawdzić. Pokoje to jakby poligony  treningowe. Jeśli przejdziesz kolejne szkolenie,  dostajesz odznakę. Dwa z naszych pokoi nie są dostępne publicznie – nie ma ich na naszej stronie internetowej. Wpuszczamy tam tylko doświadczonych kadetów – opowiada Redzicki. 

Pierwszym pokojem otwartym przez Sir Locka (wtedy jeszcze na Nowogrodzkiej) było „Zabójstwo na backstage’u”. Tło fabularne stanowi tu morderstwo popełnione za kulisami na, hm, muzyku  rockowym. Po powrocie z Londynu Redzicki miał masę sprzętu muzycznego, który mógł sprzedać, ale zamiast tego wykorzystał go do stworzenia realistycznej dekoracji.  

Apetyt coraz większy

Polski rynek escape roomów wciąż jest bardzo młody i sytuacja na nim zmienia się dynamicznie. Po roku działalności Sir Lock znajduje się w fazie inwestycji i zażarcie walczy o pozycję lidera. Ma już za sobą przejęcie wspomnianego wcześniej pokoju Enigma, stworzonego przez jednego z pionierów tego rynku Bartka Zajączkowskiego. Szykuje się również do dalszych akwizycji, ale Redzicki nie chce na razie zdradzać szczegółów. 

Plany na przyszłość obejmują też oczywiście zupełnie nowe pokoje w już istniejących lokalizacjach. Właściciela Sir Locka kuszą poza tym możliwości, jakie daje franczyza, jednak na razie obawia się, że mógłby stracić kontrolę nad swym ledwo podrośniętym dzieckiem. Za to na pewno postawi na większą współpracę z klientami korporacyjnymi. Już teraz na tle konkurencji wyróżnia go to, że poza czystą rozrywką oferuje szkolenia – w końcu szpiedzy i agenci, oprócz zdolności analitycznych, muszą też mieć rozległą wiedzę i umiejętności interpersonalne. 

 

Wojtek Redzicki

- Założyciel i prezes spółki Sir Lock Polska. 

- Studiował kilka kierunków w Warszawie i Londynie, ma licencjat z filozofii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. 

- Miłośnik rocka i sambo (rosyjska sztuka walki). 

- Warszawiak,  rocznik 1987. 

My Company Polska wydanie 2/2016 (5)

Więcej możesz przeczytać w 2/2016 (5) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie