Od miliona długu do...
materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2016 (9)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Jest niezwykle pogodny, szczerze uśmiechnięty, ba, skory do śmiechu. Zero dystansu, no, może tyle, ile wymaga etykieta towarzyska. Ma w sobie coś rzadkiego. Z nim chce się rozmawiać od pierwszego spotkania, bo czuje się, że skupi się bez przymusu, wysłucha, „wejdzie” w snutą opowieść i powie coś, co warto zapamiętać.
Często powtarza: „Nie możesz dać ludziom tego, czego sam nie masz”. W tej życiowej wskazówce zawiera się informacja o misyjności jego działań, ale też o pracy nad sobą. Od razu jednak ustalmy: Marcin nie jest misjonarzem biznesu. Jest biznesmenem odpowiedzialnym za swoich klientów, zespół i za swój byt. Zna wartość pieniędzy, ale – cóż, wyjdzie górnolotnie, bo inaczej nie będzie prawdziwie – przede wszystkim zna wartość człowieka.
Młodzieńczy zryw
Pierwsze biznesy, marketing bezpośredni w internecie, rozkręcał już w liceum. Smykałkę do interesów przejął nie w prostej linii, lecz od wujka, właściciela sklepów papierniczych. – Zawsze mi się to podobało – mówi. Poszedł na studia ekonomiczne, nadal zajmował się marketingiem w sieci, ale dołożył do niego także tradycyjny bezpośredni, a po paru miesiącach zrezygnował z nauki i rzucił się w wir interesów. W rok wraz z dwoma wspólnikami otworzył siedem biur kredytowych, rozstał się z jednym z partnerów i pozostawił po sobie pięć placówek, a nim minął kolejny miesiąc, miał już pięć następnych. – Czułem, że absolutnie nie jest to pułap moich możliwości – wspomina.
Miał 20–21 lat, gdy mógł wyliczać, ile już posiada: 11 biur kredytowych, trzy oddziały franczyzy SKOK Wesoła, trzy wypożyczalnie strojów karnawałowych, agencja reklamowa i jeszcze sklep ze zdrową żywnością. – Bez studiów, z małym doświadczeniem, zatrudniałem kilkadziesiąt osób, miałem przychody po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Ego rosło. Chciałem robić krajowe marki.
Lecz wkrótce ktoś w księgowości popełnił błąd. Okazało się, że nie będzie zwrotu podatku za miniony kwartał, za to jest podatek do zapłaty za dwa kwartały, w sumie kilkaset tysięcy złotych. Po kolejnym kwartale dług urósł do ponad miliona.
Marcin miał wtedy prywatne zobowiązania finansowe, kredyty, długoterminowe umowy na lokale, których nie mógł tak od razu wypowiedzieć, niekorzystne umowy z firmami telekomunikacyjnymi. Urząd Skarbowy zajął rachunki, płynność finansowa się skończyła, pojawiły się nerwy, chaos myśli i działań, butelki alkoholu. – Wszystko, co miałem, inwestowałem. Przez myśl mi nie przeszło, że znajdę się w sytuacji, w której będę musiał zamykać swoje firmy, przeciwnie, chciałem wciąż iść do przodu, atakować – opowiada. W jednym uchu dudniło mu „koniec”, „klęska”, ale na szczęście w drugim słyszał, że jednak musi z tego wyjść, że ma w sobie potencjał, czego zresztą dowiódł. Ale co robić? Co robić po kolei?
Zebrał się w sobie
Przypomniał sobie, że niedawno czytał wywiad z pewną kobietą, szkoleniowcem z Gliwic. Marcin sam pochodzi z okolic Gliwic, tu skończył liceum i stąd prowadził swoje biznesy. Już po pierwszej sesji coachingowej z Kamilą Rowińską wiedział, że dobrze trafił. Potem kontaktowali się przez Skype’a. Ustalili plan ratunkowy. Marcin pozostawił sobie dwa biura kredytowe i zlokalizowaną w Krakowie wypożyczalnię strojów, na zapleczu której, na kilkunastu metrach kwadratowych, zamieszkał. Wychodzenie na prostą zajęło mu ok. 2,5 roku i jeszcze kolejny rok, kiedy wyskakiwały z szaf różne trupy: jakieś zaległości, o których nie pamiętał, albo odsetki. Wystarczyły mu dwa miesiące intensywnej pracy w biurze kredytowym, by móc wynająć dla siebie większy lokal. Stopniowo, przez kolejne dwa, trzy lata dochodził do pokaźnego stanu posiadania i odzyskiwał pogodę ducha.
Jest większościowym udziałowcem we wszystkich swoich spółkach, pełni też funkcje prezesa, dyrektora generalnego. Najważniejsze jego marki to porównywarka finansowa Confronter, firma oddłużeniowa eMediator.pl, kancelaria prawna wyspecjalizowana w oddłużaniu – eMediator Legal i sieć afiliacyjna afill.me. – Na co dzień mam kontakt z ludźmi mocno zadłużonymi, którzy czują się wykluczeni, bo nie mogą załatwić wielu rzeczy, na przykład wziąć kredytu. Gdybym ich poznał w pubie czy na boisku, na pewno z wieloma bym się zaprzyjaźnił. Mają różne pasje, są utalentowani, dowcipni. Jedyne, czego nie ogarnęli, to własne finanse. W funkcjonowaniu wielu przedsiębiorstw przychodzi taki moment, kiedy nie ma płynności albo kontrahent nie zapłaci czy upadnie i zaczynają się poważne kłopoty.
Doskonale pamięta – może nigdy już tego nie zapomni? – własny kryzys. Jak się złościł, gdy pracownik firmy windykacyjnej nazwał go „złodziejem”, jak nerwowo reagował na każdy dźwięk telefonu, aż w końcu go wyłączył na tydzień. – Trafiają do nas ludzie, którzy przez kilka lat nie są w stanie uporać się ze swoimi problemami i dosłownie przestają funkcjonować. Powoli ich z tego wyprowadzamy, prosimy, by zebrali wszystkie dokumenty, a jeśli nie są w stanie temu podołać, dają nam pełnomocnictwo – opisuje Marcin. Założył Fundację Od Nowa, która pomaga m.in. w znajdowaniu pracy, zapewnia dostęp do prawnika, wspiera w wyjściu z tarapatów finansowych.
Kompetencje i etyka
Fundamentem, na którym Marcin oparł swoje spółki, jest etyka biznesowa, określona przez niego, ale nawiązująca do podstawowych ludzkich wartości. Tłumaczy, że w branży finansowej, oddłużeniowej, w marketingu internetowym jest wiele możliwości robienia pieniędzy w sposób nieetyczny. Przykłady? Firma oddłużeniowa przejmująca nieruchomości klienta, w marketingu internetowym nęcenie ludzi wygranymi w konkursach, przez które spadają na nich drogie rachunki za SMS-y czy płatne infolinie, branie opłat za rozpatrzenie wniosku. Na takie praktyki u Marcina nie ma miejsca.
Bardzo uważnie dobiera współpracowników, a scementowany, zaprzyjaźniony zespół uważa za największą wartość w biznesie. W tej chwili daje pracę ok. 150 osobom. Są wśród nich ci, którzy byli z nim od samego początku, a także ci, którzy w momencie kryzysu musieli odejść, lecz wrócili, gdy tylko zadzwonił, że znów jest w formie. – Codziennie jestem wdzięczny mojemu zespołowi – mówi.
Jeśli tego wymaga sytuacja, pracują także w soboty. Bywało, że w ciągu miesiąca przepracowywali po 250–300 godz., bo tego wymagało dobro klienta. Muszą być pracowici i efektywni. Tu szef narzuca zasady.
Marcin wie także, czego oczekuje od swojego coacha. Nie zwiodą go magiczne słowa „będzie dobrze” czy „jest super”. – Wyznaję zasadę, że jeśli popsuje mi się samochód, idę do mechanika, a gdy boli mnie ząb, to do dentysty. Idę do specjalistów. Otyły dietetyk jest niewiarygodny, podobnie jak guru biznesu, który sam poniósł klapę, a o dobrym coachu świadczy jego pozycja. Musi być skutecznym nauczycielem kompetencji, dawać ćwiczenia, które jesteś w stanie wykonać, np. rozpisać wartości znane ci od dzieciństwa, ale zaniechane w ostatnich latach. To być może otworzy ci oczy i zaczniesz się trzymać swojej listy prawideł.
To między innymi zawdzięcza Kamili Rowińskiej. – Każde szkolenie to taki szwedzki stół. Bierzesz z niego to, co ci odpowiada i czego potrzebujesz, ale wcześniej musisz wiedzieć, po co przyszedłeś, musisz poznać siebie – dodaje. Od pewnego czasu występuje na szkoleniach Rowińskiej. Opowiada o sobie.
Wzorce wyniesione z domu
Na swej liście wartości wysoko umieścił odpowiedzialność. Wychował się w Kotulinie, jednej z najstarszych wsi Górnego Śląska, o której pierwsze wzmianki pochodzą z XIII w. Mieszka tu półtora tysiąca ludzi. Tu chodził do podstawówki, gdzie uczyła jego mama. Wychowywała go też babcia. Przyglądał się dziadkowi, który organizował pielgrzymki do miejsc świętych. Ma dwie siostry i brata.
Pamięta, że tata nie dawał mu wolnego, gdy już zmierzchało, a drewno było niezwiezione. Nie zawsze mu to odpowiadało, ale się podporządkowywał. Mama dawała mu wybór: albo pójdzie grać w piłkę, a lekcje odrobi zmęczony późnym wieczorem, albo zacznie od lekcji. Marcin zwykle wybierał piłkę, a o lekcjach zapominał. Mama mówiła: „Ponosisz konsekwencje”. Słyszał to również w liceum, gdy wpadały mu jedynki na półrocze, a także – gdy znalazł się w finansowym dołku. Powiedział o tym mamie. Zareagowała: „Nie pomogę ci. Przecież nie mam takich pieniędzy”. Odpowiedzialność za siebie wyniósł z domu, a odpowiedzialność za potrzebujących pomocy miał w sobie już od dziecka. Dziś dziękuje rodzicom, że go dobrze wychowali.
Jest przedsiębiorcą, inwestorem, liderem, a kim ponadto? Fanem rozwoju osobistego. Doskonali siebie i poszerza swoje kompetencje dzięki aktywności w pracy. Przy wsparciu specjalistów potrafi się zająć wieloma zagadnieniami. Chce być blisko ludzi. Z każdego przypadku wynosi naukę. Czyta książki motywacyjne. Wyznacza sobie nowe cele i pilnuje siebie. Samodyscyplinę zawdzięcza sportowi, uprawianemu często z przyjaciółmi. Biega, pływa, chodzi na siłownię, gra w golfa i tenisa, kopie piłkę od dzieciństwa. Uważa na to, co je.
I pyta często rozmówców, także samego siebie: „Po co robimy to i to?”. Można wymyślać tysiące powodów, wielu biznesmenów na pewno odpowie: „Dla kasy”. A Marcin na to: „Żeby czuć szczęście”. – Gdy naszym ostatecznym celem jest to, żeby poczuć szczęście, to jeśli nie ma przeciwwskazań, najlepiej cały czas być szczęśliwym – dodaje. O szczęściu, jako o nieustającej radości, w biznesie mówi się rzadko. Już prędzej o satysfakcji zawodowej, pomyślnym zbiegu okoliczności, wielkiej fortunie itp. Ale Marcin patrzy inaczej. Za każdym biznesem widzi konkretnych ludzi, z ich zaletami i wadami, marzycieli i realistów, pewnych siebie i nieodpornych na niepowodzenia, widzi ludzi sukcesu, ale też przegranych i zwraca się zwłaszcza do tych ostatnich, żeby likwidowali przeszkody i dążyli do prawdziwego szczęścia.
Marcin Kokoszka
Ma 27 lat.
Pochodzi z Kotulina na Górnym Śląsku.
Absolwent VII LO w Gliwicach, gdzie był przewodniczącym szkoły.
Założyciel, większościowy właściciel, szef licznych firm, jak Confronter, eMediator.pl, eMediator Legal czy afill.me.
Założyciel Fundacji Od Nowa.
Miłośnik sportu i rozwoju osobistego.
Kamila Rowińska, life & business coach, Rowińska Business Coaching
W 2010 r., jako 23-letni przedsiębiorca, Marcin Kokoszka pojawił się po raz pierwszy w moim biurze. Biła od niego ogromna pokora, chęć nauki, wyciągnięcia lekcji, a jednocześnie przejęcie się tarapatami, w jakich się znalazł. To, co pomogło mu w kilkuletnim procesie wychodzenia z tej sytuacji i budowaniu firmy na nowo, to głębokie przekonanie i decyzja, że można to zrobić.
Większość osób poddaje się po pierwszych upadkach. Marcin postanowił walczyć. Bardzo szybko wyszedł z roli ofiary i zamiast szukać winnych w otoczeniu, przystąpił do działania. Oczywiście jego droga nie była usłana różami. Marcina wyróżnia niezwykła konsekwencja. Ponad 10 tys. osób rocznie ma okazję wysłuchać jakiegoś mojego wystąpienia. Zawsze, gdy przemawiam lub prowadzę szkolenie, daję uczestnikom zadania. Nic bowiem nie kończy się na sali szkoleniowej. Marcin, jako jeden z nielicznych, zrobił je wszystkie! Każde ćwiczenie, zadanie, ze stuprocentowym zaangażowaniem i odpowiedzialnością za wynik.
Grzegorz Zawiłowski, coach, trener, konsultant, CC Innovation
W tak szerokiej grupie, jaką są biznesmeni – począwszy od mikroprzedsiębiorców, a kończąc na przedstawicielach wielkich organizacji – budowanie świadomości, czym jest coaching i jak można z niego korzystać, to nadal duże wyzwanie dla środowiska coachów. Choć trzeba przyznać, że w Polsce wiedza o korzyściach płynących z zewnętrznego wsparcia, jakie daje coaching dla biznesu, powoli rośnie, mimo że są rozpowszechniane błędne informacje o tej metodzie.
Przy wyborze coacha warto zwrócić uwagę na akredytacje organizacji skupiających profesjonalistów i legitymujących się wysokimi standardami pracy. W Polsce taką organizacją jest Izba Coachingu.
Dobrze też sprawdzić, gdzie dana osoba się szkoliła oraz czy program jest akredytowany, ile godzin przewiduje, jakie treści zawiera. Dobrą praktyką jest to, że pierwsze, zapoznawcze spotkanie z potencjalnym klientem jest bezpłatne. Wtedy można z coachem porozmawiać, spytać, jakie stosuje metody i wyrobić sobie zdanie, czy chcemy z nim właśnie podjąć współpracę.
Więcej możesz przeczytać w 6/2016 (9) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.