Efekt „wow”

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe 30
Paweł Przybylski ma żyłkę rajdowca i skupienie golfisty. To dobre połączenie, gdy firma, oferująca unikalną ekologiczną technologię, staje do wyścigu o czystą planetę.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2015 (2)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Przybylski współzarządza firmą, której istota jest pewniakiem. Na całym globie rośnie potrzeba mądrego gospodarowania odpadami, a Bioelektra Group wyszła temu naprzeciw. W takim biznesie przydają się jego dwojakie sportowe doświadczenia. Rajdy samochodowe wyzwoliły w nim już na zawsze potrzebę adrenaliny. – Muszę mieć jakieś „wow” – mówi. – To napędza. Jak mi się coś podoba, nie widzę negatywnych stron.

Ale też od kilkunastu lat gra w golfa, który jest dla niego, jak to określa, „detoksem”, „terapią”, „powrotem do tu i teraz, powrotem do ciała”. Golf uczy koncentracji i trafiania do celu. – W filmie „Nazywał się Bagger Vance” jest taka piękna scena, w której bohater osiąga stan flow – całkowitego oddania się swojej czynności. Uderza i wszystko inne przestaje dla niego istnieć. Jest tylko linia wytyczona przez piłkę, resztę spowija mgła – opowiada.

Bioelektra Group ma właśnie to „wow”, które spodobało się Przybylskiemu. Innowacyjną technologię, nazwaną RotoSTERIL, stworzoną przez dwóch inżynierów z Politechniki Szczecińskiej. Urządzenia, dzięki którym jest wykorzystywana, produkuje poznański Cegielski. – Full patriotyzm w najlepszym tego słowa znaczeniu – entuzjazmuje się Przybylski.

Hamburg nas słucha

Ale rzeczywiście, ta niezwykle efektywna, szybka, ekologiczna technologia może wprawić w zdumienie i zawojować najbardziej zaawansowane rynki świata, a właścicielom przynieść poważny zarobek.

Odseparowane z odpadów komunalnych, sterylne i estetyczne cząstki metali, tworzyw sztucznych oraz szkła robią wrażenie. – To nie jest jednak olimpiada form ładnych i czystych. Nasze produkty są pożądane przez recyklerów do wtórnego obrotu – mówi Przybylski. – Na produkcję nowej puszki z naszego surowca potrzeba tylko 5 proc. energii, która jest zużywana przy wytwarzaniu jej z surowca uzyskanego tradycyjną metodą, a w przypadku butelki szklanej jest to 60 proc.

Wiele wyścigów przegrałem, żeby wygrać. W biznesie upadałem już kilka razy, ale nigdy nie było tak, żebym się nie podniósł i nie podjął ryzyka – mówi Przybylski.

Przedstawiciele firmy, na czele z jej dyrektorem finansowym Pawłem Millerem, spotykają się z właścicielami odpadów i przedsiębiorstwami wykorzystującymi odzyskane surowce wtórne m.in. z Hamburga, Londynu, Stanów Zjednoczonych, Arabii Saudyjskiej, Turcji. Szczególnie zaawansowane rozmowy prowadzone są w Hamburgu uważanym za najbardziej ekologiczne miasto w Europie. – Nasza technologia będzie pracować w Niemczech... Czy może być lepsza rekomendacja? – pyta Przybylski. Do polskiego wynalazku przyciąga klientów także ilość i jakość biomasy powstającej podczas przetwarzania odpadów. Może być świetnym nawozem albo zielonym paliwem. W krajach arabskich za tonę materiału glebotwórczego z biomasy płaci się do 1 tys. dol.

Od dwóch lat w Różankach w woj. warmińsko-mazurskim działa zakład warszawskiej spółki. Od roku przyjmuje odpady na podstawie umowy z Olsztynem. Przetworzył, jak dotąd, 20 tys. t. Technologią firmy interesuje się kilkadziesiąt innych miast w Polsce.

Ewolucja świadomości

Właścicielom Bioelektry sprzyjają też inne czynniki. Prawo unijne dotyczące wtórnego wykorzystania odpadów staje się coraz bardziej restrykcyjne. Urzędnicy w naszym kraju muszą się do niego dostosować. Jest jeszcze wiele do zrobienia, ale liderzy spółki są zahartowani. Przybylski wyniósł to z rajdów, na których zdobywał mistrzowskie tytuły Polski. – Wiele wyścigów przegrałem, żeby wygrać. Odpuszczałem w pewnym momencie, bo gumy nie takie albo mój konkurent chciał mnie zniszczyć. I po chwili, gdy już zadowoliłem się drugim, trzecim miejscem, ten zawodnik nagle wypadał z wyścigu i wygrywałem. W biznesie upadałem już kilka razy, ale nigdy nie było tak, żebym się nie podniósł i nie podjął ryzyka – opowiada.

Niektóre ich postulaty wydają się rewolucyjne i trudne do przeforsowania, bo idą w poprzek niedawno przyjętych przepisów, np. na temat segregacji śmieci. – Nie każmy robić tego mieszkańcom. I tak to nie wychodzi, nawet przy ich dobrych chęciach. U nas segregację bezbłędnie i szybko przeprowadza komputer – mówi Przybylski.

Przyznaje, że ekologią zaczął interesować się dopiero, gdy zainwestował w Bioelektrę. – Nie będę dorabiał ideologii. Podczas rajdów spalałem ogrom benzyny, ale nie zajmowałem się tym. Stopniowo rozbudzała się moja świadomość ekologiczna i mam olbrzymią satysfakcję, że poza dążeniem do finansowego zysku, robię coś, co niesie dobro.

Męskie zaufanie

Ta inwestycja to był przypadek. W swym poprzednim biznesie, nieruchomościowym, pracował z Jarosławem Drozdem. – Jarek zawsze się rozglądał i jakieś 10 lat temu zaczął przypatrywać się działalności „w odpadach”. Potrzebnych było jeszcze kilka lat zmian w prawie i w mentalności, żebyśmy około 2011 r. mogli w to wejść. Do współpracy w Bioelektra Group Jarek zaprosił mnie i Krzysztofa Grabowskiego. Z czasem wykupiliśmy dotychczasowych udziałowców, przejęliśmy kontrolę nad technologią, zainwestowaliśmy większe pieniądze i umożliwiliśmy firmie rozwój – wspomina Przybylski.

Dla niego byłoby najlepiej, gdyby ten rozwój był permanentny. I na to się zanosi, bo ludzka cywilizacja pogrąża się w śmieciach, a jednocześnie szuka sposobów na ograniczenie efektu cieplarnianego i ochronę przyrody dla przyszłych pokoleń. Przybylski lubi „dzianie się”, to znaczy codzienny wysiłek, starania, pomysły, a cel przesuwa, czyli, jak śpiewali Skaldowie, „goni króliczka”. Z tym czuje się najlepiej. Ma przyjemność tworzenia. Kiedyś wymyślił, że będzie odnawiał stare samochody. Przez dwa lata dopieszczał w najmniejszych detalach Mercedesa 280 SL, rocznik 1970, popularną Pagodę. Doprowadził ją do perfekcji. Była wystawiona w salonie. Ale kiedy już do niej wsiadł, entuzjazm opadł.

Bioelektra Group niedawno zrobiła duży krok do przodu, a ten proces uruchomił właśnie Przybylski. W firmę zainwestował jeden z najbogatszych Polaków, Michał Sołowow. Panowie znają się pozabiznesowo, Sołowow jest rajdowcem. – Ale na nic zdałyby się te relacje, gdyby nie nasza technologia. Jestem przekonany, że Michał podpisał się pod globalnym, skalowalnym, a do tego polskim biznesem. Kto nie chciałby być partnerem takiej inwestycji? – mówi Przybylski.

Zważywszy na wymogi unijne, Bioelektra musi i chce patrzeć przynajmniej 15 lat do przodu. Długi dystans pozwoli się rozpędzić, ale również jest wymagający, bo nikt nie działa w próżni i inne technologie mogą okazać się konkurencyjne. To idealne połączenie dla Przybylskiego. Ryzyko i koncentracja. Tor wyścigowy i pole golfowe. – Może wkrótce będziemy obecni w połowie świata? – zastanawia się. Oczywiście, w tej czystszej połowie.


CV - Paweł Przybylski

  • Członek zarządu Bioelektra Group, polskiej spółki akcyjnej zajmującej się inwestycjami w gospodarkę odpadami.
  • Były kierowca rajdowy. Golfista. Biznesman. Inwestował w branże: piwowarską, włókienniczą, nieruchomościową.
  • Ma 56 lat, warszawiak.

Gospodarka odpadami w liczbach

  • Rynek gospodarki odpadami wart jest w Polsce 5 mld zł.
  • Powstaje u nas rocznie ok. 12 mln t odpadów, z czego 80–90 proc. trafia na wysypiska, których jest ok. 800.
  • Technologia Bioelektra Group RotoSTERIL pozwala na ponad 90-procentowy odzysk surowców wtórnych z odpadów. Na ich neutralizację potrzebuje zaledwie 3 godz.
  • Od 2020 r. UE będzie wymagać od swoich członków 50-procentowego odzysku z odpadów, a od 2030 r. – 70-procentowego.
  • Już od 2016 r. nie będzie można zostawić na wysypisku niczego, co ma wartość energetyczną.
My Company Polska wydanie 2/2015 (2)

Więcej możesz przeczytać w 2/2015 (2) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie