Projektantka wszystkiego

Projektantka wszystkiego
96
Polacy są nienasyceni. Dzięki temu mamy energię, której zaczyna już brakować Zachodowi – uważa Maja Ganszyniec, właścicielka Studia Ganszyniec. Jedyna Polka na stałe współpracująca przy tworzeniu kolekcji mebli IKEA.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2016 (5)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Maja Ganszyniec zajmuje się nie tylko projektowaniem mebli i produktów, lecz także strategią dizajnu w tworzeniu marek. Od trzech lat działa pod własnym nazwiskiem w ramach Studia Ganszyniec oraz jako partner w firmie Touch Ideas. Jej klienci to m.in. IKEA, krajowe marki meblarskie (jak Comforty, Marbet Style czy Iker) oraz Amica. Współpracowała też z Leroy Merlin. Twierdzi, że rynek projektowy w naszym kraju ma ogromny potencjał wzrostu, zarówno jeśli chodzi o wzornictwo przemysłowe, typowo użytkowe, jak i dizajn galeryjny, czyli wytwarzanie pojedynczych, unikalnych przedmiotów. Pod tym względem Polska jest ciekawa m.in. dlatego, że „wciąż się definiuje”.  

Kraków, Mediolan, Londyn, Warszawa

Sama pochodzi ze Śląska, z Tarnowskich Gór. W liceum chciała zdawać na grafikę, ale ostatecznie wybrała architekturę wnętrz na ASP w Krakowie:  projektowanie zawsze ją pociągało. Podczas studiów czuła, że to za mało, więc wyjechała w ramach Erasmusa do Mediolanu, a potem wzięła urlop dziekański i spędziła kolejny rok na stażu u Alessandro Mendiniego, słynnego architekta i projektanta, propagatora postmodernizmu we wzornictwie. Po powrocie, w 2006 r., obroniła dyplom i wyjechała na dwa lata do Londynu studiować w Royal College of Art. – To była prawdziwa kuźnia talentów i wylęgarnia pomysłów. Prototypownia drewna, metalu, drukarki 3D korzystające z pięciu różnych materiałów. Wszystko, czego dusza projektanta zapragnie. W tamtych czasach to było coś! Dzięki temu można było rozwinąć skrzydła – wspomina. 

W Londynie zastanawiała się, co dalej. Wrócić do Polski czy zostać na Wyspach? W Wielkiej Brytanii rozwinięty był jednak głównie rynek dizajnu galeryjnego, „wypowiedzi ujętych w formę”, a nie związanego z przemysłem. U nas z kolei rynku galeryjnego w zasadzie nie było. Za to marki meblowe dojrzały i otwierały się na dizajnerów, zapowiadał się ciekawy, dynamiczny rozwój. Zaproponowano jej pracę w Helen Hamlyn Center przy Royal College of Art. Miała się zajmować projektami inkluzywnymi (przeznaczonymi także dla osób starszych czy niepełnosprawnych). Odmówiła z przyczyn zdrowotnych. Wróciła do kraju. Kryzys z 2008 r. ją zaskoczył: – Rozwój nie był tak szybki, jak zakładałam, ale na szczęście znalazło się kilka firm gotowych na współpracę. 

Została wolnym strzelcem, bo nie było za bardzo gdzie się zatrudnić. – Dopiero obecni absolwenci mają jakiś wybór. Mogą znaleźć pracę w studiach  projektowych, choć nadal nie ma ich wielu, lub otworzyć własne – tłumaczy. Kiedy zrobiła kilka projektów do spółki z Krystianem Kowalskim i Pawłem Jasiewiczem, założyli razem studio Kompott. Lecz niebawem ich drogi się rozeszły, a Ganszyniec, która zaczynała już zdobywać w branży renomę, uruchomiła własną firmę. 

Na miejsce działalności wybrała stolicę, a konkretnie Saską Kępę. – Odkąd tu jestem, Warszawa mocno się zmieniła. To bardzo inspirujące miejsce, z którym długo się zaprzyjaźniałam – opowiada. To, że prowadzi firmę w kraju, wciąż bardzo sobie ceni. – Polacy są nienasyceni. Dzięki temu mamy energię, której zaczyna już brakować Zachodowi.  

Łączenie ról

Swój czas zawodowy dzieli między Studio Ganszyniec a partnerstwo w Touch Ideas, gdzie zajmuje się dizajnem marek. Pozostali partnerzy to Marek Serafiński, ekspert od strategii marek i innowacji rynkowych, oraz Alex Grots zajmujący się tworzeniem innowacji metodą Design Thinking (Myślenia Projektowego). Touch Ideas łączy funkcję agencji strategicznej,  która opracowuje wytyczne dotyczące cech, jakie ma spełniać tworzony produkt czy brand, i agencji kreatywnej, która tymi wytycznymi się kieruje. Ganszyniec zdecydowanie popiera takie połączenie. Dzięki  niemu maleje ryzyko niezrozumienia klienta, jego marki, jeśli nie miało się z nią wcześniej do czynienia. – Bardzo trudno jest projektować na podstawie wytycznych, których się samemu nie opracowało – tłumaczy. W Touch Ideas projektant uczestniczy od samego początku w tworzeniu strategii rozwoju produktu, bierze udział w badaniach rynku, współpracuje z analitykami. – Dzięki temu dajemy „realne odpowiedzi na realne problemy”. To bardzo rzetelne podejście – przekonuje Ganszyniec. Tak było choćby podczas tworzenia marki zup Pan Pomidor & Company na zamówienie przedsiębiorcy Pawła Urbanka. Powstały one z myślą o zamożnych młodych ludziach z większych miast, którzy nie mają czasu gotować, a chcieliby zjeść coś bez konserwantów. – To grupa świadomych konsumentów, którzy łatwo wychwycą fałsz – podkreśla Ganszyniec. Dlatego opakowanie i kody graficzne na nim musiały być spójne z tym, co jest w środku, i z preferencjami klientów.  

Jedna z dwunastu

Historia jej współpracy z IKEA sięga jeszcze czasów studia Kompott, do którego, pod koniec 2010 r., Szwedzi zwrócili się z propozycją zaprojektowania kolekcji mebli PS 2014. Potem znowu zadzwoniono z IKEA i Ganszyniec (już jako Studio Ganszyniec) została zaproszona do zaprojektowania małej kolekcji mebli, która trafi do sprzedaży w kwietniu. Później posypały się kolejne propozycje i teraz projektantka na stałe współpracuje ze szwedzkim brandem. Tworzy kolekcje, których celem jest budowa jego wizerunku i tożsamości. Projektuje m.in. sofy wykonane z papieru. – Są to przyjemne tematy, mam ogromną frajdę ze współpracy. Dziś pracuję zarówno w Warszawie, jak i w Szwecji, z dwunastoma innymi projektantami – mówi. 

Według projektantki takie firmy jak jej mają w naszym kraju przyszłość. Jest coraz więcej zleceń z różnych branż. Widać wręcz skokowy rozwój rynku wzornictwa zarówno jeśli chodzi o strategie producentów, jak i oczekiwania konsumentów. – Jednak patrząc na to, co dzieje się za granicą, ma się apetyt na więcej – stwierdza Ganszyniec, która zresztą nie postrzega innych studiów projektowych jako konkurencji. Kibicuje wszystkim z branży. – Jesteśmy dopiero na etapie tworzenia rynku. Powinniśmy to robić wspólnie, aby miał wysoką jakość. Tak, żeby to, co dzieje się w Polsce, było również dobrze odbierane poza jej granicami. Przestrzeni do działania jest bardzo dużo, a nas jest mało. Nie depczemy sobie po piętach i budujemy pole do działania na najbliższe kilkadziesiąt lat. 

My Company Polska wydanie 2/2016 (5)

Więcej możesz przeczytać w 2/2016 (5) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie