Jak legalnie zarobić na seksie

Sextech Revolution – tak w USA nazwano zjawisko błyskawicznego rozkwitu startupów związanych z życiem seksualnym, które miało miejsce w pandemii. Gdy wielu przedsiębiorców liczyło straty po kolejnych lockdownach, branża erotyczna kwitła. Dotyczyło to m.in. internetowej sprzedaży gadżetów erotycznych, która wzrosła aż o 87 proc. W tym czasie – skazani na wspólne przebywanie w domu - zaczęliśmy się też zastanawiać nad jakością naszych związków. Często efektem były wysiłki włożone w poprawę jakości życia seksualnego, a co za tym idzie – wzrost zainteresowania branżą. Według Andrei Barrici, inwestorki venture capital, która zajmuje się rozwojem sekstechów w USA, rynek związany z jakością życia seksualnego do 2026 r. osiągnie wartość 122 mld dol.

Rewolucja czy przedrewolucyjne wrzenie

W Polsce w branży związanej z życiem seksualnym rewolucja jeszcze nie zaszła. Jak powtarzają nasi rozmówcy, to wciąż trudny rynek, w którym nieustannie trzeba pokonywać kolejne tabu. Mamy jednak do czynienia ze swoistym przedrewolucyjnym wrzeniem, związanym z jednej strony ze zmianą obyczajowości Polek i Polaków, a z drugiej –  z otwieraniem się na tę tematykę mainstreamowego świata biznesu.

Bo „seksualna rewolucja” w ekonomii nie polega tylko na wzroście dochodów branży, lecz głównie na zasadniczej zmianie, jaką przechodzi ten rynek. Przede wszystkim biznes seksualny przestaje być jednoznacznie męski. Przedsiębiorcy odkryli, że można zarobić nie tylko na zaspokajaniu potrzeb heteroseksualnych facetów, ale też kobiet i osób nieheteronormatywnych....